Zatrzymuję
się, aby pojeść poziomek i coś gotuję przy okazji.
Trzy
prawdy:
- Żadne lekarstwo nie zastąpi
wysiłku fizycznego.
- Wysiłek
fizyczny zastępuje większość lekarstw.
- Euforyczne skutki
nasilonego wysiłku fizycznego są faktem.
Po
postoju schodzę w dół i już są Roztoki Górne. Mijam
kilka starszych domów i kilkanaście nowych, pustych, postawionych
przez ludzi z miasta. Dochodzę do niebieskiego szlaku, przejście
przez potok i teraz przez las idę coraz wyżej. Okrąglik
jest bowiem na wysokości 1102 m.
Zachmurzyło
się znowu.
Fakt,
jestem nieco zmęczony, ale zawzięcie idę bez odpoczynku nie myśląc
za dużo. Po prostu lubię zmęczenie. Zarówno fizyczne, takie jak
teraz, jak i psychiczne, przy liczeniu dat zwrotu i ślęczeniu nad
wykresami.
Gdzieś
w połowie trasy poszedłem nie tą ścieżką, oznakowanie żadne.
Po jakimś kilometrze, czyli szybko, zorientowałem się, że coś
nie tak. Korzystam z GPSa w głowie. Zacząłem więc piąć się
ostro w górę, na zbocze pod kątem 45 stopni. Na czworakach także.
Szlakowa ścieżka odnalazła się ze sto metrów wyżej. Uff!
Jeszcze
tylko wpadłem raz i drugi w zasadzki błotne: stawiasz nogę w
koleinie na zeszłorocznych liściach, a pod nimi jest błotnista
woda po kolana! Nic to, błoto wyschnie.
Idzie
się.
Wokół
tylko las, nie ma widoków, czyli nic nie widać.
Las,
pochmurno, jest więc nieco ponuro, a ja idę i idę.
Zawsze
można jednak znaleźć w danej sytuacji plus dodatni: - jak to
dobrze, że idę sam i nikt nie mendzi, że za daleko, za wysoko, a
może zabłądziliśmy i ogóle jest do dupy.
Idę
swoim tempem i myślę. A myślę bo mam czas.
Rośnie
we mnie pragnienie dotarcia do szczytu. Pragnienie i niezadowolenie
jest bardzo zdrowe. Kto bowiem przykładowo nie odczuwa pragnienia?
Martwy człowiek nie ma pragnień.
Pragnienie,
niezaspokojenie jest więc oznaką życia. W oczekiwaniu na
realizację pragnienia trzeba się niecierpliwić, trzeba płonąć.
Taki
człowiek tylko przez to płonące pragnienie będzie żył
intensywnym życiem. Ludzie żyją jednak na minimum, tak rzadko
zdarza się ktoś, kto żyje na maksimum. A wszystko dzieje się
właśnie w tym wielkim wzbudzeniu. Wtedy zdarzają się ekstatyczne
doznania.
Ludzie
są w większości bardzo skąpi. Żałują sobie, lub nie mają
odwagi i dochodząc do pewnego poziomu, nie angażują się zbytnio
w przeżywanie. Gdy osiągną jakiś etap przeżywania, zatrzymują
się i stają się widzami.
Kiedy
chcą tańczyć, idą popatrzeć na tancerzy, kiedy chcą grać, idą
oglądać mecz piłki nożnej. Kiedy chcą kochać, oglądają film o
miłości.
Stają
się widzami.
Telewizja
uczyniła z ludzi widzów. Gdy stała się dostępna, ludzie zaczęli
spędzać przed telewizorem długie godziny. Młodzi tego nie czują,
w ich życiu telewizja, tak, jak telefon komórkowy były od zawsze.
Dla
większości populacji, życie stało się oglądaniem.
Oglądanie
ma zaletę: - nigdy nie jesteś za bardzo zaangażowany. Siedzisz w
fotelu, wszystko dzieje się poza tobą, nie spotyka cię żadne
niebezpieczeństwo, nie podejmujesz żadnego ryzyka. Inni robią to
za ciebie.
Stajesz
się podglądaczem – wytrwale stoisz przy czyjejś dziurce od
klucza.
Gdy
nie było telewizji, w starych domach, gdzie mieszkali starzy ludzie,
widziało się zawsze jedną, dwie stare kobiety, które siedziały
przy otwartym oknie i wyglądały na podwórko. Tak było na warszawskiej Pradze na przykład. Te stare kobiety już swoje
przeżyły, właściwie były już martwe. Pozostał tylko kościół
i okno.
Interesowały
się tym, kto idzie, i do kogo idzie. Idzie facet z kwiatami? Pewnie
idzie do tej rudej z drugiego piętra, która lubi chłopów. Za
jednym zamachem następowało wejście w cudze życie, etykieta i
osądzenie. Podglądacze.
Dziś
starzy ludzie zamiast okna mają seriale, które oglądają tak
namiętnie, że im się plączą wątki, które wydarzenie jest z
określonego serialu. Ale niech każdy robi ze swoim życiem co chce,
mnie nic do tego.
To
są tylko refleksje o życiu.
Do
czego zmierzam? Do Okrąglika, ale także do prawdy, że każdy
jest prawdziwym kwiatem – zanim nadejdzie poranek, już ciebie nie
będzie. Baw się wiatrem, rozmawiaj ze słońcem, szepcz do obłoków.
Tańcz i śpiewaj.....zbliża się wieczór. Jeżeli nie tańczysz,
nie śpiewasz, nie bawisz się wiatrem, twoje życie jest ubogie. A
ubogie życie, to uboga śmierć.
Co
nadaje życiu znaczenie? To znaczenie wynika z głębokiego
przeżywania, z wielkiej intensywności.
Człowiek
powinien żyć jak pochodnia zapalona z obu stron.
W
takich rzadkich chwilach intensywności ukazuje się Bóg, nigdy
wcześniej. Ukazuje się tylko wtedy, gdy jesteś gorący, płonący.
Natomiast większość pozostaje na etapie ledwo ciepłym. Bo tak ich
nauczono.
Jednak
te słowa nie są kierowane do większości. One są kierowane do
ciebie....
Zmęczenie
robi się coraz większe i szczerze mówiąc, staję się bardzo
zadowolony, gdy niebieski szlak łączy się z czerwonym, bo z
wcześniejszego studiowania mapy wynikało, że z tego miejsca do
szczytu jest tylko rzut beretem.
O
godz. 19.00 wchodzę na szczyt Kruhliak – Okrąglik. Są
widoki!
Warto
było tu przyjść, w jedności z górą wchodzić w noc. Oraz to
wielka frajda spać w takim miejscu.
Robi
się lekko na ciele, ponieważ zdejmuję plecak. Jest cudnie!
Czuję się także lekko na duszy.
Pewnie
to są te euforyczne skutki
nasilonego wysiłku fizycznego.
Stawiam
namiot na trawce, na której jest miejsca jeszcze tylko na drugi
namiot i to na styk. W każdym razie jest fantastycznie! Ciekawe
światło, zmierzcha się, czyli pora pomiędzy psem a wilkiem, więc fotografuję.
Uroczyste,
niespieszne pojadanko, cisza, wysokość, nikogo. Stąd jest 2.45 h
do Cisnej, albo Smereka, a z praktyki wiem, że w
czerwcu o 18.00 w takim miejscu już nie będzie zwykłych turystów.
A w lipcu o 17.00.
Zwykli
turyści schodzą z gór na kolację, na przespanie nocy w łóżku.
Oglądają dziennik telewizyjny, lub wysłuchują sieczki wiadomości
o tym, kto komu głowę urżnął.
Czy
przez to, że ja tak nie robię, uważam się za lepszego?
Za
lepszego może uważać tylko osoba z przerośniętym ego. Jakiś
polityk na przykład.
To
jest źle postawione pytanie. Po prostu obracam się w swoim
prywatnym świecie i jest mi z tym bardzo przyjemnie. Dlatego jestem
zadowolony.
Natomiast
zwykłym turystom, którzy schodzą z gór wieczorem, a wchodzą na
szlaki po śniadaniu jestem szalenie wdzięczny, bo wielki kawał
doby na szlaku mam dzięki temu w samotności. A z tego jestem
jeszcze bardziej zadowolony.
Pomalutku
zapada noc. Zapalają się pierwsze gwiazdy. Podobno rodzimy się po to, aby sięgnąć gwiazd...... Pełni tęsknot i nadziei.
Jest.... magicznie. Jak widać na zdjęciach, wiatr
zdmuchnął chmury i przez to robi się zimno. Zakładam czapkę i
wsuwam w śpiwór.
Zimowa
czapka jest bowiem niezbędną częścią wyposażenia. Dzięki niej
można w nocy zebrać myśli.....senne.
Jak
bardzo czapka sprawdziła się w tym roku, dopiero miałem się
przekonać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz