W
starym bukowym lesie powoli zapada wilgotna, chłodna, czerwcowa noc.
Wraz
z gęstniejącymi ciemnościami las staje się coraz bardziej
tajemniczy. Wokół słychać jakieś szmery, piski, cichną ostatnie
ptasie kłótnie.
Atmosfera
robi tak kojąca, że nawet zagorzałym mieszczuchom nie wydawałaby
się ona w tym momencie wroga.
Co
ja tak będę siedział, kiedy mogę się położyć? –
stwierdziłem poczuwszy senność.
Moszczę
się w śpiworze..... jakoś twardy wyjątkowo jest ten stół?
W
końcu znajduję pozycję i już, już mam odpłynąć w objęcia
Morfeusza, kiedy w tej sennej, tak kojącej atmosferze, zaczynają
rozlegać się dźwięki zgoła niecodzienne.
Zrazu
pojedyncze, potem coraz częstsze, jedne ciche, inne głośne,
krótkie i natarczywe lub zawodzące: krii, uii, uiiii ...
Któż
to obdarzony jest takim intrygującym głosikiem?
To
obudziły się moje „przyjaciółki” - popielice!
One
wyglądają jak małe wiewiórki. To całkiem ładne zwierzątka, mają puszyste ogonki,
duże błyszczące oczy, są zwinne, ale …. w nocy dokazują,
a o świcie chodzą spać. Jak to myszy.
No
to będzie panu wesoło, panie Zbyszku. Czeka pana noc pełna
atrakcji! - Pomyślałem.
Poznałem
ci ja (bowiem) dobrze nocne zwyczaje popielic. One są ciekawe świata
i lubią się bawić. Zwłaszcza w berka, biegając po człowieku
usiłującym spać.
Senność
odpłynęła i spodziewam się, co będzie za chwilę: - za chwilę
będę musiał wstać i przenieść plecak z ławy na stół obok
siebie....
I
tak się dzieje, tylko o tym pomyślałem.
Najpierw
słyszę jedne ząbki na plecaku – rzucam butem w tę stronę.
Chwila ciszy, ale zaniedługo słyszę co najmniej dwie
myszki-wiewiórki dobierające się do plecaka.
Wstaję,
zabieram but, umieszczam plecak obok siebie, moszczę się ponownie,
i jako doświadczony przyjaciel popielic, naciągam czapkę aż za
usta, do końca brody – myszki-wiewiórki potrafią przebiegać
także po twarzy.
Kiedyś
spałem z otwartymi ustami, biegła po mnie popielica. Zdążyłem
zamknąć usta w ostatniej chwili.....
Popielice
już weszły na stół. Potrząsam od czasu do czasu plecakiem i
wreszcie udaje mi się usnąć.
Ale
co to za sen!
Krótki i budziłem się kilkanaście razy, z powodu
dzikich harców popielic, które biegały
po mnie wzdłuż i wszerz. A po głowie zwłaszcza.
Niech
będzie błogosławiona czapka zimowa!
O
pierwszym brzasku nastąpiła kulminacja: dłuższa chwila spokoju i
nagle pac! Jeden myszek skoczył na mnie z wysoka, z belek sufitu
(albo spadł zmęczony gonitwą) i ma się rozumieć uciekł
natychmiast.
Już
zacząłem obmyślać zemstę, ale to było finito.
Popielice
właśnie grupowo udawały się na spoczynek.
Ostatnia
kończyła akurat majestatyczne czyszczenie futerka przed spaniem,
zastygła na chwilę w bezruchu, podrapała się za uchem i zaraz
zniknęła gdzieś pod dachem. W końcu to ich dom, a ja byłem tu
intruzem.
W
tym momencie odebrałem wesołe pozdrowienie (od Anioła
zapewne):
- Dzień dobry, panie Zbyszku! Jak pan się miewa?
- A całkiem dobrze się miewam, kurka wodna! Odpowiedziałem na głos, niechętnie wyłażąc ze śpiwora.
Zakładałem
buty, gdy przypomniała mi się anegdota pasująca do aktualnego
mysiego wątku, oraz samotności.
W
dawnych klasztorach obowiązywała reguła, według której nie wolno
było zgłaszać uwag dotyczących własnego posiłku, stanowiło to
obowiązek sąsiada.
Któregoś
dnia jeden z mnichów zauważył ku swej zgrozie, że w jego talerzu
z zupą jest utopiona mysz. Jako człowiek światły najpierw zajął
się kwestią, czy mysz utopiła się, a potem została ugotowana,
czy też uległa wypadkowi i wpadła do odstawionej już z ognia
gorącej zupy, a więc nie jest dostatecznie miękka.
Nie
mogąc wydedukować teoretycznie, która z tych dwóch możliwości
jest prawdziwa, doszedł do wniosku, że trzeba byłoby rzecz zbadać
organoleptycznie.
Na
takie badanie jednak ochoty nie miał.
A
nawet całkiem odechciało mu się jeść.
Zgodnie
z obowiązującą regułą nie mógł się poskarżyć, a jego sąsiad
nic nie zauważył i jadł łapczywie.
Skinął
więc na posługującego brata i kiedy ten podszedł, szepnął mu na
ucho: - „Mój sąsiad nie ma jeszcze myszy w zupie!”
I
tym mysim akcentem kończę opisywać (Ziewu, ziewu) ten
baaaardzo długi dzień trwający od pobudki w Wołosatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz