Zbliża się wieczór -
słońce ma z półtorej godziny do zachodu - oto jest miara czasu! Tak to wygląda
według słońca...
Chodzę zadowolony z siebie
i tego miejsca w którym jestem. Napatrzyłem się dziś na chmury. Ale czuję, że
to jeszcze nie koniec. Rozglądam się w uważności. Obserwuję, co się wokół
dzieje. Przy nowej drodze jest rozłożysta pajęczyna, pająk złapał muchę.
Przy nowej drodze, bo namiot stoi dokładnie na starej
drodze z 1947 roku!
Wybrałem takie miejsce celowo: - po obu brzegach namiotu są w trawie niewielkie stare koleiny biegnące z góry na dół, nie muszę w obawie przed deszczem żadnych rowków kopać. Należy unikać ingerencji w przyrodę.
Wyrzucono ludzi z ich domów
i ziemi. Wieś spłonęła. Zarosły pola i zarosła nieuczęszczana droga. Trzy metry obok,
po kilkunastu latach pustki, wyjeżdżono więc nową równoległą drogę. Kto ją
wyjeździł? Robotnicy leśni eksploatujący las. I pewnie wojskowi, którzy tu
przyjeżdżali, żeby zwiedzić miejsca, gdzie przez wiele miesięcy byli wodzeni za
nos i dostawali haniebnego łupnia.
Lis szczeka. Z góry za potokiem dochodzi
głośne, zupełnie inne szczekanie zaniepokojonego koziołka. Z dołu niesie się
także głos synogarlicy.
Obserwowałem orła. W pewnym momencie
zanurkował w to miejsce wyżej, gdzie dziś jagody zbierałem i po chwili poderwał
się do ciężkiego lotu, niosąc coś dużego w pazurach. Zająca upolował?
Poleciał w stronę góry na północ ode mnie,
tam, gdzie dziś widziałem pasące się sarny. Jest tu dużo zwierząt, i to nie
płochliwych, bo ludzi tu nie ma. Lis stał na drodze niedaleko namiotu, od
nawietrznej, dlatego mnie nie wyczuł, uciekł, gdy mnie zobaczył, ale nie od
razu. Chwilę mi się przyglądał. Wokół toczy się intensywne wieczorne życie
przyrody.
Zmienia się światło, nie ma dwóch jednakowych chwil. Patrzę na cztery
strony świata, jest fantastycznie! Przecudne widoki, świat wokół szykuje się
pomaleńku do nocy.
To, co się tu dzieje, to jest…..Boski
Teatr!
Poluję na swój pierwszy
zachód słońca nad Chryszczatą. Pewnie jestem na 850 metrach - jakieś 150 metrów poniżej
szczytu Chryszczatej. Szczyt jest według kompasu dokładnie na zachód od mego
biwaku.
Niby była cisza, ale teraz, gdy słońce chyli
się ku zachodowi, ta cisza robi się...No właśnie, czy cisza może być większa,
albo mniejsza? Znowu się potwierdza, że słowa są ułomne i nie zawsze da się
wypowiedzieć to, co się pragnie.
Chodzę i chodzę z aparatem i w końcu
znalazłem grzyba. Oto grzyb z gatunku wieczornych.
I jest gotowy pomysł na kolację!
Czekając na kolory
zachodu, zauważam ciekawą chmurę. Oto chmura z kierunku wschodniego, nieco w
lewo od niej jest Baligród. Ta chmura pokazała się kilkanaście minut temu i
gwałtownie urosła, jak dym z wulkanu, albo jest z bitej śmietany!
Wreszcie doczekałem się!
Wowww! - Jest ten mój pierwszy kolorowy zachód słońca nad Chryszczatą!
Siedzę przy ognisku, w
garnku bulgocze, oj mam dziś apetyt! Uszami paruje mi zachwyt nad tym kończącym się dniem. Łowię teraz za pomocą uszu odgłosy nocy: - przeleciał jakiś
ptak, coś szurnęło w trawach, rozszczekały się lisy, wiatr poruszył jałowcem i
rozwiał dym z ogniska, gdzieś z doliny odezwała się sowa…
Jest bardzo ciepło - postanawiam to
wykorzystać: - będę spał pod gwiazdami.
Pierwszy dzień samotnego
biwaku, kończy się nieprawdopodobnie urokliwym zmierzchem.
Ten urokliwy zmierzch
przechodzi w niezwykle romantyczną noc.
Chodzę zauroczony tym miejscem, patrzę z
odległości na obozowisko - płonące ognisko oświetla namiot, a niebo bezchmurne
zapełniło się gwiazdami. Nie, nie zapełniło się - ono aż kipi od gwiazd!
„Wszystko już mam, czego mógłbym jeszcze
chcieć? Wszystko co mam, odkrywam wciąż od nowa”……Wyciągam na zewnątrz materac
i śpiwór, i ustawiam spanie w kierunku
na północ.
W tym położeniu mam dokładnie nad sobą Wielki
Wóz.
Spać pod takim
wygwieżdżonym niebem to wielkie przeżycie. Takie spanie jest zaprawdę godne i
sprawiedliwe, i tego trzymać się trzeba!
Pod ręką mam na wszelki wypadek czapkę, ona
może się przydać, tu pogoda potrafi zmienić się nagle.
Siedmiogwiazdkowy Boski Hotel
W Wielkim Wozie jest
siedem gwiazdek; - trzy w dyszlu i cztery w wozie….
I w tej właśnie chwili przychodzi mi
myśl, że znalazłem się właśnie w Boskim Siedmiogwiazdkowym Hotelu!
I to w apartamencie na samym
szczycie, skąd najlepszy widok. Dodatkowo mam promocję: - nic nie płacę! To
bardzo miłe jest, mieć takie widoki i nic nie płacić…..
Przypomina mi się w tym momencie myśl z
poranku, o Boskim Hotelu.
To jest jednocześnie trzy
w jednym!:
- Boski Hotel Siedmiogwiazdkowy i
jednocześnie
- Boski Teatr i
- Boska Telewizja!
Tu bowiem nic nie jest
długo takie samo, następują dynamiczne zmiany, zarówno w ciągu dnia, jak i w
nocy, gdy ten srebrny piasek gwiazd mruga nade mną…..
Po kilkunastu minutach obserwacji, gdy do senności
było jeszcze daleko, widzę wyraźny jasny punkt, który przesuwa się z południa,
od Cisnej, na północ. To sputnik z pewnością, bo nie samolot. Jest tych
obiektów w kosmosie przecież multum.
Patrzę na ten punkt, jego równy lot, i naraz....oczom
nie wierzę....punkt zmienił kierunek lotu! Zmienił kierunek lotu pod kątem
prostym! W jednej sekundzie dokonał przeskoku o 90 stopni! Leci teraz dokładnie
na wschód.
Po kilku minutach znika jak pęknięta bańka
mydlana. Pomyślałem: - to halucynacja była,
przywidziało mi się. Ale po miesiącu, takie zdarzenie na nocnym niebie
zobaczyłem powtórnie. A potem po raz trzeci nad Tarnicą. I wtedy spokojniutko
skomentowałem dla siebie: to UFO po prostu.
Bo co tu pisać? W sumie niewiele wiemy na
ten temat.
P.S. - Ponieważ jednak jest
to ciekawe, podaję linka do filmu:
Jose Escamilla
http://www.youtube.com/watch?v=dsSVvSPviLM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz