sobota, 7 lutego 2015

Tylko ślady wilków

A więc idę do Huczwic z kaszankami!
Mgliście, ponuro, wydaje się, że śnieżny opad tuż tuż. Mijam ostatni dom ponad Wolą Michową.
    
Chrystus Zimowy.
   


Odbieram tę rzeźbę jako symbol cmentarza żydowskiego – kirkutu, który to cmentarz urzędnicy w Komańczy, czy Sanoku sprzedali babie. Baba nie puszcza na cmentarz. Zdarzyło się, że pies tej baby użarł Wojtka Judę.
Dojście do kirkutu jest od strony Pomnika Żubra, a to spory kawał (półtora kilometra) za Wolą Michową.
   

Kirkut położony jest w pięknie widokowym miejscu. Był wpis o kirkucie z Woli Michowej.

Idę po koleinie samochodu zwożącego drewno z gór. Da się odczytać, że ta ciężarówka ma zupełnie łyse opony, resztki bieżnika zostały jedynie na brzegach. Po pewnym czasie ślady kół się kończą i zostają tylko ślady wilków, czasami lisa, plus ślady saren i jeleni.
Wilki są w czasie cieczki. Widać miejsca ich polowań z krwią na śniegu. Oto takie miejsce ponad Zubeńskiem. Zubeńsko to łemkowska wieś, z której "ostał ci się jeno krzyż". To dziś tylko pamięć i miejsce na mapie.
    


Wilki polowały niedaleko murowanej piwnicy po zniszczonym budynku łemkowskim. Pada śnieg a ślady krwi są jeszcze widoczne.
   


Idę jak duch, bo śnieg przy minus trzech jest „cichy”.
Zbliżam się do przełęczy Żebrak. Śnieg jedynie miejscami do 15 cm, w miarę dobrze się idzie. Typowy moment na wcielenie się w Obserwatora: Pustka, cisza, tylko jeden wędrowiec i wilcze ślady.
     



Mam czas, mógłbym myśleć, a nie myślę, tylko rejestruję, obserwuję, jest czujność. To są te niezwykle relaksujące chwile bez umysłu, we wszechogarniającej ciszy.

Wyłącznie ślady wilków.
     



Czytam z tych śladów jak z książki.
Jest coraz bliżej przełęczy i widzę z tropów, że jedna wilcza ścieżka łączy się z drugą, a potem z trzecią. Wilki chodzą jeden za drugim, po śladach poprzednika, dlatego trudno się doliczyć ilości.
W każdym razie półtora kilometra przed przełęczą zaczął się wybitnie wilczy odcinek. Dalej pochmurno i ponuro, chyba sypnie.
       



Zbliżam się do szałasu. Gdy tam dojdę będzie siedem kilometrów od domu Henryka Bieszczadnika, a więc jedna czwarta drogi, bo pójdę przecież odwiedzić górę 686 ponad Rabe, gdzie biwakowałem w lecie. A dokładniej to przywitać się z Duchem tej góry i podziękować raz jeszcze za kolorowe sny, które tu śniłem.
Idę i teraz opowiem sobie anegdotę (bo mam czas)

Zima w Bieszczadach, las, pada śnieg. Po lesie chodzi podenerwowany niedźwiedź. To złamie choinkę, to kopnie w drzewo, to pogoni wilka – ogólnie: mocno wściekły. Chodzi i gada: - Po jaką cholerę piłem tę kawę we wrześniu!?

Już niedaleko do szałasu, jeszcze pięćset metrów.
Przełęcz Żebrak to nieco umowna granica kraju Łemków. Dalej rozciąga się kraina Bojków. Łemkowie byli nacją rolniczą, Bojkowie pasterską.
Już wielokrotnie się przekonałem, że Żebrak jest również jakby drzwiami do innego świata. Często za przełęczą jest wyraźnie inna pogoda niż była w czasie dojścia. W porównaniu z Łupkowem jest tu 350 metrów wyżej. Masyw Chryszczatej wybija wiatr do góry, a to powoduje rozstępowanie się chmur. Powstają okna w błękicie. Ileż to razy nie mogłem się w lecie napatrzeć i nadziwić, że wokół doliny Rabego jest pochmurno, a cała góra Pod Wierchem 686 kąpie się w słońcu. Gdy wiał wiatr zachodni, czyli najczęstszy, chmury zwierały się ponownie za Baligrodem.
Dla łowcy chmur był to fascynujący spektakl. W końcu gościa przebywającego w Boskim Hotelu Siedem Gwiazdek wypada zadowolić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz