czwartek, 30 października 2014

Październik w Woli Michowej


Doszedłem do wniosku że wystarczy, gdy napiszę jeden post dziennie, będzie to tempo w sam raz. Czyli na luziczku. Działamy bowiem bez wysiłku. Zapisałem w bieszczadzkim zeszycie tyle refleksji.... Czuję, że to są słowa z samego źródła, ale dziś je sobie daruję. Niech przemówią zdjęcia.
 
A więc zajechaliśmy z Henrykiem w Bieszczady. Jak tu jest?
Cudnie jest! Oraz bosko.
Przed domem wita nas znajoma liczba 55 wypisana ręką Staszka. Ta liczba pokazuje odległość do najbliższego grzyba, którego widać na drugim zdjęciu. Cenię humor Staszka.
 

  
Obok muchomor, a nieco wyżej rosną inne grzyby jesienne. Jest to czas kani, rydzów i maślaków.
   
 
 
 
 

Poniżej Łupków.
Okolice Łupkowa darzę wielkim sentymentem, tu przecież zaczynałem bieszczadzką przygodę. Gdy wchodzę na teren stacji i widzę znajome semafory zaświecone na czerwono, czuję się jakbym przyszedł do przyjaciół. Odwiedziłem tych moich semaforowych przyjaciół kilka razy w tym roku. Prowadziłem tu także gości do Tunelu.
W tym roku były całkiem obfite zbiory grzybowe na znajomej górze ponad stacją. W październiku dopisały maślaki. Rosły te maślaki jeden obok drugiego, w zwartych grupach, jakby były posiane ręką boskiego siewcy. Po lewej za zboczem widać dachy sławnej nieczynnej stacji kolejowej.
Szukam zdjęcia obrazu Wojciecha Kossaka z 1881 roku pod tytułem Pożegnanie cesarza na stacji w Łupkowie, może ktoś znajdzie to zdjęcie, to bardzo proszę przysłać – chcę zamieścić je na blogu.
     

1 komentarz: