Idę
dalej.
Wokół czerwiec z Chryszczatą w tle.
Jest jeszcze wcześnie, a więc powietrze rześkie. Opanowuje
mnie nastrój zaiste kwiatowy, powstaje więc pierwszy bukiet
czerwcowy. Ten bukiet nazwałem nieśmiałym. Od Chryszczatej świeci słońce, dlatego jest za plecami autora.
Nastrój
kwiatowy wynika także z tego, że mi się nigdzie nie spieszy. Czy
to jest właśnie wolność?
Chodzę po łąkach, ciesząc się z widoków i tak powstaje drugi dzisiejszy bukiet, ten nazwałem śmiałym.
W
chwili Tu i Teraz mam przed sobą książkę napisaną przez
Bosonogiego Doktora. Dla mnie jest to lektura zaskakująca.
Czytając tę książkę, czuję się tak, jakbym czytał własne
myśli, swoje słowa.
Pseudonim
autora – Barefoot Docktor, nawiązuje do chińskich wieśniaków,
którzy dysponując podstawową wiedzą medyczną, udzielali pomocy
współmieszkańcom. Ludzie ci pracowali na co dzień boso na polach
ryżowych.
Wolność.
Nieco
wcześniej jest jednak wyzwolenie.
Wyzwolenie
zawsze miało w sobie coś romantycznego, niezależnie od tego, czy
było to wyzwolenie z niewolnictwa, ubóstwa, głodu, wojny, czy
ucisku. Wielkich wyzwolicieli we wszystkich czasach wielbiono jako
bohaterów, bowiem poprzez wyzwolenie wiedzie droga do
najcenniejszego skarbu człowieka – do wolności.
Oczywiście
można wcisnąć gaz do dechy i ruszyć w nieznane. Taka jazda o
dziwo także niektórych uspakaja. Lecz jak dobrze wiemy, po jakimś
czasie zawsze trafimy na kolejne korki, kolejne czerwone światła.
Dziś, gdy nasza planeta jest tak bardzo uczłowieczona, wolności
nie da się znaleźć, po prostu przekraczając granice państw.
Zresztą nigdy się nie dawało – zawsze było to złudzenie.
Wolność
(bowiem) kryje się w nas. Można ją osiągnąć przez wyzwolenie
się z własnej wewnętrznej walki z życiem, jakąkolwiek przybierze
ona formę. Zaprzestać walki, porzucić opór. W ten sposób zyskamy
pokój wewnętrzny.
Do
tej rewolucji potrzebna jest własna diagnoza: w jakim miejscu
jestem, co się dzieje, dlaczego jestem ofiarą, bo jestem, czemu
tkwię w niewoli, w podporządkowaniu ludziom, lub uzależnieniu od
sytuacji? I już odpowiadam: tkwię w tym wszystkim ze strachu przed
wolnością, przed Nieznanym.
Coś
więc powinienem zmienić, aby z tego wyjść. Najpierw potrzebuję
wyzwolić się z tego strachu....
Oprawca
nie ma takich problemów, jemu jest dobrze.
Nie
jest winą oprawcy, że jest oprawcą, to wina ofiary, że na to
pozwala.
Człowieka
blokują: strach, chciwość, inne negatywne stany. Gdy znajdziesz
sposób na uwolnienie się od nich, otworzysz drzwi więzienia i
wyjdziesz na wolność. Zostaniesz bohaterem. Nie takim, o którym
zaraz musi być głośno, to nie bohater, to tylko rozdęte ego.
Zostaniesz cichym bohaterem i zobaczysz, że każdy, kto znajdzie się
w twoim towarzystwie, to odczuje.
Tylko
ta diagnoza jest potrzebna, czyli szczere nazwanie rzeczy po imieniu,
bo wiesz, że sam siebie nie oszukasz, nie da się. Gdy postawisz
diagnozę, zyskasz świadomość. Uzmysłowisz sobie co ciebie
zniewala, blokuje.
To
jest z pewnością zaczyn, zainicjowanie procesu wyzwolenia. Człowiek
dojrzewa do pewnych posunięć stopniowo. Wystarczy, że o tych
posunięciach, zmianach, zaczyna się myśleć. A na finiszu czeka
nas satysfakcjonująca relacja z samym sobą i otaczającym nas
światem.
Teraz
jedno pytanie: - czy ty jesteś całkowicie do swojej dyspozycji?
Czy
nie jesteś w mniejszym, lub większym stopniu uzależniony od
reakcji innych ludzi?
Może
nieświadomie, ale nadal usiłujesz zadowolić swoich rodziców,
partnera, męża, żonę?
A
może przyjaciół, szefa, lub wszystkie inne dzieci w tej wielkiej
piaskownicy życia, czyli ogół społeczeństwa?
Nie
musisz odpowiadać natychmiast. Wolność to kwestia złożona, nie
można jej rozpatrywać w kategoriach białe-czarne, gdyż zawiera
ona wiele szarości.
Wyzwolić
się można ze wszystkiego, jeśli tylko tego chcemy. Oby tylko nie
wpaść w paranoję „pozytywnego myślenia”: - Jak
dobrze że ciebie sparaliżowało, teraz nareszcie sobie odpoczniesz!
Żyjemy
w życzliwym wszechświecie.
Gdy
tak o nim myślę, on takim będzie. Lub mogę pomyśleć, że jest
wrogi, a taki się stanie. Sam wybieram swoje doświadczenia.
Oczywiście istnieje na świecie niewyobrażalny ból i cierpienie.
Jednak
świata nie zbawisz, natomiast zbawić siebie możesz jak
najbardziej.
Mogę
być radosny, jednak do tego potrzeba odwagi, natomiast bycie wolnym
wymaga nawet męstwa.
Bo
nie po to umieszczono mnie na planecie pod tytułem Ziemia,
śmigającej w nieskończonym kosmosie z prędkością stu tysięcy
kilometrów na godzinę i jednocześnie wirującej wokół własnej
osi (nachylonej pod kątem 23 stopnie) z szybkością półtora
tysiąca kilometrów na godzinę, bym był ofiarą losu, mazgajem i
niewolnikiem.
Takie
ćwiczenie tylko: powiedz głośno (chodzi o to, aby usłyszeć
siebie) – Mam dość odwagi, aby chwycić byka za rogi!
Jeśli
coś działa, korzystajmy z tego.
Nie
ma rzeczy nieużytecznych we wszechświecie.
Życie
jest tajemnicą, lecz
tylko pod warunkiem, że docenisz tajemnicę tej przygody i poddasz
się jej nie wiedząc, co ciebie czeka. Wtedy ta przygoda zwana
życiem objawi swoją magię i stanie się prawdziwą bajką, w
której spełniają się marzenia.
Zwykłe
życie jest jak przesuwające się stop-klatki. Aż do 23 klatek na
sekundę mamy tryb migotania. Brak ciągłości. Wszystko się rwie.
Dopóki nie przeskoczymy trybu 23 klatki na sekundę, nie pokaże się
magia, czyli ciągłość. A więc musi być tryb 24 kadrów na
sekundę, aby film życia wydał się nieprzerwanym ciągiem
wydarzeń.
Wszystkie
momenty życia powstają z nicości, same z siebie (tao) oraz
rozpływają się w nicości. Wszystko przemija, i radość i smutek,
wszystko jest przemijającym spektaklem. Te momenty życia, ten ciąg
odrębnych chwil tworzy w umyśle szpulę filmu, lub mówiąc
nowocześniej, tworzy platformę cyfrową, w której upakowane są
poszczególne kadry. One są misternie zespolone, tak, że nie
zauważamy połączeń.
Bywają
chwile, gdy rozgrywają się obok człowieka dramatyczne zwroty, a on
tkwi w nieruchomym punkcie wewnątrz siebie, jako obserwator, inaczej
nie da się tego opisać. Ten obserwator beznamiętnie rejestruje
zdarzenia tego tańca Śiwy a' la hindu,
lub tańca równowagi według tao.
Ten
taniec obserwowany z głębi, z wnętrza odbierasz jako przemijający
spektakl.
Ten
sam taniec, odbierany z zewnątrz, jego gwałtowność może napełnić
ciebie strachem przed popełnieniem błędu i wylądowaniem na
cmentarzu, lecz czasem przepełnia cię jedynie czysty zachwyt.
Sporadycznie
(i spontanicznie) zrobisz nieraz coś, co może się wydawać błędem,
ale z perspektywy czasu okaże się pretekstem do przenosin na nowe,
obfitsze zielone pastwiska.
Większość
ludzi żyje ze złudzeniem, że są niekompletni. Na przykład ty,
czytelniku. Dostajesz jakąś informację, (na przykład taką jak
ta) i natychmiast zaczynasz się zastanawiać, jak może ci ona
pomóc, lub cię wzbogacić. (a nie jest tak?)
Czy
ta informacja zawiera choć odrobinę użytecznej prawdy? A jeśli
tak, jak możesz ją wykorzystać, by stać się bardziej światłym
i mieć ten błysk w oczach.
A
może da się to jakoś przehandlować i na tym zarobić?
Tak,
żyjesz ze złudzeniem (nie myśl, że tylko ty) że jesteś
niekompletny. A to jest kompletna bzdura.
Od
samego początku (jeśli jest jakiś początek) byłeś i jesteś
kompletny.
Tylko
ci się wydaje, że osiągniesz pełnię przez uzyskanie czegoś –
jakichś informacji, umiejętności, bogactwa, statusu, ukochanych
ludzi, dzieci, przyjaciół. To jest tylko taka gra, w którą grasz
ze sobą, by nadać życiu sens.
Paradoksem
jest, że kiedy tylko przyznasz, iż jesteś kompletny w tym Tu i
Teraz, świat da ci wszystko, czego potrzebujesz, bez żadnego
wysiłku i starań z twojej strony i nada twemu życiu więcej sensu,
niż jesteś w stanie wykorzystać. W tao nazywa się to
wu-wei. Ludzie Zachodu nazywają to stanem łaski.
Możesz ten stan niezwłocznie aktywować klikając na ikonkę: „stan
łaski”.
Tylko
powtórz głośno: - Ja (twoje imię) jestem w stanie łaski.
Oto
aktywowałeś ten stan.
Ale
uważaj, to nie znaczy, że możesz być leniwym, niedbałym
psubratem, który nigdy nie współdziała z innymi. Nie spodziewaj
się, że życie przyniesie ci wspaniałe dary, gdy nie otworzysz się
na ludzi. Bo wszystko przychodzi do ciebie poprzez innych ludzi,
przychodzi z tao, potrzebujesz jedynie włączyć się do
sensownego współdziałania.
Anegdota.
Człowiek
modli się: - Panie Boże, ześlij mi wygraną na loterii.
Mija
jakiś czas, facet znowu to samo: - Panie Boże, spowoduj, żebym
wygrał na loterii.
Naraz
odzywa się głos z nieba: - daj mi szansę, zacznij grać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz