sobota, 16 listopada 2013

Uparci górale



Lubań, a dokładnie miejscowość Potok Lubański.

Zapis z księgi parafialnej.
Tytuł zapisu: - Trudne życie Wojciecha Bednarza i Agnieszki Dudzik.

    - W pierwszych latach drugiej połowy XIX wieku, do zagrody żonatego i dzieciatego Wojciecha Bednarza, zawędrowała zimową porą Cyganka z Tylmanowej - Agnieszka Dudzik.
Zawędrowała i została, jak bezpański pies, którego dobrzy ludzie przygarnęli do miski i pieca. Zima to srogi czas dla Cyganów. Spędzeni mrozem z szos, na których latem tłuką kamienie, chowają się do ciemnych chyż, zatykają szpary mchem, grzeją się przy ogniu rozpalonym na klepisku i wędzą się w dymie, czekając do wiosny. Co przyniosło Agnieszkę w te strony, nie wiadomo, można się jednak domyślać, że głód i chłód - nierozłączni towarzysze bosonogiego i ciemnowłosego plemienia.
       Agnieszka nie chciała jednak jeść gruli za darmo.
Była zapobiegliwą i gospodarną kobietą. Biegała do sąsiadów po ziarno, omastę, znosiła to wszystko do przybranego domu, ściągała z lasu naręcza suchych gałęzi, mełła na żarnach, zmywała naczynia, sprzątała, karmiła krowę, jednym słowem zachowywała się tak, jak na sumienną służącą przystało. Musiała być młoda i ładna, gdyż w krótkim czasie Wojciech stracił dla niej głowę. Gdy nadeszła wiosna, stała się rzecz niezwykła: - Cyganka postanowiła zostać z Wojciechem.
     I oto w ciasnej chacie powstał typowy trójkąt małżeński.
Bednarz nie ukrywał przed żoną faktycznego stanu rzeczy. Zresztą czy można coś podobnego ukryć mieszkając pod jednym dachem?
    W tej sytuacji żona Wojciecha zabrała się, i wraz z małymi dziećmi poszła do rodziny.

Wieść o całym zdarzeniu szybko dotarła do proboszcza. Ksiądz Kostyal był człowiekiem pełnym energii. Niewiele myśląc, postanowił zlikwidować ów romans w imię zdrowia moralnego swojej owczarni.
       Zabrawszy ze sobą wójta, oraz "przysiężnego" Wojciecha Chlapałę, udał się z nimi do Lubańskiego Potoku.
Tam wygonił Cygankę, przyprowadził prawowitą żonę i osadził ją ponownie na gospodarstwie. Zadowolony z siebie wrócił na plebanię.

      Ale Agnieszka wróciła także i wszystko potoczyło się jak poprzednio.
Żona Wojciecha znów się usunęła, ale tym razem zostawiła dzieci niewiernemu mężowi. Cyganka zaopiekowała się nimi, jak swoimi własnymi - które zresztą zaczęły się sypać jak z rogu obfitości. Było ich w sumie siedmioro.
    Ksiądz Kostyal przystąpił ponownie do likwidacji owego "gniazda rozpusty". Był rozsierdzony, bo żadne wypominki z ambony nie odnosiły skutku. Wojciech do kościoła nie chodził i nic sobie nie robił z proboszczowych kazań.
   
Pewnego letniego dnia, ksiądz Kostyal ze swymi pomocnikami znów się zjawił w biednym obejściu Bednarza. Dokładna rewizja w chałupie nie dała żadnego rezultatu. Agnieszka była nieobecna, a dzieci lamentowały wniebogłosy.
       Wychodząc z izby, ksiądz zwrócił uwagę na stos kamieni zasłaniający wejście do piwnicy. Na jego rozkaz, jeden z pomocników odwalił kamienie i wszedł do piwnicy, aby ją przeszukać. Po chwili ukazał się w sieni i zameldował księdzu, że niczego podejrzanego nie zauważył.
      Ale proboszcz nie był w ciemię bity, i w głosie pomocnika dosłuchał się fałszu. Zebrał przeto w garść poły sutanny i sam wszedł do piwnicy. Wrócił z wystraszoną i płaczącą Cyganką. Okazało się, że próbowała przekupić księżowskiego pomocnika, obiecując mu za milczenie jeden złoty reński.
     Ksiądz kazał związać zarówno Cygankę , jak i Bednarza. Odbyło się to przy akompaniamencie głośnego płaczu obydwojga kochanków. Na rozkaz proboszcza oddano krowę oraz dzieci pod opiekę sąsiadów, a dom zamknięto.
    -"Kazałem oboje gnać do Krościenka" - napisał z dumą proboszcz, uważając, że wszystko odbyło się jak należy.
Związani kochankowie uderzyli w płacz i prośby. Wśród łez obiecali, że rozejdą się już na zawsze. Ksiądz więc wreszcie ustąpił i kazał uwolnić ich ze sznurów pod warunkiem natychmiastowego rozstania się.
Agnieszka wróciła do Cyganów przebywających w okolicy, a Wojciech wrócił do swego domu.
    W dwa tygodnie po tych dramatycznych zdarzeniach, Cyganka znalazła się znów w domu Bednarza.

Wtedy ksiądz, głuchy już na prośby i płacze, odesłał Bednarza  pod strażą do Krościenka, żądając ukarania górala przez władze powiatowe.
    Niestety autor kroniki nie wspomina, za co też naczelnik powiatu ukarał Bednarza ośmioma dniami aresztu i grzywną w wysokości 10 złotych reńskich. Być może zalegał on z podatkami, lub miał na koncie jakąś karczemną awanturę.
Po tygodniu więzienia Wojciech wrócił do domu i czekającej na niego Agnieszki.
     I znów za staraniem proboszcza, góral został ukarany tygodniowym aresztem i taką samą, jak poprzednio sumą grzywny.
Kiedy jednak do sprawy włączył się sam naczelnik powiatu, i nakazał mu zerwanie z Agnieszką, Wojciech porwał nóż i uderzył się nim kilkakrotnie w pierś, wołając, że woli sobie śmierć zadać, niż odejść od niej.
Rozbrojono go i odesłano do szpitala.
     Po tym zajściu władze powiatowe oświadczyły, że nie chcą się już do tej sprawy mieszać. Ksiądz nadal mobilizował przeciwko upartemu góralowi opinię wsi i dworu, nie mógł jednak doprowadzić do zerwania gorszącego związku. Wszelkie jego starania rozbijały się o nieustępliwość Bednarza i psie przywiązanie Agnieszki.
  
    Wreszcie nadszedł rok 1867 - wtedy ksiądz Kostyal zanotował w kronice parafialnej: -"Bóg łaskawy koniec wszystkiemu położył".
  
    Okazuje się, że Bóg łaskawy położył koniec w ten sposób, że powołał do siebie opuszczoną żonę Bednarza. Czyli żona Bednarza najzwyczajniej w świecie zmarła.
  
Nic już teraz nie stało na przeszkodzie, by nielegalny związek dwojga kochanków usankcjonować przez ślub kościelny. Proboszcz energicznie zaczął działać w nowym kierunku. Nie było to proste. Wojciech nie chciał się żenić ponownie. Dopiero po długich namowach zgodził się na to.
Na zdjęciu Chotyniec.
Ślub odbył się 25 lutego 1868 roku za specjalną dyspensą biskupią, wyjednaną przez proboszcza. Po odprawieniu przez kochanków "ostrej pokuty" proboszcz zażądał, aby Bednarz przyniósł ze swej szkółki "sześć szczepków i zasadził je w księżowskim sadzie". Jak dalej tłumaczy, zrobił to dlatego, aby Wojciech przechodząc w przyszłości obok sadu plebanii, porównywał swój dawny stan moralny z obecnym: - "gdyby nie szczepki, owoce dziczek byłyby cierpkie i zdatne do spalenia. Wojciech był dotychczas dzikim drzewem, któremu obecnie zaszczepiono cnotę, aby rodził owoce dobre".
   (Widać z tego, że ksiądz mistrzowsko łączył dbałość o stan moralny swych parafian z dbałością o sad plebański).
       Górale jednak są uparci.

Przekonał się o tym ksiądz proboszcz na własnej skórze. Wojciech poślubił Agnieszkę, ale do kościoła nadal nie chodził. „Tylko raz w ciągu siedmiu lat przystąpił do spowiedzi”. Rozgoryczony ksiądz notuje, że Bednarz jest mu od dawna winien pieniądze za ślub, za opłatę konsystorską i za zapowiedzi.      
     Ponadto Cyganka wzięła na odrobek "dwa funty lnu pięknego i dwa worki ziemniaków" - ale z odrobkiem się nie spieszy. Wojciech upominany przez proboszcza o pieniądze za len i ziemniaki, a także za ślub, zapowiedzi i opłatę konsystorską - odpowiadał niezmiennie, że przecież on wcale o ślub nie prosił, że ślub nie był mu wcale do szczęścia potrzebny, a jeśli ksiądz koniecznie chce, to może sobie wziąć ....Cygankę, bo on, Bednarz, pieniędzy nie ma.

( Historia z kroniki parafialnej, spisana mocno już wyblakłym atramentem. Te kroniki z wiejskich kościołów kryją w sobie niejeden dramat, tragedię, niejeden temat do powieści lub noweli )......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz