poniedziałek, 11 listopada 2013

Schronisko Koniec Świata



Patryk zarządza schroniskiem „Koniec Świata” w Łupkowie. To schronisko ma w sobie wibrację spokoju.
      Gdy poznałem Patryka, akurat przyjechał na rowerze z Wołomina. To 450 km. Jechał dwa i pół dnia. Wegetarianin.
       I tyle mogę o Patryku powiedzieć, bo rozmowny, to on nie jest. Patryk jest wyciszony, woli słuchać, a trzeba przyznać, że robi to wspaniale! Poczułem po chwili obok Patryka: - to młody człowiek, a stara dusza. 
Miło się przesiaduje w tym schronisku, w którym nie ma prądu, nie ma zasięgu telefonów, zdejmuje się buty, nie pije się alkoholu, do schroniska nie podjeżdża się samochodem. Te zasady czynią naturalną selekcję.

      
Droga przed schroniskiem biegnie doliną. Bardzo mokrą doliną, z bardzo bieszczadzkim błotem na drodze.

Była tu kiedyś gęsta zabudowa, stała chyża przy chyży. Nic z tej zabudowy drewnianej nie zostało. Została tylko jedna resztka kapliczki i jedna cała kapliczka tuż przy schronisku.

W czasie pierwszej wojny stacjonowała tu artyleria austriacka. Oto jedno ze stanowisk ogniowych – widać symetryczne wały ziemi po dwóch stronach zagłębienia.


Jest tutaj specyficzna atmosfera i ona się ludziom podoba. Przychodzi tu sporo prawdziwych nietuzinkowych turystów z plecakami. 

To zupełnie inny rodzaj ludzi, niż ci, którzy docierają samochodami do Szwejkowa, co nie znaczy, że do Szwejkowa docierają jacyś niesympatyczni ludzie. Spotkałem tam kilkoro przesympatycznych ludzi, zwłaszcza pana Zbyszka z Katowic, o którym osobno napiszę.

Patryk ma rudego psa nieco podobnego do lisa, oraz kota - mazajkę.


   
Gdy przyprowadziłem tu grupę rozbrykanych chłopców ze Szwejkowa, gdzie darli się wniebogłosy, a agresja w nich aż kipiała, u Patryka w schronisku dosłownie zamilkli i porozumiewali się wyłącznie nabożnym szeptem:
  


- "zobacz” - szepcze jeden do drugiego – „ten pan wałkuje ciasto".
   - "Proszę pana, co pan robi?" – „podpłomyki” - pada odpowiedź.
   Patryk kładzie kawałki ciasta na gorącej blasze pieca. Za moment ciasto jest upieczone.
Na zdjęciu widać Patryka. 

- "Pan da spróbować! - Och! Jakie dobre! Z czego to jest?" – „z mąki i wody, także odrobinę soli dodaję”.
   - "Proszę pana, pan da jeszcze".....
   - „Ty” – mówi jeden chłopiec do drugiego – „to jest lepsze od chipsów!”
I wszystkie rozmowy przebiegają szeptem! Byłem bardzo zdziwiony, bo dziś nastąpiła radykalna przemiana w chłopcach. A byliśmy u Patryka pewnie z godzinę. Cała godzina szeptanych rozmów pełnych podziwu!
         Poprzedniego wieczora natomiast, przy ognisku w Szwejkowie, pani nauczycielka wyciągnęła jakieś karty do niezwykle pouczającej zabawy w pytania:
      - Kto dziewczynce urżnął głowę?
      - Szukamy mordercy.
      - Gdzie morderca schował głowę dziewczynki?
      Moje zdziwienie było ogromne, gdy usłyszałem te pytania. Nie każdy niestety nadaje się na nauczyciela.
Nieco zmieniłem nastrój, przynajmniej sobie, opowiadaniem bajki o poszukiwaniu kwiatu paproci, jako że byliśmy w okolicach najdłuższego dnia czerwcowego.
         W schronisku "Koniec Świata" okazało się, że nauczycielem może być z powodzeniem samo miejsce.  Energia - wibracja tego miejsca, zmusza do szacunku, do ochłonięcia, a gasi chęć do przemocy. Z wibracją miejsca współgra Patryk - człowiek, który jest składnikiem miejsca i także emanuje nieziemskim spokojem.
    

1 komentarz:

  1. Witaj, milo zobaczyć Łupków. Na początku lat 90 ub. wieku bywałem tam kilkakrotnie. Piękne miejsce, energetyczne.

    OdpowiedzUsuń