Przypominam, że dbamy o poziom dyskusji.....
Nowy komentarz do posta "Czaszka Przeznaczenia" dodany przez Anonimowy :
Ludzie dajcie spokój,w takie bzdury wierzycie?
Jane Walsh, badaczka z Instytutu Smitshona zadała sobie niemało trudu, by znaleźć jakieś ślady dotyczące czaszki Mitchell-Hedges. Po ostatecznym obaleniu mitu dotyczącego czaszek z Londynu I Waszyngtonu Jane Walsh rozpoczęła badania archiwalne które ostatecznie potwierdziły to co wykazała analiza powierzchni „czaszki przeznaczenia” dokonana za pomocą mikroskopu elektronowego. Otóż pierwszy raz, nie licząc opowieści i wspomnień rodziny Mitchell-Hedges, informacja o czaszce przeznaczenia pojawia się w roku 1944. Przedmiot znajdował się wówczas w posiadaniu znanego londyńskiego antykwariusza Sydney’a Burney’a. Burney najprawdopodobniej sprzedał ją Frederickowi Mitchell-Hedges, a ten uczynił z niej prezent dla swojej córki Anny. Ta z kolei wykorzystała artefakt aby za jego pomocą zarabiać na życie. Dodajmy, że nie było to życie nudne i biedne, wręcz przeciwnie, było piękne, ciekawe i dostanie. Wymagało jednak od Anny ciągłego fałszowania rzeczywistości. Jane Walsh zastanawiała się nawet czy Anna pod koniec życia sama nie zaczęła wierzyć w swoje kłamstwa. Być może tak właśnie było, bo kiedy odwiedziła po wielu latach miejsce rzekomego znalezienia czaszki – ruiny Lubaantun była mocno wzruszona, opowiadała o najdrobniejszych szczegółach dotyczących okoliczności odnalezienia tego przedmiotu, trudno było mieć wątpliwości co do autentyzmu jej przeżyć. Możliwe jest jednak także co innego – Anna oszukiwała cały świat na zimno, nie mając od początku ani krzty złudzeń co do pochodzenia czaszki, motywów jakimi się kierowała i swojej własnej moralności. Mogło tak być choćby z tego powodu, że Anna która całe życie uchodziła za córkę Fredericka Mitchell-Hedges była w rzeczywistości tylko jego przybraną córką. Tak przynajmniej sprawę tę wyjaśniono po jej śmierci, choć znalazło się wielu ludzi, którzy wątpili także w tę wzruszającą opowieść.
Ludzie dajcie spokój,w takie bzdury wierzycie?
Jane Walsh, badaczka z Instytutu Smitshona zadała sobie niemało trudu, by znaleźć jakieś ślady dotyczące czaszki Mitchell-Hedges. Po ostatecznym obaleniu mitu dotyczącego czaszek z Londynu I Waszyngtonu Jane Walsh rozpoczęła badania archiwalne które ostatecznie potwierdziły to co wykazała analiza powierzchni „czaszki przeznaczenia” dokonana za pomocą mikroskopu elektronowego. Otóż pierwszy raz, nie licząc opowieści i wspomnień rodziny Mitchell-Hedges, informacja o czaszce przeznaczenia pojawia się w roku 1944. Przedmiot znajdował się wówczas w posiadaniu znanego londyńskiego antykwariusza Sydney’a Burney’a. Burney najprawdopodobniej sprzedał ją Frederickowi Mitchell-Hedges, a ten uczynił z niej prezent dla swojej córki Anny. Ta z kolei wykorzystała artefakt aby za jego pomocą zarabiać na życie. Dodajmy, że nie było to życie nudne i biedne, wręcz przeciwnie, było piękne, ciekawe i dostanie. Wymagało jednak od Anny ciągłego fałszowania rzeczywistości. Jane Walsh zastanawiała się nawet czy Anna pod koniec życia sama nie zaczęła wierzyć w swoje kłamstwa. Być może tak właśnie było, bo kiedy odwiedziła po wielu latach miejsce rzekomego znalezienia czaszki – ruiny Lubaantun była mocno wzruszona, opowiadała o najdrobniejszych szczegółach dotyczących okoliczności odnalezienia tego przedmiotu, trudno było mieć wątpliwości co do autentyzmu jej przeżyć. Możliwe jest jednak także co innego – Anna oszukiwała cały świat na zimno, nie mając od początku ani krzty złudzeń co do pochodzenia czaszki, motywów jakimi się kierowała i swojej własnej moralności. Mogło tak być choćby z tego powodu, że Anna która całe życie uchodziła za córkę Fredericka Mitchell-Hedges była w rzeczywistości tylko jego przybraną córką. Tak przynajmniej sprawę tę wyjaśniono po jej śmierci, choć znalazło się wielu ludzi, którzy wątpili także w tę wzruszającą opowieść.
Jeśli ktoś w coś wierzy lub nie wierzy, jego rzecz. Tylko merytoryka się liczy.
Możesz człowieku w nic nie wierzyć, tylko zauważ, jeśli kogoś nazywasz oszustem,
opierając się na „gdyby, , „możliwe, „prawdopodobnie” - wchodzisz na
poziom niedopuszczalny na tym blogu.
Nazwać kogoś oszustem, gdy ten ktoś nie może się bronić, bo nie
żyje? Najpierw piszesz, że Anna fałszowała rzeczywistość, potem używasz zdania:
„możliwe, że oszukiwała”. To jak w końcu
jest? Możliwe że oszukiwała, czy oszukiwała? A może możliwe, ze nie masz racji?
W tym mailu nie ma żadnych argumentów. Natomiast są plotki i
brudy. Jakie? Anna nie była prawdziwą córką swego ojca. „Prawdopodobnie” nie była. Siedziałeś jej ojcu w rozporku, że to wiesz?
No ładnie. Czytamy między wierszami: Znajda, podrzutek. A ty masz tatusia? Jesteś
pewien, że nie jesteś znajdą?
A gdyby Anna miała dziadka w Wehrmachcie, to co? Dyskwalifikacja?
Mój dziadek był w Reichswehrze. Jestem dumny z dziadka. Żelazny
Krzyż dostał. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej.
Upatrzyłeś sobie ofiarę i jej kosztem chcesz sobie pofilozofować?
WYCIECZKI PERSONALNE NIE
BĘDĄ TOLEROWANE.
...apropos wycieczek personalnych........Z tych "żywych trupów" miałem ubaw.
OdpowiedzUsuńhttp://w816.wrzuta.pl/obraz/powieksz/2UvlpCtvXWM
KIN 115 NSO.
Zbyszku napisz coś o ponownym wejściu po wybiciu na stopie.
OdpowiedzUsuńMam z tym problem. Mimo że cena idzie w wybranym kierunku to mnie już nie ma na rynku.
...a napiszesz coś o swoim dziadku?...i dlaczego jesteś z niego dumny?...trafiłem do Twojego bloga bikoz zapodał ktoś linka do Twego wpisu o Riese na blogu Moje RIESE DK który czytuje regularnie...nie neguje, cenię za pasję...Twój Blog dodałem do ulubionych, jesteś wszechstronny i pozytywny...na giełdzie się nie znam, tylko metale mnie interesują...nie mam wiedzy w Twoim temacie...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuń