wtorek, 19 listopada 2013

Droga na Chryszczatą



Wstaje upragniony dzień startowy.
     Jeszcze snują się mgły, a mnie już nosi! Nie mogę się doczekać wymarszu, i dziwię się samemu sobie, że tak długo miałem postawiony namiot w Szwejkowie. Autobus do Komańczy mam za dziesięć dziesiąta, wystarczy, gdy wyjdę o 9.00 - pójdę torami, to przecież niecałe trzy kilometry.
      Jest dopiero 7.00, a ja już jestem gotowy! Namiot godzinę temu był całkiem suchy i go zwinąłem….Dawaj w góry, miły bracie!
   Kręcę się wokół strażnicy...chmury po godzinie znikają. Patrzę z sentymentem na puste miejsce po namiocie. ....

     Wszystko spakowane - jedna trzecia rzeczy zbędnych zostaje w strażnicy, w to zwolnione miejsce w plecaku zabieram jedzenie, tak że na zewnątrz jest tylko butelka z piciem i śpiwór polski z druciakiem, bo ten śpiwór himalajski, to maleńka paczuszka i mam ją w plecaku.
     Gdy dochodzę do przystanku, pogoda robi się bezchmurna. Stawiałem jak zwykle drobne, czyli głupie kroki, idąc po podkładach torów, i znowu idę z pełnym obciążeniem, tak więc koszula na plecach mokra.
Przyjeżdża autobus i po 20 minutach jestem w Komańczy. Tu idę kilkaset metrów do sklepu, kupuję chleb, mocuję go na zewnątrz i trasą Szwejka wchodzę pod górę w kierunku Prełuków. Po trzech kilometrach robię pierwszy przystanek. 

Jest południe, gorąco. Koszula flanelowa świetnie się spisuje: - chłonie pot, a na wietrze i słońcu szybko wysycha.
     Po zejściu do Prełuków, idę wzdłuż Osławy, i w sprzyjającym miejscu przysiadam przy wodzie. Zdejmuję buty, i ostrożnie brodzę po kamieniach. Kamienie są obrośnięte niezwykle śliskimi glonami, bardzo łatwo wywinąć na nich orła. Postałem kilkanaście minut w chłodnej Osławie - miło.
Wypiłem resztkę wody z butelki - za małą butelkę jednak wziąłem (0,33 l).

Wędruję dalej pod górę....Z wysokości kilkudziesięciu metrów podziwiam przełom Osławy pod Duszatyniem.

Pić się chce, ale to nic, w Duszatyniu jest bar z piwem....Zimniutkim piwem z beczki. Upał, upał - nie ma jednej chmurki. Dochodzę do Duszatynia. Napis "Duszatyń" jest wyryty na desce z jednej strony - od Prełuków.

Po tych 7 km. piwo wydaje się boskim nektarem!
    Relax pełen! Rozmawiam z dwoma facetami, są w średnim wieku, też piją to zimniutkie piwo i idą przez Chryszczatą.
Ruszamy razem, ale okazuje się, że oni muszą iść szybciej - idą z małymi tylko plecaczkami i mają do przejścia jeszcze dziś 22 km. Po kilometrze żegnają mnie i wyrywają do przodu.
    Droga tylko w górę. Mnie nic nie goni, a przeszedłem już połowę planowanej trasy. Poza tym każdy powinien mieć swoje tempo. Idę więc w swoim tempie coraz wyżej, robiąc przystanki.

Upał mniejszy, bo wąska droga prowadzi przez gęsty las - nie ma żadnych widoków. Wreszcie jest trochę widocznej przestrzeni - Jeziorka Duszatyńskie. Drugie jeziorko bardzo ładne. Woda krystalicznie czysta i ciekawego koloru.

Spotykam znajome małżeństwo, które poznałem w Cisnej - jak miło kogoś znajomego spotkać na szlaku!
    Rozmawiam z jedzącą posiłek grupą rowerzystów ze Słowacji - mieszkają w Wetlinie i stamtąd robią codzienne wypady rowerowe. Historii pacyfikacji Bieszczadów nie znają, słuchają z ciekawością. Opowiadam im także o tym czekającym ich fantastycznym zjeździe rowerowym z Żebraka w kierunku Woli Michowej.
   Pojedli i poszli w górę prowadząc rowery ( za jeziorkami jest bardzo w górę, chwilami po stopniach ). Potem ja ich doszedłem i wyprzedziłem, a po następnym postoju, przy ostatnim jeziorku, oni mnie wyprzedzili ostatecznie. Już jesteśmy starymi znajomymi.
   Przede mną wspina się młode małżeństwo. Pani Karolina robi zdjęcia. Zaczynamy rozmawiać, jak fotograf z fotografem, idziemy....i gubimy szlak!
    Trzeba się cofnąć - godzina ucieka, a jeszcze przed nami spory kawał ostrego podejścia do szczytu. Idziemy i niestety młodzi puchną. Zostawiam ich na drodze i idę dalej sam. Jest już mocno po południu, gdy wchodzę na szczyt.

Przed szczytem jest stary cmentarz. 
  
Na szczycie stoi natomiast olbrzymi, stary beton - obelisk. Nie ma na nim
żadnych napisów, tylko są oznaczone szlaki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz