Patryk zarządza
schroniskiem „Koniec Świata” w Łupkowie. To schronisko ma w sobie wibrację spokoju.
Gdy
poznałem Patryka, akurat przyjechał na rowerze z Wołomina. To 450 km. Jechał dwa i pół
dnia. Wegetarianin.
I tyle mogę o Patryku powiedzieć, bo
rozmowny, to on nie jest. Patryk jest wyciszony, woli słuchać, a trzeba
przyznać, że robi to wspaniale! Poczułem po chwili obok Patryka: - to młody człowiek, a stara dusza.
Miło się przesiaduje w tym schronisku, w którym
nie ma prądu, nie ma zasięgu telefonów, zdejmuje się buty, nie pije się alkoholu, do schroniska nie
podjeżdża się samochodem. Te zasady czynią naturalną selekcję.
Droga przed schroniskiem biegnie doliną.
Bardzo mokrą doliną, z bardzo bieszczadzkim błotem na drodze.
Była tu kiedyś gęsta
zabudowa, stała chyża przy chyży. Nic z tej zabudowy drewnianej nie zostało.
Została tylko jedna resztka kapliczki i jedna cała kapliczka tuż przy schronisku.
W czasie pierwszej wojny
stacjonowała tu artyleria austriacka. Oto jedno ze stanowisk ogniowych – widać
symetryczne wały ziemi po dwóch stronach zagłębienia.
Jest tutaj specyficzna
atmosfera i ona się ludziom podoba. Przychodzi tu sporo prawdziwych nietuzinkowych
turystów z plecakami.
To zupełnie inny rodzaj ludzi, niż ci, którzy docierają samochodami
do Szwejkowa, co nie znaczy, że do Szwejkowa docierają jacyś niesympatyczni
ludzie. Spotkałem tam kilkoro przesympatycznych ludzi, zwłaszcza pana Zbyszka z
Katowic, o którym osobno napiszę.
Patryk ma rudego psa nieco
podobnego do lisa, oraz kota - mazajkę.
Gdy przyprowadziłem tu
grupę rozbrykanych chłopców ze Szwejkowa, gdzie darli się wniebogłosy, a
agresja w nich aż kipiała, u Patryka w schronisku dosłownie zamilkli i
porozumiewali się wyłącznie nabożnym szeptem:
- "zobacz” -
szepcze jeden do drugiego – „ten pan wałkuje ciasto".
- "Proszę pana, co pan robi?" –
„podpłomyki” - pada odpowiedź.
Patryk kładzie kawałki ciasta na gorącej
blasze pieca. Za moment ciasto jest upieczone.
Na zdjęciu widać Patryka.
- "Pan da
spróbować! - Och! Jakie dobre! Z czego to jest?" – „z mąki i wody, także odrobinę soli dodaję”.
- "Proszę pana, pan da jeszcze".....
- „Ty” – mówi jeden chłopiec do drugiego –
„to jest lepsze od chipsów!”
I wszystkie rozmowy
przebiegają szeptem! Byłem bardzo zdziwiony, bo dziś nastąpiła radykalna
przemiana w chłopcach. A byliśmy u Patryka pewnie z godzinę. Cała godzina
szeptanych rozmów pełnych podziwu!
Poprzedniego wieczora natomiast, przy
ognisku w Szwejkowie, pani nauczycielka wyciągnęła jakieś karty do niezwykle
pouczającej zabawy w pytania:
- Kto
dziewczynce urżnął głowę?
- Szukamy
mordercy.
- Gdzie
morderca schował głowę dziewczynki?
Moje zdziwienie było ogromne, gdy
usłyszałem te pytania. Nie każdy niestety nadaje się na nauczyciela.
Nieco zmieniłem nastrój,
przynajmniej sobie, opowiadaniem bajki o poszukiwaniu kwiatu paproci, jako że
byliśmy w okolicach najdłuższego dnia czerwcowego.
W schronisku "Koniec Świata"
okazało się, że nauczycielem może być z powodzeniem samo miejsce. Energia - wibracja tego miejsca, zmusza do szacunku, do ochłonięcia, a gasi chęć do przemocy. Z wibracją miejsca współgra Patryk -
człowiek, który jest składnikiem miejsca i także emanuje nieziemskim spokojem.
Witaj, milo zobaczyć Łupków. Na początku lat 90 ub. wieku bywałem tam kilkakrotnie. Piękne miejsce, energetyczne.
OdpowiedzUsuń