Rozglądam się, i robię to
co lubię - czyli w tym momencie piszę w moim bieszczadzkim komputerze –
zeszycie, który leży tuż obok… lubię pisać. Piszę maczkiem, a już prawie połowa
zeszytu zapisana….
To teraz zajmę się chmurami:
- musi być silny wiatr tam w górze, bo chmury bardzo szybko zmieniają swoje
kształty. Tu prawie powietrze stoi, a tam obłoki pędzą, niektóre są rozdmuchiwane przez wiatr. To jest żywy
kalejdoskop złożony z chmur! One mnie fascynują.....
Chodzę po pachnącej łące i
cykam zdjęcia chmur.
Potem kładę się na tej pachnącej
łące i dalej fotografuję przeważnie chmury.
Poczułem głód - zrobię
sobie w takim razie drugie śniadanie - tym razem gotowane. Budyń czekoladowy.
Wiadomo, że według przepisu Zbyszka. Najpierw szykuję zapas drewna. Suche
gałęzie są tu na wyciągnięcie ręki. Namiot stoi przy bukowych krzakach.
Już się gotuje i za moment jest gotowe.
Stygnie, a ja piszę. Wystygło, napisałem, zjadłem. Zachciało mi się spać.
Boziuniu! Jak dobrze!
Kładę śpiwór za jałowcem i w kimono! Powiewa
przyjemny zefirek. Usypiam.
Ależ się miło spało!
Niezadługo, taka drzemka tylko, sądząc po słońcu. (Telefon wyłączony)
Gorąco. Wyruszam na bosaka
drogą w górę przez łąkę. Po trzystu metrach, na zakręcie, zobaczyłem jagodziny
- gęste krzaczki jagód, a na nich są jagody. Dużo jagód. I to jakie jagody!
Słodkie i wielkie. Nie wziąłem ze sobą żadnego naczynia, wracam więc po kubek.
Ten mój leciutki anielski kubek stalowy....On ma swoją historię.
Anielski kubek.
Gdy szykowałem się w
Bieszczady, i miałem już wszystko spakowane, przypomniałem sobie, że brakuje mi
jeszcze kubka. Lekkiego metalowego kubka. Pojechałem do jednego, drugiego i
trzeciego sklepu, ale nie było takiego kubka, jak chciałem. Chodziłem cały
dzień z myślą o kubku w głowie.
Wieczorem wyszedłem na spacer z
zaprzyjaźnionym pieskiem, patrzę: - leży na trawniku wymarzony dla mnie kubek i
czeka. Jest leciutki, zrobiony z cienkiej stalowej nierdzewnej blachy. Ma
zawiniętą kryzę, za którą można trzymać, ona nie jest gorąca, gdy w kubku
wrzątek.
Kiedy zobaczyłem ten kubek, pomyślałem
natychmiast, że to jest prezent od mojego Anioła.
Na zdjęciu kubek od Anioła,
w maju, w Domu na Górze.
Wyjmuję z plecaka anielski kubek i idę
nazbierać jagód. To zbieranie trwa tylko kilka minut i kubek jest pełen. Będę
miał na obiad jagody z makaronem. Wracam, kręcę się przy namiocie - jeszcze
drzewa naszykowałem. Schodzę trochę niżej, siadam i patrzę z góry na drogę w
dolinie.
Świerszcze koncertują, wokół kwitnie mięta, całe połacie mięty i
koniczyny czerwonej. To ta koniczyna tak pachnie upojnie, aż się w głowie
kręci. Droga na dole pusta, rano przejeżdżała tylko ciężarówka z drzewem.
Żywego ducha (człowieczego) nie widać.
Obłoki żeglują
majestatycznie, słyszę krzyk orła i za chwilę dostrzegam go: - leci nisko z
dołu od potoku prosto na mnie. Szykuję aparat - trach! Dwa zdjęcia poszły! Była
bliska odległość, powinny być udane.
Powinny, a nie są, bo ostatnio robiłem
zdjęcia jagód z odległości 25
cm. i nie zmieniłem tej odległości. Także nastawiony był
długi czas naświetlania - "jagodowy". Kasuję więc z żalem te
nieudane zdjęcia.
Po obiedzie znowu senność przychodzi. To
cisza, ogrom przestrzeni i pachnące powietrze tak działa.....
Znowu kimnąłem. Zaparzam
miętę i dalej zachwycam się chmurami. Będę tu biwakował do oporu - aż mi się
znudzi!
Leżę i patrzę, jak chmury
zmieniają kształty i żeglują od horyzontu po horyzont.
Roztapiam się w tym Tu i
Teraz i już nie wiem, czy moje myśli to chmury, czy chmury to moje myśli. Czuję
się jednością ze wszystkim wokół. Wydaje mi się, że jestem tą nagrzaną słońcem, ukwieconą górą,
na której leżę.
Zresetowałem się po raz
kolejny.
Marzy mi się trochę wolnego czasu żeby pochodzić po górach i poleniuchować. Ostatnia moja wyprawa na wycieczkę w góry była...... 15 lat temu!!! A w Bieszczadach byłem tylko raz i to jeszcze jak byłem dzieciakiem z podstawówki.
OdpowiedzUsuń