środa, 13 listopada 2013

Droga do sklepu w Nowym Łupkowie



Biwakuję więc w Szwejkowie. Najbliższy sklep jest w Nowym Łupkowie, to duży sklep i dobrze zaopatrzony. Mogę wyrazić opinię, bo poznałem wszystkie sklepy wokół.
       Wszystkie sklepy w najbliższej okolicy.... To ich tak dużo?
Jest jeden sklep w Woli Michowej i jeden w Smolniku. Ten sklep w Woli Michowej jest jednak otwarty tylko w sezonie. W październiku był już zamknięty. Oba sklepy są nieduże, ale nie w wielkości przecież rzecz: - jest w nich wszystko, co potrzebne do życia. 
       Gdy miałem rozstawiony namiot przy strażnicy, przechodziłem w swych wędrówkach prawie codziennie obok sklepu w Nowym Łupkowie. Kupowałem tu także piwo. Dopiero przy samym końcu bieszczadzkich wędrówek, zakończyłem przygodę z piwem i alkoholem. To trzecia zmiana, która we mnie zaszła. Napiszę o tym więcej w innym poście.
          
 W Nowym Łupkowie była kiedyś stacja przeładunkowa, pomiędzy wąskotorówką bieszczadzką, a koleją szerokotorową. Przeładowywano pościnane drzewo. Zachowały się tu rampy - nadgryzione zębem czasu i rozgałęzienia wąskich torów. A także maleńki dawny drewniany budynek dworca.


Nowo postawiony za komuny budynek stacyjny jest "zabity dechami". Zbiera się przy nim kwiat młodzieży z Nowego Łupkowa, żeby postać, pokląć i popić, jeśli jest za co. Druga taka popijalnia, jak wszędzie w Bieszczadach, jest obok sklepu.
         Do sklepu można iść dwiema drogami: - torami lub drogą gruntową. Chodzenie drogą gruntową ma wadę: - gdy przejeżdża samochód, a jest sucho - omiata ciebie tuman pyłu. Chyba, że idziesz od nawietrznej i chyba, że samochód przejeżdża wolno. Tak się zdarzało. Samochodami jeździli nieliczni jednodniowi turyści, zostawiali je przy stacji i wędrowali do Tunelu.
      
 W czasie deszczu, czy po deszczu, atrakcją jest slalom przez kałuże. Drogą gruntową jest dalej. Trzy kilometry. Bo ta droga biegnie po łuku, oraz ma różnicę poziomów. Nie ma na niej dużego ruchu, to już jest koniec świata i mało kto tu jeździ. Koniec świata z dwóch powodów: - droga kończy się w Łupkowie, dalej po prostu nie pojedziesz. Po drugie, na czterysta metrów przed stacją Łupków, jest drogowskaz z napisem: - "Koniec Świata". a pod tym napis: - "Tu zostaw autko".
       Pisałem już o tym schronisku, które jest może kilometr dalej.
Czasami idąc tą drogą do sklepu, nie spotykałem żadnego pojazdu, ani człowieka. I to idąc w obie strony. Innym razem bywał  "duży ruch" i mijały mnie dwa samochody.
      Tu dygresja na temat intensywności ruchu samochodowego na szosie Komańcza - Cisna, w lecie 2013 roku, z pozycji piechura, w ciągu powszedniego dnia: - jeden, dwa samochody na pięć minut. A często jeden samochód na 8 - 12 minut.
    Tak, że dwa samochody w ciągu prawie godziny na drodze bocznej w stronę Łupkowa można traktować jako duży ruch.
To jest dla zwykłego człowieka odludzie. Jeśli takiego szukasz, już wiesz, gdzie ono jest.
Dla mnie to nie było odludzie, a więc szukałem dalej. Ciągnęło mnie już bardzo, na te prawdziwe samotne wyprawy i biwaki z dala od cywilizacji. Na razie robiłem tylko jednodniowe wypady od świtu do zmroku, pogoda była bowiem niepewna. Tak samo odkładałem z dnia na dzień wypad do Smolnika, aby pożyczyć rower.
Jak pisałem, maksymalnie jednego dnia przeszedłem piechotą czterdzieści kilometrów. To zostało ustalone empirycznie, jako wystarczająca dawka, aby się nie zmaltretować ostatecznie i wrócić w dobrym nastroju.

    Druga droga prowadziła po nieczynnych torach kolejowych. Tu panowała całkowita cisza i tylko ptaki śpiewały, a przez tory z lewa na prawo i odwrotnie przeskakiwały zwierzęta. Kilkadziesiąt razy szedłem do sklepu, lub na przystanek autobusu, a  tylko dwa razy wracałem tą drogą do strażnicy w towarzystwie człowieka, a jeden raz spotkałem człowieka idącego od strony Nowego Łupkowa.
      A więc wychodzę do sklepu. Za stacją spotykam kolejnego martwego kreta, którego obsiadły czarne małe motyle. Jak pisałem, te liczne martwe krety czerwcowe są dla mnie zagadką.
     
       Zaczyna padać. 
Sięgnąłem do zewnętrznej kieszeni przy kolanie i założyłem pelerynę. Peleryna musi być zawsze na miejscu. 
      Zaczęło lać! 
A we mnie taka radość wybuchła! Głupio? Może i głupio według osób z zewnątrz, ale przecież liczy się tylko to, co ty sam o sobie myślisz. Uczucia się liczą. Masz prawo być radosny bez widocznego powodu.
     Usiadłem więc na torach i poczułem chęć do głośnego śpiewania. Tę chęć zacząłem realizować natychmiast! Poczułem wtedy niebywałe oczyszczenie wewnętrzne.
      Nastąpił RESET! ….Jakby się zamknął jakiś rozdział za mną.


Najpierw zobaczyłem biegnącego lisa. Tak mi się przez chwilę wydawało. Bo był to jednak rudy pies, podobny z daleka do lisa. Pies należał do Patryka, który właśnie wracał ze sklepu, do prowadzonego przez siebie schroniska „Koniec Świata”. Pogadaliśmy chwilę.
 Dokładnie, to ja gadałem, Patryk tylko słuchał. Tak, zdecydowanie nie jest on zbyt rozmowny.
     A poza tym jedynym spotkaniem na torach – nigdy nikogo! Tylko ja i moje myśli, lub tylko ja i chwile Bez Umysłu. Relaks wielki.
Ta droga jest krótsza o całe 700 metrów, biegnie bowiem na jednym poziomie i po cięciwie. Jedynym mankamentem jest głupia odległość kroków, którą wymusza ustalona odległość podkładów kolejowych, bo to po nich się przecież idzie.
     
Gdy dochodziłem do Nowego Łupkowa już było po deszczu.
Z powrotem szedłem więc inaczej – trzecią drogą - górą po łąkach, bo świeciło słońce i trzeba było spojrzeć z góry na Łemkowynę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz