wtorek, 13 maja 2014

Wieczorne spotkanie



Byłem gotowy do spotkania z zachodem słońca na Tarnicy.
   




I wtedy przyszły one. 
Przyszły, żeby sfotografować stąd zachód słońca.
Dwie "stosunkowo" młode kobiety z aparatami. Pełne ciepła, bardzo przyjacielsko nastawione do świata. Od razu nawiązaliśmy rozmowę na tematy fotograficzne, jak to robią osoby o podobnych zamiłowaniach.
    Z każdą chwilą robiło się coraz sympatyczniej…..
     - I tak sam będziesz tu spał? – zapytały. (Bo już zdążyliśmy przejść na ty)
     - A co mi pozostaje, jeśli brakuje odważnych kobitek?- ja na to.
     - My jesteśmy odważne, tylko nie mamy materacy, ani śpiworów.
Zabrzmiało to całkiem zachęcająco….
    



Zacząłem opowiadać o ciepłych nocach na szczycie połonin i spaniu pod gwiazdami. Nie pominąłem ma się rozumieć, kwestii oczekiwania na fantastyczny wschód słońca oglądany ze szczytów. Paniom podobało się coraz bardziej…..
      Wtedy oznajmiłem, że oddam do ich dyspozycji materac i oba śpiwory. (Nikczemnie liczyłem, że w nocy będzie jednak tym razem zimno i któraś przygarnie mnie chudzinę z litości, co będę ściemniał).
     Zapowiadało się naprawdę interesująco. Przygoda przez duże P zawisła nad Tarnicą, bo panie ochoczo zaakceptowały propozycję nocowania!
     Było pięknie, dzień się pomalutku kończył, zrobiło się nawet jakoś tak ekscytująco oraz romantycznie…….
    
     


I w tym właśnie tak przychylnym momencie z gołoborza zaczęło coś krzyczeć. 
       Jakieś zwierzę, jakiś wyraźnie duży stwór zaczął krzyczeć. Krzyk był donośny i dość Trochę to było podobne do głosu zaniepokojonego koziołka, ale mówiąc szczerze, takie coś usłyszałem w Bieszczadach po raz pierwszy. A niósł się ten głos echem! Oj niósł się…..
     Panie zamarły a potem zapytały co to tak krzyczy, czy to aby nie niedźwiedź i widać było, że nie bardzo wierzą w moje wyjaśnienia, że to koziołek.   
Teraz akcja rozwinęła się błyskawicznie oraz gwałtownie. Paniom zrzedły miny, a ochota na noc pod gwiazdami uleciała w szarzejącą właśnie dal.
Moje niezwykle odważne znajome pożegnały się śpiesznie: - No to cześć!
       I pomknęły jak kozice w dół do Wołosatego.
Domyślałem się, że krzyk tego „koziołka” zesłał mój Anioł, żeby mi zapewnić samotną noc, tak jak układałem sobie w myślach idąc na Tarnicę. A może nawet to Anioł tak zaryczał?
     Fajne kobitki, szkoda że poszły – pomyślałem.
A głowa zaraz odpowiedziała: - szkoda jest wtedy, gdy teściowa wpadnie do studni i ją uratują. Nawet szkoda podwójna, bo woda jest popsuta i teściowa uratowana.


Zostałem więc sam, tak jak jeszcze niedawno chciałem.

Niebo pokryło się srebrnym piaskiem gwiazd….. Siedem Gwiazdek Wielkiego Wozu pojawiło się nad głową. Boziuniu jak cudnie! Boziuniu jak ciepło!
Ciepło to mało powiedziane. O północy było dwadzieścia jeden stopni! O świcie prawie 19!.
       I to był ostatni odczyt z termometru kieszonkowego, bo jeszcze tego samego dnia w Siekierezadzie w Cisnej …….
W każdym razie ta noc na Tarnicy była najcieplejszą nocą przespaną bez namiotu, bezpośrednio pod gwiazdami w bieszczadzkich wędrówkach 2013.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz