Biwakuję więc w Szwejkowie. Najbliższy sklep jest w
Nowym Łupkowie, to duży sklep i dobrze zaopatrzony. Mogę wyrazić opinię, bo
poznałem wszystkie sklepy wokół.
Wszystkie sklepy w najbliższej okolicy....
To ich tak dużo?
Jest jeden sklep w Woli
Michowej i jeden w Smolniku. Ten sklep w Woli Michowej jest jednak otwarty
tylko w sezonie. W październiku był już zamknięty. Oba sklepy są nieduże, ale nie w wielkości przecież rzecz: - jest w nich
wszystko, co potrzebne do życia.
Gdy miałem rozstawiony namiot przy strażnicy, przechodziłem w swych wędrówkach prawie codziennie obok sklepu w Nowym Łupkowie. Kupowałem tu także piwo.
Dopiero przy samym końcu bieszczadzkich wędrówek, zakończyłem przygodę z piwem
i alkoholem. To trzecia zmiana, która we mnie zaszła. Napiszę o tym więcej w
innym poście.
W Nowym Łupkowie była kiedyś stacja
przeładunkowa, pomiędzy wąskotorówką bieszczadzką, a koleją szerokotorową.
Przeładowywano pościnane drzewo. Zachowały się tu rampy - nadgryzione zębem
czasu i rozgałęzienia wąskich torów. A także maleńki dawny drewniany budynek
dworca.
Nowo postawiony za komuny
budynek stacyjny jest "zabity dechami". Zbiera się
przy nim kwiat młodzieży z Nowego Łupkowa, żeby postać, pokląć i popić, jeśli
jest za co. Druga taka popijalnia, jak wszędzie w Bieszczadach, jest obok
sklepu.
Do sklepu można iść dwiema drogami: -
torami lub drogą gruntową. Chodzenie drogą gruntową ma wadę: - gdy przejeżdża
samochód, a jest sucho - omiata ciebie tuman pyłu. Chyba, że idziesz od
nawietrznej i chyba, że samochód przejeżdża wolno. Tak się zdarzało. Samochodami
jeździli nieliczni jednodniowi turyści, zostawiali je przy stacji i wędrowali
do Tunelu.
W czasie deszczu, czy po deszczu,
atrakcją jest slalom przez kałuże. Drogą gruntową jest dalej. Trzy kilometry.
Bo ta droga biegnie po łuku, oraz ma różnicę poziomów. Nie ma na niej dużego
ruchu, to już jest koniec świata i mało kto tu jeździ. Koniec świata z dwóch
powodów: - droga kończy się w Łupkowie, dalej po prostu nie pojedziesz. Po
drugie, na czterysta metrów przed stacją Łupków, jest drogowskaz z napisem: -
"Koniec Świata". a pod tym napis: - "Tu
zostaw autko".
Pisałem już o tym schronisku, które jest
może kilometr dalej.
Czasami idąc tą drogą do
sklepu, nie spotykałem żadnego pojazdu, ani człowieka. I to idąc w obie strony.
Innym razem bywał "duży ruch"
i mijały mnie dwa samochody.
Tu dygresja na temat intensywności ruchu
samochodowego na szosie Komańcza - Cisna, w lecie 2013 roku, z pozycji
piechura, w ciągu powszedniego dnia: - jeden, dwa samochody na pięć minut. A
często jeden samochód na 8 - 12 minut.
Tak, że dwa samochody w ciągu prawie
godziny na drodze bocznej w stronę Łupkowa można traktować jako duży ruch.
To jest dla zwykłego
człowieka odludzie. Jeśli takiego szukasz, już wiesz, gdzie ono jest.
Dla mnie to nie było
odludzie, a więc szukałem dalej. Ciągnęło mnie już bardzo, na te prawdziwe
samotne wyprawy i biwaki z dala od cywilizacji. Na razie robiłem tylko
jednodniowe wypady od świtu do zmroku, pogoda była bowiem niepewna. Tak samo odkładałem z dnia na dzień wypad do Smolnika, aby pożyczyć rower.
Jak pisałem, maksymalnie jednego
dnia przeszedłem piechotą czterdzieści kilometrów. To zostało ustalone
empirycznie, jako wystarczająca dawka, aby się nie zmaltretować ostatecznie i
wrócić w dobrym nastroju.
Druga droga prowadziła po nieczynnych
torach kolejowych. Tu panowała całkowita cisza i tylko ptaki śpiewały, a przez
tory z lewa na prawo i odwrotnie przeskakiwały zwierzęta. Kilkadziesiąt razy
szedłem do sklepu, lub na przystanek autobusu, a tylko dwa razy wracałem tą drogą do strażnicy
w towarzystwie człowieka, a jeden raz spotkałem człowieka idącego od strony
Nowego Łupkowa.
A więc
wychodzę do sklepu. Za stacją spotykam kolejnego martwego kreta, którego obsiadły
czarne małe motyle. Jak pisałem, te liczne martwe krety czerwcowe są dla mnie zagadką.
Zaczyna padać.
Sięgnąłem do zewnętrznej kieszeni
przy kolanie i założyłem pelerynę. Peleryna musi być zawsze na miejscu.
Zaczęło
lać!
A we mnie taka radość wybuchła! Głupio? Może i głupio według osób z zewnątrz,
ale przecież liczy się tylko to, co ty sam o sobie myślisz. Uczucia się liczą. Masz prawo być radosny bez widocznego powodu.
Usiadłem więc na torach i poczułem chęć do głośnego
śpiewania. Tę chęć zacząłem realizować natychmiast! Poczułem wtedy niebywałe oczyszczenie
wewnętrzne.
Nastąpił
RESET! ….Jakby się zamknął jakiś rozdział za mną.
Najpierw zobaczyłem
biegnącego lisa. Tak mi się przez chwilę wydawało. Bo był to jednak rudy pies,
podobny z daleka do lisa. Pies należał do Patryka, który właśnie wracał ze
sklepu, do prowadzonego przez siebie schroniska „Koniec Świata”. Pogadaliśmy
chwilę.
Dokładnie, to ja gadałem, Patryk tylko słuchał.
Tak, zdecydowanie nie jest on zbyt rozmowny.
A poza tym jedynym spotkaniem na torach – nigdy
nikogo! Tylko ja i moje myśli, lub tylko ja i chwile Bez Umysłu. Relaks wielki.
Ta droga jest krótsza o
całe 700 metrów,
biegnie bowiem na jednym poziomie i po cięciwie. Jedynym mankamentem jest
głupia odległość kroków, którą wymusza ustalona odległość podkładów kolejowych,
bo to po nich się przecież idzie.
Gdy dochodziłem do Nowego Łupkowa już było po deszczu.
Z powrotem
szedłem więc inaczej – trzecią drogą - górą po łąkach, bo świeciło słońce i trzeba było spojrzeć
z góry na Łemkowynę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz