sobota, 30 listopada 2013

Cud dżwięku didgeridoo




 Weranda w Domu na Górze wzbogacona o pióro orła.
  


Igor się znalazł.
 


Przyjeżdża Tomek i zaczyna się praktyka didgeridoo: - zaczyna się moje bardzo szybkie, silne i głębokie przywitanie z Australią.

- Możesz mnie czytać.
- W tym czytaniu nie ma dźwięku.
A dźwięk jest aż połową tego, co odbieramy!  Możesz posłuchać gongów i didgeridoo w komputerze. A to nie to!
       Ten dźwięk z komputera ma się nijak do koncertu w naturze.
Jacek z Tomkiem bez zapowiedzi zaczynają grać na swych rurach didgeridoo.
     

Dla mnie tylko? Bo wydaje mi się, że są tylko oni i Jan i ja. Jan jest skromny - jest, a jakby go nie było. Jan jest w tle, znika mi z oczu. Całe tło znika z oczu....
  
Goście, którzy przyjechali, akurat gdzieś poszli….ich sprawa.
   Zostaję sam na sam z muzyką trombit. Świat znika - gaśnie.
  


Dosłownie. Odpływam jakby, i zostaję sam z dźwiękiem, który jest na zewnątrz, ale jest także wewnątrz. Jeszcze chodzę z aparatem wokół, ale czuję się półprzytomny.



     Czuję, że dzieje się coś wielkiego! 
Najpierw do mnie zdziwienie przychodzi – Boziuniu! Jak  miłe są te dziwne dźwięki...
 Głębokie, rytm natychmiast czarodziejski, one wibrują - to totalna penetracja! Mam je momentalnie w sobie na samym dnie!
One wpadły na samo dno mojego człowieka!
        I zaraz potem następuje szok komórkowy!
Każda komórka mego ciała się cieszy!
    - Osobno się cieszy.
    - każda komórka ciała ma uśmiechniętą buźkę.
    - Mnie nie ma.
    - Znikam. Znam to uczucie – to skok kwantowy. Ale to nie ja powoduję skok, to ta muzyka, te dźwięki łapią mnie siłą i wrzucają w otchłań.
     Jezu! Trafiłem w otchłań samego siebie!
Coś mnie rozwala na czynniki pierwsze. Odpuszczam zdjęcia, bo czuję, że nie pora na nie - uczestniczę bowiem w czymś niewiarygodnie wzniosłym i ważnym.

Czuję, że te dźwięki, jedzą mnie, i ja jem te dźwięki, chłonę je, całym sobą chłonę, skórą, włosami, połykam je i one jednocześnie mnie pochłaniają……
      Coś niewiarygodnego dla mnie się dzieje. Wokół i we mnie. 
Jacek i Tomek popiardują ( najcelniejsze słowo, jakie wtedy do mnie przyszło) na luziczku na swych trombitach, a we mnie w środku zaczyna  świecić słońce. To słońce w środku mnie świeci złotą miłością.
      Takim łaskoczącym Przyjemnem.

To Przyjemne, to Coś - mnie myje, pierze od środka, za chwile czuję się czysty – jakby nowo narodzony.
     I  takie słowa i uczucia przemknęły, a Jacek i Tomek wpadli w równy, ekstatyczny rytm i jakby od niechcenia posuwają na swych didgeridoo! Ta ręka Tomka w kieszeni....
   
 Tak! Oni grają od niechcenia, a wiem, że ten rytm jest boski, taki, jaki powinien być. Oni wiedzą jak dmuchać w te rury. Może wiedzą o Harmoniczności, o muzyce planet, a może nie wiedzą, nie muszą wiedzieć, wystarczy podobno się otworzyć, wtedy jesteś prowadzony, tak się dzieje w każdej dziedzinie - w każdej.
     Gdy artysta się otwiera – staje się przekaźnikiem – pustym bambusem.
Wtedy zjawia się Bóg i powstają Dzieła.
     I poczułem, że dźwiękiem didgerodoo przemawia do mnie Bóg!

    Jacek i Tomek niby są, a ich nie ma, to Góra przez nich gra. Oni także znikli.
W końcu zostaje tylko sam pulsujący dźwięk!
Wokół jest wyłącznie Jedność. W tej Jedności wiesz natychmiast wszystko o wszystkim, przypominasz sobie o Nieśmiertelności swej duszy.
    Błogosławione dźwięki!.
 Kilka minut koncertu na didgeridoo i boskość wokół.
         To jest muzyka, to jest to!
Amplituda odpowiednia. Mózg i ciało pławią się w tym rytmie, i tak dobrze jest! 

Koniec krótkiego koncertu. Wkracza cisza.
       Ta cisza jest wymowna. Wydaje się, że Natura dziękuje w ten sposób za cud muzyki. Ja stoję oniemniały. Zaniemówiłem z wrażenia. A więc jestem częścią ciszy - potwierdza się, że zjednoczyłem się z Naturą.
    
Krótki koncert Jacka i Tomka dał mi niezwykłe boskie przeżycie – Panowie! Jeszcze raz Wam dziękuję, dziękuję!

I tak właśnie dokładnie odebrałem moje pierwsze, nieoczekiwane spotkanie z Cudem Dźwięku digerodoo, w Domu na Górze w lipcu 2013 r.

A panowie muzycy szykują bębny.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz