Gęsty, namacalny zapach nagrzanej
łąki uderza w nozdrza. Czuję się, jakbym
brał kąpiel w tych wonnych oparach.
Jest ……no nie mam słów! Idę pozbierać jagody i
widzę, że mam konkurencję. Przy jagodach są dwie sarenki, zobaczyły mnie i patrzą
ze zdziwieniem.
Daję spokój jagodom i sarenkom, które wcale nie uciekają i idę w
inną stronę, przyjdę tu później.
Nad Baligrodem jeszcze słonecznie, ale znad Chryszczatej nadciągają ciemne chmury.
Szykuje się gwałtowna zmiana pogody.
Pokręciły się te chmury trochę i wreszcie daleko
nad górami przetacza się burza, która wygląda jak wielka szara miotła!
Tak! To dobre porównanie - odległe smugi ulewy wędrują
nad ziemią, jak ogromna szara miotła.
Wracam do namiotu, okrywam go płachtą, wbijam szpilki w kamienistą ziemię i gromadzę ubitą reklamówkę cieniutkich suchych patyków na
rozpałkę. Pakuję to pomiędzy niebieską płachtę, a ścianę namiotu. Pod tą płachtą
mam także ukryty wystarczający zapas grubych gałęzi na ognisko.
Nadciąga niby mgła, niby chmura.
Góry nikną z oczu, i to bardzo szybko. W środku dnia gwałtownie się ściemnia, i momentalnie widać tylko namiot i kawałek łaki za nim.
Prawie natychmiast zaczyna padać.
Znikają kolory, samotny biwak otacza szarość. Pająk się schował.
Biorę przykład z pająka i pakuję się
do namiotu.
Deszcz leje równo.... Uświadamiam sobie wtedy, że taka prawdziwa najgłębsza
samotność na samotnym biwaku jest dopiero we mgle, w deszczu, i ciszy
dzwoniącej w uszach, gdy cała przyroda milczy przemoknięta i nie grają nawet świerszcze. Tylko krople pukające o płachtę
namiotu odmierzają mijające chwile. Wtedy jest najgłębsza samotność w
samotności.
Wtedy jest po prostu sto procent samotności w
samotności!
W tym czasie nie nudzisz
się, i to niezależnie od tego, czy siebie lubisz, czy nie lubisz.
Jeśli bowiem siebie lubisz, jeśli siebie
akceptujesz – nie nudzisz się, bo możesz coś robić: - cerować, pisać, dłubać w
nosie, patrzeć z namiotu jak deszcz pada monotonnie, robić co chcesz, albo nic
nie robić. Nie czekasz na nic, akceptujesz wszystko jak leci…..
Gdy przykładowo nic nie robię, mogę
obserwować myśli – one wtedy są jakby zawstydzone i szybko się gdzieś chowają.
Następują długie luki między kolejnymi myślami. To jest właśnie medytacja.
Bardzo miły stan zawieszenia w Niebycie. Niby jesteś, a ciebie nie ma.
Medytacja wymuszona deszczem….
Aby medytować nie trzeba się zaraz kłaść
na desce nabijanej gwoździami. Poza tym na biwaku zwykle nie ma takiej deski.
Gdy siebie nie lubisz, też
się nie nudzisz, bo jesteś zajęty czekaniem na koniec deszczu…..Cały czas
jesteś w napięciu: - a może za moment przestanie? A może już?
- Albo możesz grać ze sobą w otwarte
karty, lub też sterować swymi myślami – puszczać filmy w głowie na wybrany
temat.
- Lub oglądać telewizję osobistą na kanale „TTT” - Trwam w Tu i Teraz.
Trzeba tylko ufać. Ufać, czyli wierzyć,
że kiedyś przestanie padać.
Bo jest taka prosta prawidłowość: - tak się zawsze dzieje, że kiedyś przestaje padać.
Wtedy nieodmiennie wybucha w tobie radość. Skala tej radości zależy od tego,
jak długo padało. Jeśli padało dostatecznie długo, jesteś natychmiast w euforii,
krzyczysz: - „Jezu! Przestało padać!”
I chciałbyś słońce ucałować.
Gdy padało krótko, nie
krzyczysz, tylko cieszysz się zwykłą radością podeszczową.
Trzeba tylko wierzyć. Ale
nie tak, jak ateista.
Ateista pośliznął się, spacerując wzdłuż
urwiska. Spadając, chwycił się drzewa rosnącego w skalnej szczelinie. Kołysany
przez zimny wiatr, uświadomił sobie beznadziejność sytuacji – Pod nim były
skały, wspięcie się z powrotem na górę nie wchodziło w rachubę. Opadał z sił.
„Tylko
Bóg może mnie uratować. Nigdy nie wierzyłem w Boga, ale mogę się mylić. Co mam
do stracenia?” – tak sobie pomyślał.
- Boże! Jeśli istniejesz, ocal mnie, a
uwierzę w ciebie! – Krzyknął.
Odpowiedzi nie było.
Zawołał więc znowu:
- Boże! Proszę! Nigdy w ciebie nie
wierzyłem, ale jeśli teraz mnie ocalisz , od tej pory będę w ciebie wierzył.
- Oj nie, nie będziesz! – dobiegł tubalny
głos z nieba. – Znam takie typy jak ty!
Mężczyzna był tak
zaskoczony, że niemal puścił gałąź.
- Proszę, Boże! Mylisz się! – krzyczał. –
Jeśli mnie uratujesz, naprawdę będę w ciebie wierzył!
- Oj nie, nie będziesz! – odparł Bóg. – W
takiej sytuacji wszyscy tak mówią.
- Ateista błagał i przekonywał.
- W porządku, ocalę cię – rzekł w końcu
Bóg. - Puść gałąź.
- Puścić?! – oburzył się mężczyzna. – Jeszcze
nie zwariowałem.
Możesz też się modlić, jest to powiadam wam
- zaprawdę słuszne i zbawienne. Możesz się na przykład modlić słowami
piosenki:
„Cokolwiek zrobisz” -
tekst piosenki Stare Dobre Małżeństwo
Cokolwiek
zrobisz, będzie dobrze
Panie Boże
Mówiąc najogólniej
Cokolwiek ześlesz mi - chorobę albo śmierć
Dobrobyt, nędzę
Nie będę się sprzeciwiał ani razu
Nie będę dziękował, Ty nie chcesz tego
Nie będę złorzeczył, to daremne
Cokolwiek zrobisz, jest okej, najlepiej
Rób co chcesz, wszystko przyjmę zawsze.
(PS. Gdy pytałem mego ojca
o radę, jak mam postępować, też tak mówił: -„Rób, jak chcesz”. Lecz
zawsze dodawał: -„Ale tak rób, żeby było dobrze”.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz