Niezapomniany
dzień 29 września 2015.
Oraz
noc 30 września.
Od
wczesnego rana chodzę po łąkach - jest wymarzone światło.
Poranek zachmurzony, ale z niebieskimi oknami. W absolutnej ciszy
przesuwają się szybko plamy słońca. O tej porze jest dużo
malowniczych cieni. I jak tu nie być w zachwycie?
A
więc poranek upływa pod znakiem ciekawego światła, natomiast
dzień mija pod znakiem grzybów.
Oraz
bajecznych jesiennych kolorów.
Nadchodzi
wieczór. Wiadomo, że w takim miejscu każdy wieczór przepełnia
magia. Siedzę przy stole po kolacji i obserwuję refleksy światła
na podłodze, ścianach i suficie, jakie daje ogień z kominka i
jedna świeca.
Rozbłyski
ognia powodują taniec cieni, złudzenie ruchu, zupełnie jakby duchy
tańczyły.
W kubku napój z czarnego bzu.
Już o szarówce ulotniła się cisza z okolicy – jest koniec września, a więc
kulminacja rykowiska. Nagrywałem dziś wieczorem kilkanaście razy
krótkie minutowe sekwencje byczych porykiwań z różnych miejsc w
okolicy.
Byki ryczą ze wszystkich stron, najliczniej spod Kruhłycy.
Postanowiłem po powrocie z Bieszczadów umieścić na blogu najlepsze nagranie. Ale właściwie
wszystkie nagrania są podobne: - dalekie echo ryków.
Ale
od czego Intencja?
Pomyślałem:
- gdyby tak mieć jedno dobre nagranie.....
Intencja
uleciała w kosmos.
Usnąłem.
Nagle,
w środku nocy, budzi mnie jakiś dźwięk. Chwilę nasłuchuję...
to ryczy jeleń gdzieś bardzo blisko chałupy. Patrzę na godzinę –
druga.
Wstaję
raźno, wychodzę cichutko z telefonem na taras, włączam
nagrywanie. No, rozlega się porykiwanie z głębi serca jeleniego!
Dziękuję.... tylko komu? Aniołowi? Jeleniowi?
A
więc dziękuję jednemu i drugiemu.
Anioł
się nie obrazi, że stawiam go na równi z jeleniem. Anioły mają
(bowiem) poczucie humoru, w odróżnieniu od wielu zakompleksionych
ludzików.
I
już jestem zadowolony! I to jak! Podskakuję z uciechy!
Lecz
czemu nie miałbym być jeszcze bardziej zadowolony?
Zadowolenia bowiem nigdy nie jest za dużo.
Wchodzę
z aparatem na piętro, obiektyw opieram na szybie i cyk z migawką na
30 sekund! Jest absolutnie ciemno.
Trzymam
aparat i przypominam sobie kawał:
„ Idzie
w nocy dupa z gównem.
Ciemno
tu jak w dupie – mówi gówno.
W
rzeczy samej, gówno widać – zgodziła się dupa”.
Aparat
potrafi wyciągać światło, może zobaczę tego ryczącego jelenia na zdjęciu?
W
chwili, gdy otwierała się migawka, zza chmur wyjrzał księżyc, a
była prawie pełnia. Wszystko jak na zamówienie.
Jest
jeleń!!!! Odległy, ale stoi w samym centrum obrazka. Ależ kolorowo wyszło!
I
teraz jestem jeszcze bardziej zadowolony!
Jeszcze
powiększenie.
Na nim widać dwie białe tyczki ustawione na granicy
działki. Jedną tyczkę widać nieco wyżej ponad jeleniem i nieco w
lewo, druga jest widoczna na skłonie w prawo i ma na końcu czerwoną
chorągiewkę. Przed tą tyczką zalega ledwo widoczne stado łań.
Ponieważ biała część tyczki ma 1,5 metra, wnioskuję, że łanie
leżą, czekając na finał.
Robię
jeszcze kilka zdjęć, ale jeleń niestety nie stoi w miejscu, nic
dziwnego - roznosi go przecież zew natury, skręca w prawo i
schodzi w dół. Pozostałe zdjęcia są poruszone bo trwają
przecież pół minuty.
I
już jest po sesji zdjęciowej, można spać dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz