czwartek, 21 listopada 2013

Pod dachem nieba



Rozglądam się, i robię to co lubię - czyli w tym momencie piszę w moim bieszczadzkim komputerze – zeszycie, który leży tuż obok… lubię pisać. Piszę maczkiem, a już prawie połowa zeszytu zapisana….
To teraz zajmę się chmurami: - musi być silny wiatr tam w górze, bo chmury bardzo szybko zmieniają swoje kształty. Tu prawie powietrze stoi, a tam obłoki pędzą, niektóre są rozdmuchiwane przez wiatr. To jest żywy kalejdoskop złożony z chmur! One mnie fascynują.....


Chodzę po pachnącej łące i cykam zdjęcia chmur.

Potem kładę się na tej pachnącej łące i dalej fotografuję przeważnie chmury.

Poczułem głód - zrobię sobie w takim razie drugie śniadanie - tym razem gotowane. Budyń czekoladowy. Wiadomo, że według przepisu Zbyszka. Najpierw szykuję zapas drewna. Suche gałęzie są tu na wyciągnięcie ręki. Namiot stoi przy bukowych krzakach.
   Już się gotuje i za moment jest gotowe. Stygnie, a ja piszę. Wystygło, napisałem, zjadłem. Zachciało mi się spać. Boziuniu! Jak dobrze!
   Kładę śpiwór za jałowcem i w kimono! Powiewa przyjemny zefirek. Usypiam.

Ależ się miło spało! Niezadługo, taka drzemka tylko, sądząc po słońcu. (Telefon wyłączony)

Gorąco. Wyruszam na bosaka drogą w górę przez łąkę. Po trzystu metrach, na zakręcie, zobaczyłem jagodziny - gęste krzaczki jagód, a na nich są jagody. Dużo jagód. I to jakie jagody! Słodkie i wielkie. Nie wziąłem ze sobą żadnego naczynia, wracam więc po kubek. Ten mój leciutki anielski kubek stalowy....On ma swoją historię.

           Anielski kubek.

Gdy szykowałem się w Bieszczady, i miałem już wszystko spakowane, przypomniałem sobie, że brakuje mi jeszcze kubka. Lekkiego metalowego kubka. Pojechałem do jednego, drugiego i trzeciego sklepu, ale nie było takiego kubka, jak chciałem. Chodziłem cały dzień z myślą o kubku w głowie.
    Wieczorem wyszedłem na spacer z zaprzyjaźnionym pieskiem, patrzę: - leży na trawniku wymarzony dla mnie kubek i czeka. Jest leciutki, zrobiony z cienkiej stalowej nierdzewnej blachy. Ma zawiniętą kryzę, za którą można trzymać, ona nie jest gorąca, gdy w kubku wrzątek.
    Kiedy zobaczyłem ten kubek, pomyślałem natychmiast, że to jest prezent od mojego Anioła.
Na zdjęciu kubek od Anioła, w maju, w Domu na Górze.

 Wyjmuję z plecaka anielski kubek i idę nazbierać jagód. To zbieranie trwa tylko kilka minut i kubek jest pełen. Będę miał na obiad jagody z makaronem. Wracam, kręcę się przy namiocie - jeszcze drzewa naszykowałem. Schodzę trochę niżej, siadam i patrzę z góry na drogę w dolinie. 
     Świerszcze koncertują, wokół kwitnie mięta, całe połacie mięty i koniczyny czerwonej. To ta koniczyna tak pachnie upojnie, aż się w głowie kręci. Droga na dole pusta, rano przejeżdżała tylko ciężarówka z drzewem. Żywego ducha (człowieczego) nie widać.
    Obłoki żeglują majestatycznie, słyszę krzyk orła i za chwilę dostrzegam go: - leci nisko z dołu od potoku prosto na mnie. Szykuję aparat - trach! Dwa zdjęcia poszły! Była bliska odległość, powinny być udane.
   Powinny, a nie są, bo ostatnio robiłem zdjęcia jagód z odległości 25 cm. i nie zmieniłem tej odległości. Także nastawiony był długi czas naświetlania - "jagodowy". Kasuję więc z żalem te nieudane zdjęcia.
   Po obiedzie znowu senność przychodzi. To cisza, ogrom przestrzeni i pachnące powietrze tak działa.....

Znowu kimnąłem. Zaparzam miętę i dalej zachwycam się chmurami. Będę tu biwakował do oporu - aż mi się znudzi!

Leżę i patrzę, jak chmury zmieniają kształty i żeglują od horyzontu po horyzont.

Roztapiam się w tym Tu i Teraz i już nie wiem, czy moje myśli to chmury, czy chmury to moje myśli. Czuję się jednością ze wszystkim wokół. Wydaje mi się, że jestem tą nagrzaną słońcem, ukwieconą górą, na której leżę.

Zresetowałem się po raz kolejny.


1 komentarz:

  1. Marzy mi się trochę wolnego czasu żeby pochodzić po górach i poleniuchować. Ostatnia moja wyprawa na wycieczkę w góry była...... 15 lat temu!!! A w Bieszczadach byłem tylko raz i to jeszcze jak byłem dzieciakiem z podstawówki.

    OdpowiedzUsuń