poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozjechany krzyż

Schodzę z przełęczy i przypominają mi się słowa Osho:
     - Ciesz się, szukaj w życiu humoru. Twórz nowe spontaniczne wzorce. Łącz uważność z dyscypliną. (było to we wpisach dziesięć byków zen)
Gdy narzucasz sobie sztywną, bezwzględną dyscyplinę, może nikomu nie wyrządzisz krzywdy, może będziesz znany jako dobry człowiek, albo nawet święty, ale nie zdołasz żyć swoim prawdziwym życiem, nie będziesz mógł go świętować. Nie będzie w nim rozkoszy. Staniesz się zbyt poważny, gotowość do zabawy odejdzie na zawsze.
                             Powaga jest chorobą.

Już widać Pod Wierchem 686. Łąki ponad Rabe. Ziemia przesiąknięta krwią Obrońców i napastników. Wejdę aż do krzyża, pozdrowię Ducha tej góry.
   


Sosny w lodowej polewie, no jest ….... bajkowo!
   




Wicher duje i przewiewa na wylot. Robię zdjęcia a palce szybko sztywnieją z zimna. Temperatura odczuwalna z powodu wiatru minus dziesięć co najmniej. Pomimo zimna jest tu tak fantastycznie, że nie chce się odchodzić jeszcze.
     


 Mogę zobaczyć, jaki miałbym widok z namiotu, gdybym mieszkał w nim w styczniu.
         Ha ha ha!
Ale co to? Nie widzę krzyża, idę nieco dalej. Zraniona sosna, bohaterka wpisu z lata pod tytułem „dotknij wiatru”.
     


Rozglądam się i naraz robi się smutno. A przecież uczucia nie kłamią. Zmienił się teren na szczycie. Jest teraz płasko, przejechała równiarka. Znikła reliktowa droga łemkowska wyżłobiona w mini wąwozie zagłębionym miejscami do piersi.
         Teraz na szczycie brak jedynie Mc Donalda.
Mam cichą nadzieję, że zrobiono tak nie dlatego, żeby mogli tu wygodnie przyjeżdżać Panowie, lecz dla zwózki drewna.
A najbardziej przykro, że maszyna przejechała po rabiańskim krzyżu.
          
            Rozjechany krzyż.
   



W każdym razie spojrzałem na leżący krzyż i zabrzmiały mi w głowie zdania piosenki:
        Idźcie do domu, skończona walka.
       Za chleb i wolność i nową Polskę,
      Janek Wiśniewski padł.

Świat się dowiedział, nic nie powiedział!

A potem jeszcze odebrałem niezwykle wyraźnie: - Hic transit gloria mundi. (Tak przemija chwała świata).

W Kołybie czytałem przed wymarszem książkę wydaną przez nadleśnictwo Komańcza. (Edward Orłowski: - „Z dziejów lasów nad górną Osławą i Wisłokiem”). Jest w tej książce taki akapit:
Do pracy w lesie zatrudniali się kiedyś poszukiwacze przygód, kryminaliści, opozycjoniści, cwaniacy, pospolici oberwańcy, życiowi rozbitkowie, urodzeni nieudacznicy, spokojni dziwacy, ludzie z artystyczną duszą szukający na łonie natury komfortu psychicznego, wyróżniający się zachowaniem, sposobem bycia i pogodą ducha.

I dwie uwagi: Ktoś prywatny kupił łąki ponad Rabe. Za koszenie idą teraz do niego pieniądze z Unii. Tak jest chyba ze wszystkimi łąkami w Bieszczadach. Nie mam nic do prywatnej własności, tylko do ludzi, którzy tu pracowali „wyrównując” teren. Być może byli to „urodzeni nieudacznicy”. W końcu nie wszyscy nieudacznicy mogą się załapać do polityki.

I druga uwaga: Od przełęczy Żebrak jesteśmy na terenie nadleśnictwa Baligród.

Zbyszku! Zostaw smutki. Dawaj do Młyna Kamieni! Psy czekają!

Zostawiam 686 za sobą, schodzę. 
Jestem coraz bliżej Młyna, niebo się rozjaśnia. 
     

 
 
      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz