Jeśli raz usłyszysz
prawdę, nie zdołasz jej zapomnieć.
To jedna z cech prawdy –
nie musisz starać się jej zapamiętać. Kłamstwo wymaga ciągłego pamiętania.
Mógłbyś łatwo coś pomylić. Ten, kto często kłamie, musi mieć lepszą pamięć niż
człowiek prawdomówny. Jeśli bowiem zawsze mówisz prawdę – nie musisz niczego
zapamiętywać.
Ktoś, kto kłamie, musi
pamiętać nie tylko swoje kłamstwa, ale także którego z nich użył w stosunku do
której osoby. Jedno kłamstwo powoduje łańcuszek kolejnych. Rodzą się jedne za
drugimi, zupełnie wymykają się spod kontroli.
Natomiast prawda jest jak
celibat – nie posiada dzieci; nie ma męża. Jeśli raz pojmiesz to, że Bóg nie
jest niczym innym, tylko hipotezą, stworzoną przez kapłanów, polityków, elity
władzy, pedagogów, i że oni wszyscy chcą cię trzymać w psychicznej niewoli, że
mają w tym swój interes....cóż – przestaniesz się obawiać. A oni chcą, żebyś
się bał, bo kiedy się nie boisz, jestes niebezpieczny.
Masz wybór: możesz być
człowiekiem tchórzliwym, pełnym obaw, zniewolonym, bez jakiejkolwiek godności,
bez szacunku dla samego siebie – albo możesz odrzucić lęk.
Ale wtedy będziesz
buntownikiem, nie unikniesz tego. Albo będziesz wierzącym, albo będziesz miał
duszę buntownika. Ci wszyscy, dla których jako rebeliant mógłbyś być
niewygodny, usiłują zalepić umysły ludzi papką chrześcijaństwa, judaizmu,
islamu czy hinduizmu. Mają siłę przekonywania, bo wszyscy, którzy pragną
władzy, wiedzą, że idea Boga pomaga w jej zdobyciu.
Jeżeli boisz się Boga – a
jest to przecież jedna z podstawowych zasad wiary – musisz podporządkować się
Jego nakazom i wyrokom, świętym księgom, mesjaszom, kolejnym wcieleniom –
słuchać Go i jego przedstawicieli. Bardziej zresztą Jego przedstawicieli, bo
Bóg się z tobą nie komunikuje. Ogromnie dziwny układ. Religia to najdziwniejszy
biznes, jaki stworzono.
Nie ma szefa, ale jest
mnóstwo pośredników: kapłani, biskupi, kardynałowie, papież – cała hierarchia.
A na samej górze – nie ma nikogo.
Chciałeś, żeby wymyślono
Boga, bo nie mogłeś znieść samotności. Nie potrafiłeś zmierzyć się z życiem, z
jego pięknem, radością, cierpieniem, troską. Bałeś się tego doświadczać, nie
mając kogoś, kto nad tobą czuwa i chroni cię jak parasol. Poprosiłeś o Boga ze
strachu. I oczywiście wszędzie pełno jest sztukmistrzów. Prosisz – i masz.
Będziesz musiał porzucić
tę wizję Boga, która pomaga ci ukoić strach. Trzeba będzie przejść przez te
wszystkie lęki i zaakceptować fakt, że są częścią ludzkiej rzeczywistości. Nie
ma potrzeby uciekać.
Trzeba będzie się w to
zagłębić, a im głębiej wnikniesz w strach, tym mniej go znajdziesz. Kiedy
dotkniesz kamiennego dna lęku, po prostu zaczniesz się z tego śmiać – nie było
czego się obawiać. A kiedy zniknie lęk, pojawia się niewinność, która jest
summum bonum, najczystszą esencją człowieka religijnego.
Ta niewinność jest siłą.
Ta niewinność, to jedyny prawdziwy cud.
Niewinność jest początkiem
wszystkiego, ale nie uczyni cię ona chrześcijaninem ani muzułmaninem.
Niewinność sprawi, że będziesz po prostu zwykłym człowiekiem, całkowicie
akceptującym swoją zwyczajność, żyjącym radośnie, wdzięcznym wszystkiemu co
istnieje – nie koncepcji Boga, ponieważ ona jest wytworem narzuconym przez
innych.
Istnienie nie jest jakąś
ideą. Po prostu jest – w tobie, poza tobą. Kiedy odzyskujesz swoją niewinność,
pojawia się w tobie głębokie poczucie wdzięczności. Nie nazwę tego modlitwą, bo
kiedy się modlisz, zwykle o coś prosisz. A ty nie prosisz w tym momencie, lecz
dziękujesz za wszystko, co do tej pory otrzymałeś.
A otrzymałeś bardzo wiele.
Czy zasłużyłeś na to? Czy zapracowałeś na to?
Istnienie obsypuje cię tak
hojnie, że prosić o więcej byłoby niewdzięcznością. Ciesz się z tego, co
otrzymałeś. Najpiękniejsze jest to, że kiedy jesteś zadowolony, istnienie
obdarza cię coraz hojniej. Im większą odczuwasz wdzięczność, tym więcej
otrzymujesz. To nieprzerwany proces.
Pamiętaj tylko: wizja Boga
musi zostać odrzucona. Już w chwili, kiedy nazwałeś to wizją, cała koncepcja
Boba legła w gruzach. Czy ci się to podoba, czy nie – nie zmienisz tego; to
nieodwracalne.
Jedyna droga, jaka ci
pozostała, prowadzi do samego sedna lęku. Wejdź tam cicho, tak, żebyś poczuł
jego głębię.
Czasami zdarza się, że
wcale nie jest tam głęboko.
Pewien człowiek, idąc po
ciemku, ześliznął się ze skały. Ponieważ obawiał się, że może spaść w przepaść,
trzymał się gałęzi, która wyrastała ze ściany urwiska. To, co mógł dostrzec w
dole, wyglądało jak bezdenna otchłań.
Zaczął krzyczeć, ale
odpowiadało mu tylko echo; nikogo nie było w pobliżu. Możesz sobie wyobrazić tę
ciągnącą się przez całą noc torturę. Oko w oko ze śmiercią, dłonie zgrabiałe z
zimna, ledwie utrzymujące ciężar ciała....
Kiedy rozwidniło się,
spojrzał w dół i zaśmiał się: pod nim nie było przepaści. Jakieś dwadzieścia
centymetrów poniżej jego stóp była całkiem szeroka półka skalna. Mógł na niej
bezpiecznie przespać całą noc, zamiast tkwić w tym koszmarze.
Mogę ci powiedzieć z
własnego doświadczenia: - strach nie ma więcej głębokości niż dwadzieścia
centymetrów.
Od ciebie zależy, czy
chcesz tkwić uczepiony tej gałęzi i zamienić swoje życie w koszmar, czy raczej
puścisz gałąź i staniesz na własnych nogach
Nie ma się czego bać.
Nie zgodze sie z Toba. Gdyby Boga nie bylo, nie byloby swiata, nie byloby zycia. Twierdzenie ze Bog jest wytworem wyobrazni i przedmiotem w reku czarnych czy innych sluzacych, jest pozbawione sensu. Bog dal nam wolnosc, takze sprzeciwiania sie jemu. Bog dal plus i minus, dobro i zlo. Wybieraj sam. Nikt nikomu nie podlega. Wiara w Boga w strachu? Nic takiego! To nie jest wiara w takim razie. Bog jest milosierny i laskawy i do takiego sie modlimy i takiemu ufamy. Nie ma Boga karajacego. Jest zlo ktore jest wyborem czlowieka. Zlo jest wynikiem wolnosci , ktora jest nad zlem.
OdpowiedzUsuń