A
więc idę do Huczwic z kaszankami!
Mgliście,
ponuro, wydaje się, że śnieżny opad tuż tuż. Mijam ostatni dom
ponad Wolą Michową.
Chrystus
Zimowy.
Odbieram
tę rzeźbę jako symbol cmentarza żydowskiego – kirkutu, który
to cmentarz urzędnicy w Komańczy, czy Sanoku
sprzedali babie. Baba nie puszcza na cmentarz. Zdarzyło się, że
pies tej baby użarł Wojtka Judę.
Dojście
do kirkutu jest od strony Pomnika Żubra, a to spory kawał
(półtora kilometra) za Wolą Michową.
Kirkut
położony jest w pięknie widokowym miejscu. Był wpis o kirkucie z Woli Michowej.
Idę
po koleinie samochodu zwożącego drewno z gór. Da się odczytać,
że ta ciężarówka ma zupełnie łyse opony, resztki bieżnika
zostały jedynie na brzegach. Po pewnym czasie ślady kół się
kończą i zostają tylko ślady wilków, czasami lisa, plus ślady
saren i jeleni.
Wilki
są w czasie cieczki. Widać miejsca ich polowań z krwią na śniegu.
Oto takie miejsce ponad Zubeńskiem. Zubeńsko to łemkowska wieś, z której "ostał ci się jeno krzyż". To dziś tylko pamięć i miejsce na mapie.
Wilki polowały niedaleko murowanej
piwnicy po zniszczonym budynku łemkowskim. Pada śnieg a ślady krwi są
jeszcze widoczne.
Idę
jak duch, bo śnieg przy minus trzech jest „cichy”.
Zbliżam
się do przełęczy Żebrak. Śnieg jedynie miejscami do 15 cm, w miarę dobrze
się idzie. Typowy moment na wcielenie się w Obserwatora: Pustka,
cisza, tylko jeden wędrowiec i wilcze ślady.
Mam
czas, mógłbym myśleć, a nie myślę, tylko rejestruję,
obserwuję, jest czujność. To są te niezwykle relaksujące chwile
bez umysłu, we wszechogarniającej ciszy.
Wyłącznie ślady wilków.
Czytam
z tych śladów jak z książki.
Jest
coraz bliżej przełęczy i widzę z tropów, że jedna wilcza
ścieżka łączy się z drugą, a potem z trzecią. Wilki chodzą
jeden za drugim, po śladach poprzednika, dlatego trudno się
doliczyć ilości.
W
każdym razie półtora kilometra przed przełęczą zaczął się wybitnie
wilczy odcinek. Dalej pochmurno i ponuro, chyba sypnie.
Zbliżam
się do szałasu. Gdy tam dojdę będzie siedem kilometrów od domu
Henryka Bieszczadnika, a więc jedna czwarta drogi, bo pójdę
przecież odwiedzić górę 686 ponad Rabe, gdzie
biwakowałem w lecie. A dokładniej to przywitać się z Duchem
tej góry i podziękować raz jeszcze za kolorowe sny, które tu
śniłem.
Idę
i teraz opowiem sobie anegdotę (bo mam czas)
Zima
w Bieszczadach, las, pada śnieg. Po lesie chodzi podenerwowany
niedźwiedź. To złamie choinkę, to kopnie w drzewo, to pogoni
wilka – ogólnie: mocno wściekły. Chodzi i gada: - Po jaką
cholerę piłem tę kawę we wrześniu!?
Już
niedaleko do szałasu, jeszcze pięćset metrów.
Przełęcz
Żebrak to nieco umowna granica kraju Łemków. Dalej
rozciąga się kraina Bojków. Łemkowie byli nacją
rolniczą, Bojkowie pasterską.
Już
wielokrotnie się przekonałem, że Żebrak jest również
jakby drzwiami do innego świata. Często za przełęczą jest
wyraźnie inna pogoda niż była w czasie dojścia. W porównaniu z
Łupkowem jest tu 350 metrów wyżej. Masyw Chryszczatej
wybija wiatr do góry, a to powoduje rozstępowanie się chmur.
Powstają okna w błękicie. Ileż to razy nie mogłem się w lecie
napatrzeć i nadziwić, że wokół doliny Rabego jest
pochmurno, a cała góra Pod Wierchem 686 kąpie się w
słońcu. Gdy wiał wiatr zachodni, czyli najczęstszy, chmury
zwierały się ponownie za Baligrodem.
Dla
łowcy chmur był to fascynujący spektakl. W końcu gościa
przebywającego w Boskim Hotelu Siedem Gwiazdek wypada
zadowolić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz