czwartek, 26 listopada 2015

Ponad Smerekiem

Schodzę z Fereczatej

Ptaki śpiewają, słońce świeci, zefirek przynosi fale pachnącego powietrza, jestem w objęciach wielkiej przestrzeni i wspaniałego samopoczucia.
Czy właśnie tak wygląda szczęście?
Nie wiem.
    A więc odwołuję się do uczuć: - Czuję się.... wolnym człowiekiem!
Takie uczucie z automatu daje zadowolenie.
Będzie pan zadowolony, panie Zbyszku... a więc jestem zadowolony.
Wszystko jest przecież tak proste: - możesz być zadowolona - ny albo niezadowolona. Co wybierasz?
    Do Smereka z Fereczatej tylko się schodzi. Najpierw schodzi się łagodnie, potem jest większy spadek.
      Zupełnie jak na giełdzie.
Uff! Odspawałem się od komputera, od śledzenia wykresów. I to na wiele miesięcy się odspawałem. Bardzo mi z tym dobrze! A więc tak trzymać, bo uczucia nie kłamią. Mam pieniądze, mogę odpoczywać.
     Wszystkiego na świecie jest pod dostatkiem, a nawet jest wszystkiego boski nadmiar, nie tylko pieniędzy, także czasu i miłości..... również nie trzeba gonić, tylko ludzie o tym nie wiedzą. A dokładniej: nie chcą o tym wiedzieć.
      Co by robili wtedy z nadmiarem wolnego czasu?
Przeciętny Kowalski spędza prawie jedną piątą swego życia przed telewizorem..... I taki ktoś ma być mądry?
Promieniuję tymi myślami, nie narzucając się nikomu oczywiście. Kto chce, to czyta.
A kto ma uszy, ten słucha.....
W końcu każdy żyje po swojemu, każdy idzie swoją drogą. Mnie nic do tego.
       Moja droga prowadzi do Smereka.
A więc schodzę w tę stronę.
Zaczynają się błotne odcinki, przecież niedawno padało. To był ten deszcz, który padał na biwaku nad Hyrlatą.
Trzeba stąpać ostrożnie, jest ślisko, miejscami chwytam się krzaków. Bieszczadzkie błoto nie ma sobie równych.
      Hen, wysoko krąży para orlików krzykliwych, krzyczą charakterystycznie. W tym krzyku jest zawarta ogromna pulsująca radość. Przypominają mi się orły przednie znad Chryszczatej....
     Lubię krzyk orłów.
Zamieniam się w słuch, lecz jednocześnie w tym sławnym tu i teraz pilnie uważam, żeby nie wywinąć orła na błocie.
     Schodzę niespiesznie.
Docieram do drogi biegnącej u podnóża Fereczatej ponad Smerekiem. Stąd jest niecała godzina w dół do szosy. Jednak mnie się nigdzie nie spieszy, a zwłaszcza do szosy. Tu jest tak ładnie, znajdę więc jakieś niezwykle urocze miejsce i postawię w nim swój dom. A potem pomieszkam.
Jak mówił Osho: - gdy masz namiot, każde miejsce może być twoim domem.
Ja bym jeszcze dodał: - jeśli oczywiście masz na to czas.

       Pragnienie.

Jeśli czegoś pragniesz dostatecznie mocno, gdy to dostaniesz, smakuje wtedy bardzo.
Pić się chce. Jeszcze na Okrągliku wypiłem wodę, którą niosłem z Hyrlatej. Już na Okrągliku chciało mi się pić. Potem było tak cudnie, że zapomniałem o pragnieniu. Jadłem, ale nie piłem od odejścia z Okrąglika, dlatego skręcam w stronę mostka-przepustu nad potokiem Niedźwiedzim.
Boziuniu! Co za woda płynie tym potokiem! Czy mam o niej napisać, że jest czysta?
      To jest woda Kryształowa! Do tego zimna jak.... z lodowca i niezwykle smaczna! To wrażenie pozostało, i towarzyszyło mi przez te kilka dni, gdy biwakowałem ponad Smerekiem.
Powtórzę: - w potoku Niedźwiedzim u stóp Fereczatej, płynie wyjątkowo smaczna woda, porównać ją mogę tylko z uzdrawiającą wodą ze źródła Synaguryczne ponad Młynem Kamieni w Huczwicach.
      Po ugaszeniu pragnienia, następuje Ceremonia Chlapu – Chlapu. Potem napełniam butelkę.
A wokół bieszczadzkie lato, czyli upał jak się należy w czerwcu w górach. Kto nie posmakował takiej chwili, niech żałuje.
Nad potokiem rosną poziomki. Bieszczadzkie poziomki..... 
Wszystkie metafory kulą się w tym miejscu do nogi i skomlą, jak zagubione psy.....
W każdym razie poziomki znad Niedźwiedziego łagodzą nieco wzbierający głód.
      Teraz mogę się udać (niespiesznie oczywiście) na poszukiwanie fajnego miejsca na dom.
Poszedłem tu, poszedłem tam i w końcu znalazłem miłe miejsce na samym dole wielkiego zrębu. Sądząc po śladach, ścinka była tu prowadzona jakieś dwa, no może trzy tygodnie temu. Teren jest bardzo odsłonięty, nic dziwnego więc, że znajduję pierwsze w tym roku, pojedyncze, dojrzałe jagody.




Stawiam dom na tym odludziu. Lubię odludzie bowiem, ono mnie odtłumia.
Odtłumienie jest bardzo ważne. Więcej: ono jest godne i sprawiedliwe i tego się trzymam.
     Człowiek jest zwierzęciem stadnym?
Czuję się człowiekiem, ale także zwierzęciem, lecz za stadem nie przepadam. A więc wyjątek?
Nie wiem.
Być może, być może. Tylko pamiętajmy o jednym: wyjątek nie potwierdza reguły, wyjątek regułę kompromituje.

Stoi Dom ponad Smerekiem.

Obiad ugotowany. Teraz sjesta, leżę na dowolnie wybranym boku. (Trzymając w ręku kamyk zielony)
Na miękkim leżę. Jest miękko, bo pod podłogą namiotu zalega chyba piętnastocentymetrowa warstwa igieł świerkowych, czy jodłowych. Luksusowe spanie się szykuje więc. Szykuje się więc.
     Leżę i myślę. (bo mam czas) Myślę tak: gdybym siedział, a jestem
przecież na zrębie, mógłbym zacytować wiersz:

Siedziałem na zrębie
Dłubałem se w zębie
A ludziska głupie
Myśleli że ….....

Patrzę na to, co widać z okna mego domu. 
Cudny dzień widać. 
Sjesta. W brzuchu dobrze. Niebo niebieskie, trawa zielona. Po niebie niebieskim płyną białe obłoki..... Robi się usypiająco.....

Chce ci się jeść? To jedz.
Chce ci się spać? To śpij.
Pospałem więc.  
Jest prześlicznie, a więc jedno zdjęcie i mogę popisać dalej o zen w życiu i sztukach walki.

Chuck Norris jest skromnym człowiekiem. Jednocześnie jest mistrzem. Każdy mistrz zawsze spotyka na swej drodze kilku lepszych od siebie.
Norris opisuje czas nagrywania w Brazylii filmu Wejście Smoka z Brucem Lee i Bobem Wallem.
Po wakacjach pojechali w trójkę, aby odwiedzić tamtejsze szkoły taekwondo i capoiery.
Capoiera to niszczycielski system samoobrony, kładący nacisk na uderzanie w głowę i nogi. Został on stworzony ponad trzysta lata temu przez niewolników z Afryki i przez większość tego okresu jego stosowanie było oficjalnie zakazane.

Chuck pisze: - Miałem pewne zaufanie do swych umiejętności walki w parterze......W chwili, kiedy zaczęliśmy się mocować z Ricksonem Gracie, całe moje wieloletnie doświadczenie nagle gdzieś uleciało. Rickson kontrował każdy mój ruch duszącym chwytem, który zmuszał do natychmiastowego poddania się. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem.....

Każdy, nawet najlepszy, trafi kiedyś na lepszego od siebie, ale tajemnica tkwi w czym innym.
O tym Norris pisze w rozdziale: - Jak stać się sobą.

Kto sam siebie pokona, jest największym wojownikiem.
Konfucjusz.

PS - Zamiast „pokonać”, zdecydowanie wolę słowa: poznać, zrozumieć, zaakceptować.
Na tym polega oświecenie.
Żeby je uzyskać trzeba tylko otworzyć serce ( i głowę, i głowę ) na zen, sufizm. Można także wejść w zen, zaufać, poprzez przyjęcie nauk Oświeconych: Chucka Norrisa, Buddy, Osho, Nicoli Tesli, Nassima Harameina.....

Przypomnę: - Kiedyś, każdemu z Trzech Wielkich Oświeconych (Budda, Jezus, Mahomet) zadano pytanie: - Jesteś Bogiem?
Odpowiedź każdego z nich była taka sama:
  • Nie jestem Bogiem. Jestem tylko oświeconym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz