poniedziałek, 18 listopada 2013

Letnia burza nad strażnicą



W nocy była nawałnica według miary mieszczucha - czyli zupełnie przeciętna burza, według miary bieszczadzkiej.

Grzmiało od popołudnia, ale daleko - miałem wrażenie, że ta burza krąży wokół Łupkowa i w końcu będzie padać. Po kolacji i orzeźwiającym prysznicu, umościłem się więc wcześniej w namiocie, a zasypiając, zasunąłem suwak zewnętrzny, bo zwykle spałem tylko przy zasuniętej moskitierze - noce były już bardzo ciepłe.
    Usnąłem. Obudził mnie błysk i bardzo bliski grzmot. Zaczął lać rzęsisty deszcz. Poczekałem chwilę i „na macanego” sprawdziłem, czy namiot nie przecieka po zaklejaniu i racjonalizacji. Było ok. Luzik miałem - czułem się już nad wyraz pewnie, zupełnie jak weteran.
     Odebrałem wyraźnie bardzo silną i jasną myśl: - „Już czas. Nabyłeś się w Szwejkowie, zasuwaj  dalej! Wysokie Bieszczady czekają!”
     Taką myśl w ostatnich dniach miałem kilkakrotnie. Znajdowałem się na etapie planowania trasy, to planowanie przynosiło mi ogromną radość. Codziennie przesiadywałem nad mapą. Odkładałem wymarsz tylko ze względu na pogodę, lecz zbliżał się także termin wyjazdu na początku lipca do Ciężkowic, do Jana, na imprezę pod nazwą „Gongi”. Na szlaku miałem zamiar być około tygodnia, więc na ewentualny wymarsz był tylko jeden lub najwyżej dwa dni.
     Jeszcze raz pomacałem, czy nie jest mokro na śpiworze przy nogach – było suchutko. A nade mną szalała tylko ta zwykła bieszczadzka burza, bardzo miła do super spania! Na wszelki wypadek jednak, okryłem dół śpiwora peleryną, którą podwinąłem pod dmuchany materac, i kołysany przez szum deszczu, wpadłem ponownie w objęcia Morfeusza.
     Burza wyraźnie stanęła nad strażnicą - lało kilka godzin z różnym natężeniem. Przerzucałem się elegancko z boku na bok, usypiając po tym natychmiast, i nie budziłem się nawet z powodu grzmotów, rejestrowałem je tylko w myśli: - ale pieprznęło! Dwa razy sprawdzałem przeciekanie – pojawiło się jednak kilka kropel, położyłem więc jeszcze dodatkowo ręcznik na pelerynie. Nad ranem burza zaczęła się oddalać, aż ucichła zupełnie. Oziębiło się. A mnie było tak cieplutko w dwóch śpiworach!
        Przykryłem się więc po samą szyję i zasnąłem jeszcze raz, ostatnim mocnym snem porannym. Gdy otworzyłem oczy po 10 godzinach snu, słońce było już wysoko. To światło słońca mnie obudziło. Ależ się spało dobrze!
    Przeciągam się z lubością, aż kości trzeszczą i leżąc planuję dalej tę wielodniową  wędrówkę. Do prawdziwej dzikości wreszcie chcę!!!!
    Otwieram namiot. Jejku! Jak na zewnątrz jest cudnie! Oraz przepięknie niezwykle!

    
     
Pojadę do Komańczy, i stamtąd ruszę czerwonym szlakiem, przez Duszatyń i Chryszczatą do Wołosatego. Jakieś sześć – siedem dni to zajmie. Z mapy wynika, że do przejścia będzie około 90 km, czyli średnio po 15 km dziennie. Ostatnie zakupy jedzeniowe zrobię w Cisnej. ( Już przeszedłem naukę noszenia ze sobą tylko tego, co niezbędne ).
    Tu iTeraz wyrywam na górę, żeby spojrzeć na świat boży....
 I jeszcze wyżej...



 I jeszcze wyżej....



Patrzę tęsknym okiem na góry na horyzoncie - pójdę do was jutro!
Jest bardzo, ale to bardzo miło, oraz niezwykle przyjemnie, gdy uzgadniasz plany sam ze sobą i nie słyszysz żadnych: - "ale mnie głowa boli".

          - Wylądowało UFO. Trzech zielonych ludzików ściga po łące kobietę. Ta dzwoni do męża: - "Mieciu ufoludki mnie gonią i chcą mnie zgwałcić!! Miecio na to: - Powiedz im, że ciebie głowa boli".

Jeszcze tekst wykonywany przez Zamachowskiego: -

Sobota rano, spać nie możesz
wstajesz kapcie włożysz,
potem się golisz tylko dla niej
i do łóżka śniadanie,
przynosisz jej z porannym słonkiem,
po to by małżonkę,
namówić na co nie co małe...
no chyba zwariowałeś.

Kobiety jak te kwiaty, kto żonaty ten wie,
powąchać tak, dotykać nie,
minęła pora godowa,
teraz tylko boli głowa.
Kobiety jak te kwiaty, nie podniecaj się,
powąchać tak, dotykać nie,
gdy przyjdzie wiosna,
przyjmij ten cios na klatę.
jeszcze gorzej będzie latem.

Ona ogląda się za tymi,
no wiesz lepiej ubranymi,
bo to prawdopodobnie geje,
tak taką masz nadzieję.
Wydasz ostatnie zaskórniaki,
bo chcesz nadrobić braki,
a ona wzrusza ramionami,
więc przykro ci czasami.

1 komentarz:

  1. Te wędrówki jakoś skojarzyły mi się z filmem "Forest Gump". Zaczął bieg i tak biegł przez kilka stanów... A Pan tak zaczął wędrować po górach i powoli tak to leci

    OdpowiedzUsuń