To nie powinno być trudne - przerwać cierpienie, poczucie
braku nadziei. To nie powinno być trudne, bo przecież nie chcesz czuć się źle.
Chyba więc kryje się za tym coś bardziej skomplikowanego. Ta komplikacja
polega na tym, że od najwcześniejszego dzieciństwa nie wolno ci było okazywać
radości, czuć się szczęśliwym. Kazano ci być poważnym, a powaga łączy się ze
smutkiem. Musiałeś robić to, czego nie chciałeś robić. Byłeś bezradny, słaby,
zależny od ludzi; musiałeś robić, co ci kazali. Robiłeś to niechętnie,
kiepsko, będąc temu przeciwnym. Byłeś zmuszony robić tyle rzeczy wbrew sobie,
że stopniowo jedno stało się jasne: wszystko, co jest ci przeciwne, jest
słuszne, a to, co nie jest ci przeciwne, jest błędne. I powoli całe to wychowanie
napełniło cię smutkiem, zakłóciło twój stan naturalny.
Stanem naturalnym jest radość, tak samo jak stanem naturalnym
jest zdrowie. Kiedy jesteś zdrowy, nie idziesz do doktora, aby pytać: Dlaczego
jestem zdrowy? Nie ma potrzeby zadawać pytań dotyczących zdrowia. Ale kiedy
jesteś chory, pytasz natychmiast: Dlaczego jestem chory? Co powoduje moje złe
samopoczucie?
To całkowicie słuszne, by pytać, dlaczego jest ci źle. Ale
nikogo nie pytaj, dlaczego czujesz się wspaniale. Zostałeś wychowany w chorym
społeczeństwie, w którym poczucie szczęścia bez powodu poczytywane jest za
szaleństwo. Jeśli uśmiechasz się bez powodu, ludzie pomyślą, że brak ci piątej
klepki - bo inaczej z czego byś się tak cieszył? A jeśli odpowiesz: „Nie wiem,
po prostu czuję się szczęśliwy", twoja odpowiedź upewni ich tylko, że coś
jest z tobą nie tak.
Jeśli jednak czujesz się kiepsko, nikt nie będzie się
dziwił. Takie samopoczucie uznawane jest za normę; każdy tak się czuje. Nie
jest to niczym niezwykłym. Nie robisz nic dziwnego.
Podświadomie umacnia się w tobie przekonanie, że nieszczęście
jest stanem naturalnym, a szczęście - nienaturalnym. Poczucie szczęścia musi
mieć powody. Poczucie nieszczęścia ich nie potrzebuje. To przekonanie powoli
wsiąka w ciebie coraz głębiej - do krwiobiegu, do kości, do samego szpiku -
chociaż jest czymś, co obraca się przeciwko tobie. Zostałeś zmuszony do
swoistej schizofrenii; zostało ci narzucone coś, co jest przeciwko twojej
naturze. Zostałeś oderwany od samego siebie, by stać się czymś, czym nie
jesteś.
To właśnie jest przyczyna nieszczęść ludzkości: każdy jest
tam, gdzie być nie powinien. A ponieważ nie jest tam, gdzie powinien być -
gdzie został stworzony, by być - czuje się źle. Tkwisz w stanie odchodzenia od
samego siebie, brniesz coraz dalej i dalej, tak że już zapomniałeś drogę
powrotną do domu. Więc gdziekolwiek jesteś, myślisz, że to twoje miejsce -
smutek stał się twoim domem, ból stał się naturą. Cierpienie zostało zaakceptowane,
tak jakby było czymś zdrowym, nie chorobą.
A gdy ktoś mówi: „Porzuć to nędzne życie, odrzuć cierpienie,
które niepotrzebnie dźwigasz ze sobą" - pojawia się problem podstawowy:
To jest przecież wszystko, co posiadam!
Jeśli to odrzucę, nie zostanie mi nic,
stracę swoją osobowość. Teraz przynajmniej jestem kimś, chociaż nieszczęśliwym,
chociaż smutnym, chociaż cierpiącym. Jeśli to odrzucę, pojawi się pytanie,
jaka jest moja osobowość, kim właściwie jestem. Nie pamiętam drogi do domu, a
odebrano mi hipokryzję, zastępcze mieszkanie stworzone dla mnie przez
społeczeństwo.
Nikt nie chce stać goły na środku ulicy. Lepiej być
nieszczęśliwym - przynajmniej masz coś na sobie, choć jest to nieszczęście...
Ale to nie szkodzi, wszyscy inni też są ubrani w takie same szaty. Dla tych,
którzy mogą sobie na nie pozwolić, ich nieszczęścia są drogocenne. Ci, których
na to nie stać, są podwójnie nieszczęśliwi - muszą żyć w pełnej biedzie i
nędzy, nie ma czym się chwalić.
- Są więc bogaci nieszczęśnicy i......
- Są biedni nieszczęśnicy. Ci biedni
starają się za wszelką cenę osiągnąć status bogatych nieszczęśników. Występują
tylko takie dwa typy.
- Trzeci typ został całkowicie zapomniany. Jest nim twoja rzeczywistość,
która nie ma w sobie nic nieszczęśliwego. Wrodzona natura człowieka jest
radosna.
Radość nie jest czymś, co należałoby zdobywać. Już w tobie
jest; urodziłeś się z nią. Nie zatraciliśmy jej, jedynie oddaliliśmy się i
odwróciliśmy się tyłem do siebie samych.
Jest tu, za twoimi plecami; mały obrót i jaka rewolucyjna
zmiana!
Ale są fałszywe religie, które mówią ci, że jesteś
nieszczęśliwy, bo w poprzednim życiu wyrządziłeś zło. To wszystko nonsens.
Dlaczego Istnienie czekałoby przez jedno życie, aby cię ukarać? Wydaje się to
niepotrzebne. W naturze rzeczy dzieją się natychmiast. Wkładasz rękę do ognia,
a dopiero w następnym życiu ulegniesz poparzeniu? Dziwne! Oparzysz się
przecież natychmiast. Przyczyna i rezultat są połączone, nie mogą być rozdzielone.
Lecz te fałszywe religie nie ustają w pocieszaniu: Nie przejmuj
się. Rób więcej dobrych uczynków i módl się częściej. Chodź do świątyni lub do
kościoła, a w następnym życiu nie będziesz nieszczęśliwy. Nic natychmiast,
gotówką; wszystko później -w następnym życiu. I nikt z następnego życia nie
pojawia się, aby powiedzieć: Ci ludzie mówią absolutne kłamstwa.
Religia powinna być jak gotówka, nawet nie jak czek, ale
właśnie gotówka.
Rozliczne religie mają różne strategie, ale powód ten sam.
Chrześcijanie, żydzi, muzułmanie, religie zrodzone w Indiach mówią: cierpisz,
bo Adam i Ewa zgrzeszyli. Pierwsza para, tysiące lat temu... i nie był to jakiś
wyjątkowo wielki grzech - popełniasz go codziennie. Po prostu zjedli jabłko,
mimo że Bóg im tego zabronił. Oczywiście problem nie leży w jedzeniu jabłek,
ale w nieposłuszeństwie. Tysiące lat temu ktoś nie posłuchał Boga, został
ukarany przez wyrzucenie z Edenu, z boskiego raju. A dlaczego my cierpimy? Bo
oni byli naszymi praprzodkami.
W rzeczywistości jest całkowicie inaczej. To nie jest
kwestia czynienia zła, lecz raczej faktu, że zostałeś wygnany z samego siebie,
ze swojego stanu naturalnej radości. Bo żadna religia nie chce, byś zbyt łatwo
dochodził do stanu szczęścia. Cóż bowiem stałoby się z wyznawcami? Co
pozostałoby z tych wszystkich świetnych praktyk, metod ascezy?
Jeśli odrzucenie poczucia nieszczęścia byłoby tak łatwe, jak
ja mówię, wtedy wszystkie fałszywe religie straciłyby swój biznes. To sprawa
ich biznesu. Poczucie szczęścia musi być tak trudne do osiągnięcia - wręcz
niemożliwe - że ludzie mogą mieć na to nadzieję jedynie w jakimś przyszłym
życiu, po długiej, uciążliwej podróży.
Ale ja ci mówię z własnego doświadczenia: osiągnąłem to z
ogromną łatwością. Dla mnie to także nie jest pierwsze życie i zapewne
popełniłem więcej „złych uczynków" niż ty - bo
ja nie myślę, że to było coś złego. Docenianie piękna, docenianie
smaku, docenianie wszystkiego, co czyni życie lepszym i bardziej kochanym - to,
moim zdaniem, nie są złe rzeczy.
Chciałbym, abyś i ty stał się wrażliwy, miał większe
poczucie estetyki dla tych spraw. One uczynią cię bardziej ludzkim, obdarzą
cię większą delikatnością, nauczą większej wdzięczności za to, że istniejesz.
Dla mnie nie są to rozważania teoretyczne. Po prostu zaakceptowałem
nicość jako drzwi. Nazywam to medytacją, a jest ona przecież niczym innym, jak
jednym z imion nicości. Kiedy taka nicość nadejdzie, stajesz nagle twarzą w
twarz z samym sobą, a cały bagaż smutku znika. Pierwsze, co powinieneś zrobić,
to po prostu wyśmiać samego siebie, to, jakim byłeś idiotą. Tego smutku nigdy
nie było - to ty z jednej strony go tworzyłeś, a z drugiej usiłowałeś niszczyć;
i oczywiście byłeś podzielony na dwie części jak schizofrenik.
To jest bardzo łatwe i proste. Najłatwiejszą rzeczą w
życiu jest być sobą. To nie wymaga wysiłku; już jesteś sobą. Tylko
przypomnij sobie... wyrzuć wszystkie głupoty, którymi karmiło cię
społeczeństwo. Jest to tak łatwe jak dla węża wysunięcie się ze swojej starej
skóry i nie oglądanie się już w tył. Bo to jest po prostu stara skóra.
Jeśli to pojąłeś, radość może zdarzyć ci się nawet w tej właśnie
chwili.
Bo już od tej chwili zrozumiesz, że smutek, nieszczęście nie
istnieją.
Milczysz, stojąc w drzwiach nicości; jeden krok do przodu i
odnajdziesz największy skarb, który czekał na ciebie przez tysiące poprzednich
wcieleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz