Zmienia
się Warszawa.
Nadrabia
zaległości do innych miast w Europie.
Warszawska
Wola.
Ta
dzielnica bardzo ucierpiała w czasie Powstania, po wojnie
było tu morze ruin. Dlatego to miejsce nazywano Dzikim Zachodem.
Bywało,
że bomba odkroiła jak nożem pół kamienicy, zniknęła klatka
schodowa razem ze schodami, a przecież ci, którzy wracali, musieli
gdzieś mieszkać. Nie każdy chciał mieszkać w piwnicy.
Matka
miała tu znajomą i kiedyś, gdy nie chodziłem jeszcze do szkoły,
zabrała mnie w odwiedziny do tej znajomej.
Schody
kończyły się na drugim pietrze, dalej była kombinacja drabin.
Wchodziliśmy po nich na szóste piętro.
Wchodziłem
pierwszy, matka krzyczała: - uważaj, uważaj!
Mieszkanie
– jeden pokój, nie miało południowej ściany. Zamiast niej były
deski, a w nich jedno krzywe okno.
Wodę
wciągano na linie, a gotowano na żelaznej kozie.
Wyjrzałem
– pamiętam ten szeroki widok na kikuty innych domów, w oddali
budynki dawnego Dworca Głównego. Był to widok w kierunku, gdzie
dziś stoi Warsaw Spire.
Mnie
się bardzo podobało to wchodzenie drabinami, ale już więcej tam
nie poszliśmy, bo dom zburzono, jako zagrażający życiu.
Dziki
Zachód zniknął już całkiem.
Wybudowano
wiele wysokich, pięknych domów. Boom budowlany zaczął się, gdy
weszliśmy do Unii.
I
zbliża się chwila dziejowa – za moment urośnie jakiś budynek
wyższy od Pałacu Kultury.
Na
razie Dzida jest najwyższa, z iglicą ma 220 metrów, ale to o 17
metrów mniej od Pałacu.
Warsaw
Spire ma także nieprzypadkowy adres: Plac Europejski 1.
Lubię przychodzić na ten dawny warszawski Dziki Zachód i
podziwiać dzieła rąk ludzkich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz