Po przyjściu szykuję jedzenie
konkretne….
Na koniec śmietana i
mniam, mniam - zajadam na ławach za strażnicą.
Obok namiotu zakwitł jaśmin. Podchodzę do jego
kwiatów i upajam się aromatem.
Derkacze wołają
Jaskółki śmigają
Łąki pachną
Kukułka kuka - w ciągu dnia ma nawet całkiem
miły głos
Wiaterek powiewa
Brzuch się napełnia - oto jest życie!
Zaprawdę, jest to godne i
sprawiedliwe, słuszne i zbawienne i tego trzymać się trzeba.
Po posiłku lekka senność
spłynęła na mnie, ale wokół tak pięknie, że żal spać Tu i Teraz. Zaczynam
rozważać niespiesznie, co też uczynić. Mam znowu dwie koncepcje: - czy iść na
spacer na górę poziomkową, czy na jagodową.
Umyłem garnek. Po dłuższych deliberacjach
biorę tylko telefon, i ruszam na górę poziomkową. Postanowiłem zrobić kilka
zdjęć kozaków rosnących na górze w brzozach....One tam na mnie czekają.
A po drodze idę przez
niewiarygodnie pachnącą i ukwieconą łąkę...
Tak się czuję, jakby Bóg opuścił się tu na tę
łąkę, i szedł obok mnie..... Albo ja idę obok Niego!
Nie, nie tak, przecież
każdy ma Boga w sobie - wewnątrz siebie. A więc On nie może sfrunąć z nieba, ten
kierunek jest błędnie podawany przez kapłanów. Boga i szczęścia nie szukaj na
zewnątrz.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz