W
nocy z drugiego na trzeciego stycznia 2016 było do minus
trzydziestu.
Przed
dziesiątą wsiadamy z Henrykiem do autobusu jadącego do
Sanoka. Po godzinie z haczykiem przechodzimy przez most nad
Sanem.
Rzeka
skuta lodem. Na nim kaczki. Niektóre podrywają się do lotu, ale to
nie takie proste na lodzie.
Przystajemy
na chwilę gapiąc się na kaczki.
Ale
zaraz ponawiamy kierunek Olchowiec i Dom Opieki im. Brata
Alberta.
Jest
pewnie minus 15 i wieje wiatr w twarz. Wypadałoby się kogoś
zapytać gdzie to schronisko, ale nikogusieńko.
Wreszcie
nadchodzi młody z przewieszonymi przez ramię łyżwami.
-
Panie młody, gdzie Dom Opieki?
-
To będzie do przodu i tam koło Biedronki trzeba skręcić.
Będzie schronisko dla psów i …... dla innych.
No
ładnie zostało to powiedziane, nie ma co.
Idziemy.
Idziemy
i idziemy, a Biedronki nie ma. Czas się znowu zapytać, bo
kto pyta, nie błądzi.
Znowu
ludzi brak, wreszcie widać przystanek, przy nim stoi facet.
To
samo pytanie: - Panie, gdzie Dom Opieki?
-
A to już tu trzeba skręcić w uliczkę, będzie schronisko dla psów
a potem dla innych.
Przypadek
spowodował taki sam powtórny tekst?
Skręcamy
w uliczkę, jakieś magazyny, wykopy i koniec uliczki. Drogę
przegradza zardzewiała brama, przewiązana kłódką na łańcuchu.
Sadząc po rdzy na kłódce, bramę zamknięto może pięćdziesiąt
lat temu. Przed bramą sterta gruzu i śmieci.
Trzeba
się cofnąć.
Cofamy
się wypatrując Domu Opieki. Jest jakiś piętrowy dom, nie
ma oznaczenia ale trzeba wejść i zapytać.
Wchodzimy
w podwórze, a potem w pierwsze drzwi.
Trafiliśmy,
co sygnalizuje zapach! Nie trzeba pytać.
Tak
charakterystycznie pachnie tylko uboga, a do tego niezbyt czysta
kuchnia. Do tego dochodzi zapach moczu. Przytułek znaczy.
To
nie te drzwi, przechodzimy więc do drzwi frontowych.
Wchodzimy
i jestem w szoku!
Ciemne
pomieszczenie w rodzaju holu, stoi w nim pod ścianami kilku
starszych mężczyzn i patrzy na nas w milczeniu.
Pewnie
była to tylko chwila, ale wystarczyła, abym przeniósł się w
czasie o kilkanaście lat w przeszłość.
Znalazłem
się w schronisku dla psów na warszawskim Paluchu. Wysłała mnie
tam moja ówczesna żona, abym wpłacił datek na schronisko.
Wszedłem
i znalazłem się wśród klatek z psami.
Była
cisza, psy nie szczekały.
Psy były różne i było ich tak dużo.
Były tam młode i w średnim wieku, rasowe i kundle, duże, średnie
i małe....
Poczułem
na sobie ich wytężony wzrok i zrobiło mi się nieswojo.
Bo
te psie oczy utkwione we mnie ze wszystkich stron błagały: - Weź
mnie! Mnie weź! Dzięki tobie mam szansę przeżyć!
Inaczej
mnie uśpią....
A
ja co mogłem? W domu były koty, dużo kotów, za dużo kotów.
Taki
dom już mnie przerastał, nie przyjechałem tu naprawiać świata i
ratować innych braci mniejszych.
Przykro,
ale nie mogłem nic zrobić.
Przykro,
więc natychmiast dostałem gulę w gardle. Zostawiłem pieniądze i
szybko wyszedłem w kierunku samochodu.
A
samochód był całkiem rozmazany przez cieknące łzy.
Nie
jestem z kamienia bowiem..... Oraz nie wstydzę się przyznać do
łez.
Mężczyźni
nie płaczą? Bzdura! Po to Bozia łzy stworzyła, żeby czasami
zapłakać.
A
więc przemknął mi przez głowę powyższy epizod i ….
- Dzień
dobry, przyszliśmy do Darka Karalucha.
To
do pana Wacka idźcie - ktoś pokazał otwarte drzwi gdzie urzędował
pan Wacek.
- Panie,
Darek Karaluch....
- Nie
ma tu takiego. Nazwisko jakie.
- A
kto by tam po nazwisku. Ksywka się liczy, to dozorca z Młyna
Kamieni w Huczwicach.
- To
pokój 26 na górze.
Wiedziałem
że z Darkiem jest związana jakaś nieprzypadkowa liczba.
26
to dwie trzynastki. 13 to miłość albo dłoń. A dwie dłonie to
modlitwa. Napiszę innym razem nieco więcej na temat trzynastki.
- A
co tam macie w plecakach?
Pytałem
Darka wcześniej, czy można mu piwo przemycić. Ani się
ważcie, wyrzucą mnie, a tu ciepło i jeść dają.....
Na
wszelki wypadek, żeby nie było podejrzeń, zostawiamy plecaki u
pana Wacka i wchodzimy na piętro.
Pokój
czteroosobowy, Darek na wózku i drugi facet na wózku. Starsi
panowie? Darek ma 56 lat, ten facet który z nim w pokoju pewnie
niewiele starszy. O Darku pisałem, to szczery facet,
prawdziwy przyjaciel, kochany człowiek, odda ci ostatnią koszulę,
ale nie bardzo widzi sens życia. Znaczy.....pijak.
Czemu
ja tak bez ogródek, mocno piszę?
Żeby
niektórych Czytelników obudzić.
Nazywajmy
sprawy po imieniu, nie „uzależniony” tylko pijak.
Na
własne życzenie znaczy.
Przez
picie doprowadził swoje ciało w stosunkowo młodym wieku do stanu
godnego pożałowania.
Jest
wolna wola przecież i takie tam filozofie różne.
I
jest droga na skróty.
Dotykamy
spraw ostatecznych.
Wszyscy
umrą. I ja umrę. Jedni umrą wcześniej, inni później.
Jedni
umrą w chorobie przedwczesnej, jeżeli coś takiego jest. Drudzy
umrą w zdrowiu i zaawansowanym wieku.
Nie
o to chodzi przecież, kto dłużej żyje.
A
o co?
O
jakość życia! Brać od życia, ale i dawać innym......
Oho,
zdaje mi się, że się zapętliłem. Bo w głowie mruga mi słowo: -
Karma! Karma! Ok. Będzie o karmie, a teraz dalej o
odwiedzinach u Darka.
Kolega
mieszkający z Darkiem był wozakiem. Ściągał z
bieszczadzkiego lasu powalone drzewa na skład. Czyli w swoim czasie
był bogaczem.
A
Darek jak zarabiał na wypale? Także był bogaczem....
Wypis
z książki „Dzikie pola socjalizmu, czyli kowbojskie
Bieszczady”.
Jednym
Bieszczady kojarzyły się z Klondike, innym z Kanadą.
Tam też można było niezwykle szybko się wzbogacić.
Tę
Kanadę w Bieszczadach mieli drwale i wozacy pracujący na
akord, nawet po kilkanaście godzin na dobę.
Młodzi,
silni, uparci.
Drwale
zarabiali nawet po dziesięć tysięcy miesięcznie. To dużo, jeśli
średnia krajowa wynosiła wtedy 1500 zł.
Byli
wśród nich ludzie różnych zawodów: studenci z Warszawy, którzy
w czasie wakacji uciułali po kilkanaście tysięcy, spotkałem
dyplomowanego ekonomistę, plastyka z Wrocławia, nauczyciela z
Łodzi, magistra filozofii z Krakowa, paru urzędników....
Jeszcze
lepsze zarobki mieli wozacy pracujący swoimi końmi.
Po
odliczeniu kosztów utrzymania parówki koni i opłaceniu pomocnika,
zostawało im na czysto ponad dwadzieścia tysięcy złotych, a byli
też tacy stachanowcy, którzy mając po kilka zaprzęgów wyciągali
do 50 tysięcy miesięcznie.
Jak
Kanada, to Kanada.
Żeby
zarobić dziesięć tysięcy brutto, musieli ściągnąć ze zrębu
do wystawki 55 kubików kloców”.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz