sobota, 23 listopada 2013

Zajączek



 Czas się przejść i zobaczyć, co jest za szczytem wzgórza. Namiot nie stoi bowiem na samym szczycie, nie powinien nawet tam stać, powód? - Pioruny!
     Zdarzyło się, że przechodziła burza nad okolicą, i od dłuższego czasu, od wielu godzin już lało. Zdecydowałem pomimo deszczu wyjść z namiotu w pelerynie, na bosaka i rozprostować nieco kości. Uczyniłem tak. Otocznie tonęło w szarości, niewielka widoczność, tylko szum deszczu. Naraz jak nie błyśnie! Gruby zygzak błyskawicy połączył niebo z ziemią. Piorun uderzył bardzo blisko, gdzieś w szczyt. To około trzysta metrów dalej. Po sekundzie, zgodnie z zasadami fizyki, jak nie grzmotnie! Podskoczyłem mimowolnie, a w oczach od błysku powstały powidoki.  Pomyślałem wtedy: - jak to dobrze, że trzymam się zasad przeciwpiorunowych. Trzymanie się zasad przeciwpiorunowych jest bowiem słuszne i zbawienne.
    
     Ale Tu i Teraz nie ma burzy, jest przefantastycznie. Nie wiem, jak było w Ogrodach Edenu, ale tylko takie porównanie przychodzi do głowy.
Napiłem się już gorącej wody, według zasad Edgara Cayce i wyruszam przepasany aparatem. Idę na ten niedaleki szczyt. Po drodze przypominam sobie o wczorajszym wieczornym polowaniu orła. Zajrzę w to miejsce, gdzie orzeł zdobył swój łup. Miejsce dobrze zapamiętałem, więc może tylko minutę brodzę w trawach i.....coś małego na mnie patrzy!

To mały zajączek! Jak on się boi! Trzęsie się ze strachu!
  Patrzy na mnie tak, że mnie w sercu ścisnęło. Co mam zrobić?
W pierwszej chwili przychodzi myśl: - uratuj go! Ale jak mam to zrobić? Do namiotu go zabrać?
     Zajączek trzęsie się, i patrzy mi w oczy......Nic nie wymyślę, to dzikie stworzenie, nie powinienem go dotykać. Już chciałem bowiem zajączka pogłaskać, i zagadać do niego.
    On się tak mnie boi! Powinienem natychmiast odejść. Nadaję do niego myślą: - "Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy".                              
    
 Szybkie zdjęcie i ostrożnie wycofuję się z traw. To wczorajsze polowanie orła....Albo zajączek stracił braciszka, albo orzeł upolował jego matkę.
    Serce bije mi mocno. Czuję się zupełnie wytrącony z równowagi.
Ale zdarzenie! Te oczy zająca przepełnione strachem, wpatrzone we mnie, zostały mi na długo w pamięci.
Tego dnia nie zajrzałem więcej w to miejsce, a następnego dnia już tam zajączka nie było.
   
   
PS. Tym postem skończyłem opisywać pierwsze 24 godziny na samotnym biwaku, a biwakowałem tak trzy razy po tygodniu. Po tych pierwszych 24 godzinach, czułem się na tej górze jak w domu, jak u siebie. A uczucia nie kłamią....W przerwach robiłem podróżnicze skoki w bok. Pociągnę wątek Samotni do czwartku, a w piątek zacznę posty o swej lipcowej podróży do Ciężkowic, do Domu na Górze, na niepowtarzalną imprezę duchowo - muzyczną.
Pisząc, i zamieszczając zdjęcia przeżywam wszystko ponownie......zdublowane wakacje?       
    Niesamowite.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz