Sypały
się zaproszenia, odmawiałem delikatnie, dzięki temu mogłem się
zachwycać wieczornym występem Trebuniów – Tutków.
Gorąca
noc, porywająca góralska muzyka w niepowtarzalnej scenerii, były
tańce do upadłego, aż pot zalewał twarz. Zabawa na cztery
fajerki, hoopa, hej!
A
o północy Anioł podesłał podwózkę do samego Uścia.
Kiedy podwózka odjechała, utonąłem w kompletnej ciemności i
ciszy.
Wzrok
przyzwyczajał się do ciemności, a drogi nie było widać, bo
asfalt czarny. Trzeba było zaświecić telefonem. Po kilkuset
metrach trafiłem pod przytulny dach i boski prysznic.
I
jak tu nie dziękować Aniołowi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz