niedziela, 24 listopada 2013

Sto procent cukru w cukrze



Gęsty, namacalny zapach nagrzanej łąki uderza w nozdrza. Czuję  się, jakbym brał kąpiel w tych wonnych oparach.
   Jest ……no nie mam słów! Idę pozbierać jagody i widzę, że mam konkurencję. Przy jagodach są dwie sarenki, zobaczyły mnie i patrzą ze zdziwieniem.

Daję spokój jagodom i sarenkom, które wcale nie uciekają i idę w inną stronę, przyjdę tu później.


  Nad Baligrodem jeszcze słonecznie, ale znad Chryszczatej nadciągają ciemne chmury. 
 Szykuje się gwałtowna zmiana pogody.

Pokręciły się te chmury trochę i wreszcie daleko nad górami przetacza się burza, która wygląda jak wielka szara miotła!
Tak! To dobre porównanie - odległe smugi ulewy wędrują nad ziemią, jak ogromna szara miotła.


    Wracam do namiotu, okrywam go płachtą, wbijam szpilki w kamienistą ziemię i gromadzę  ubitą reklamówkę cieniutkich suchych patyków na rozpałkę. Pakuję to pomiędzy niebieską płachtę, a ścianę namiotu. Pod tą płachtą mam także ukryty wystarczający zapas grubych gałęzi na ognisko.
 Nadciąga niby mgła, niby chmura.
  
Góry nikną z oczu, i to bardzo szybko. W  środku dnia gwałtownie  się ściemnia, i momentalnie widać tylko namiot i kawałek łaki za nim.
    
Czuję się odcięty od świata. Jak rozbitek na oceanie.

Prawie natychmiast zaczyna padać.
Znikają kolory, samotny biwak otacza szarość. Pająk się schował.


    Biorę przykład z pająka i pakuję się do namiotu.
Deszcz leje równo.... Uświadamiam sobie wtedy, że taka prawdziwa najgłębsza samotność na samotnym biwaku jest dopiero we mgle, w deszczu, i ciszy dzwoniącej w uszach, gdy cała przyroda milczy przemoknięta i nie grają nawet  świerszcze. Tylko krople pukające o płachtę namiotu odmierzają mijające chwile. Wtedy jest najgłębsza samotność w samotności.
     
Wtedy jest po prostu sto procent samotności w samotności!

W tym czasie nie nudzisz się, i to niezależnie od tego, czy siebie lubisz, czy nie lubisz.
    Jeśli bowiem siebie lubisz, jeśli siebie akceptujesz – nie nudzisz się, bo możesz coś robić: - cerować, pisać, dłubać w nosie, patrzeć z namiotu jak deszcz pada monotonnie, robić co chcesz, albo nic nie robić. Nie czekasz na nic, akceptujesz wszystko jak leci…..
    Gdy przykładowo nic nie robię, mogę obserwować myśli – one wtedy są jakby zawstydzone i szybko się gdzieś chowają. Następują długie luki między kolejnymi myślami. To jest właśnie medytacja. Bardzo miły stan zawieszenia w Niebycie. Niby jesteś, a ciebie nie ma.
          
 Medytacja wymuszona deszczem….

Aby medytować nie trzeba się zaraz kłaść na desce nabijanej gwoździami. Poza tym na biwaku zwykle nie ma takiej deski.
      
Gdy siebie nie lubisz, też się nie nudzisz, bo jesteś zajęty czekaniem na koniec deszczu…..Cały czas jesteś w napięciu: - a może za moment przestanie? A może już?
        - Albo możesz grać ze sobą w otwarte karty, lub też sterować swymi myślami – puszczać filmy w głowie na wybrany temat. 
        - Lub oglądać telewizję osobistą na kanale „TTT” - Trwam w Tu i Teraz.
         
Trzeba tylko ufać. Ufać, czyli wierzyć, że kiedyś przestanie padać. 

Bo jest taka prosta prawidłowość: - tak się zawsze dzieje, że kiedyś przestaje padać. 

Wtedy nieodmiennie wybucha w tobie radość. Skala tej radości zależy od tego, jak długo padało. Jeśli padało dostatecznie długo, jesteś natychmiast w euforii, krzyczysz: - „Jezu! Przestało padać!”
      I chciałbyś słońce ucałować.
Gdy padało krótko, nie krzyczysz, tylko cieszysz się zwykłą radością podeszczową.
Trzeba tylko wierzyć. Ale nie tak, jak ateista.

     Ateista pośliznął się, spacerując wzdłuż urwiska. Spadając, chwycił się drzewa rosnącego w skalnej szczelinie. Kołysany przez zimny wiatr, uświadomił sobie beznadziejność sytuacji – Pod nim były skały, wspięcie się z powrotem na górę nie wchodziło w rachubę. Opadał z sił.
    Tylko Bóg może mnie uratować. Nigdy nie wierzyłem w Boga, ale mogę się mylić. Co mam do stracenia?” – tak sobie pomyślał.
    - Boże! Jeśli istniejesz, ocal mnie, a uwierzę w ciebie! – Krzyknął.
Odpowiedzi nie było. Zawołał więc znowu:
    - Boże! Proszę! Nigdy w ciebie nie wierzyłem, ale jeśli teraz mnie ocalisz , od tej pory będę w ciebie wierzył.
    - Oj nie, nie będziesz! – dobiegł tubalny głos z nieba. – Znam takie typy jak ty!
Mężczyzna był tak zaskoczony, że niemal puścił gałąź.
    - Proszę, Boże! Mylisz się! – krzyczał. – Jeśli mnie uratujesz, naprawdę będę w ciebie wierzył!
    - Oj nie, nie będziesz! – odparł Bóg. – W takiej sytuacji wszyscy tak mówią.
    - Ateista błagał i przekonywał.
    - W porządku, ocalę cię – rzekł w końcu Bóg. - Puść gałąź.
   - Puścić?! – oburzył się mężczyzna. – Jeszcze nie zwariowałem.


    Możesz też się modlić, jest to powiadam wam - zaprawdę słuszne i zbawienne. Możesz się na przykład modlić słowami piosenki: 

Cokolwiek zrobisz” - tekst piosenki Stare Dobre Małżeństwo

   Cokolwiek zrobisz, będzie dobrze
Panie Boże
Mówiąc najogólniej
Cokolwiek ześlesz mi - chorobę albo śmierć
Dobrobyt, nędzę
Nie będę się sprzeciwiał ani razu
Nie będę dziękował, Ty nie chcesz tego
Nie będę złorzeczył, to daremne
Cokolwiek zrobisz, jest okej, najlepiej
Rób co chcesz, wszystko przyjmę zawsze.

(PS. Gdy pytałem mego ojca o radę, jak mam postępować, też tak mówił: -„Rób, jak chcesz”. Lecz zawsze dodawał: -„Ale tak rób, żeby było dobrze”.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz