Schodzę
z przełęczy i przypominają mi się słowa Osho:
-
Ciesz się, szukaj w życiu humoru. Twórz nowe spontaniczne
wzorce. Łącz uważność z dyscypliną. (było to we wpisach
dziesięć byków zen)
Gdy
narzucasz sobie sztywną, bezwzględną dyscyplinę, może nikomu nie
wyrządzisz krzywdy, może będziesz znany jako dobry człowiek, albo
nawet święty, ale nie zdołasz żyć swoim prawdziwym życiem, nie
będziesz mógł go świętować. Nie będzie w nim rozkoszy.
Staniesz się zbyt poważny, gotowość do zabawy odejdzie na zawsze.
Powaga
jest chorobą.
Już
widać Pod Wierchem 686. Łąki ponad Rabe. Ziemia
przesiąknięta krwią Obrońców i napastników. Wejdę aż do
krzyża, pozdrowię Ducha tej góry.
Sosny w lodowej polewie, no jest ….... bajkowo!
Wicher
duje i przewiewa na wylot. Robię zdjęcia a palce szybko sztywnieją
z zimna. Temperatura odczuwalna z powodu wiatru minus dziesięć co
najmniej. Pomimo zimna jest tu tak fantastycznie, że nie chce się
odchodzić jeszcze.
Mogę zobaczyć, jaki miałbym widok z namiotu,
gdybym mieszkał w nim w styczniu.
Ha
ha ha!
Ale
co to? Nie widzę krzyża, idę nieco dalej. Zraniona sosna,
bohaterka wpisu z lata pod tytułem „dotknij wiatru”.
Rozglądam
się i naraz robi się smutno. A przecież uczucia nie kłamią.
Zmienił się teren na szczycie. Jest teraz płasko, przejechała
równiarka. Znikła reliktowa droga łemkowska wyżłobiona w
mini wąwozie zagłębionym miejscami do piersi.
Teraz
na szczycie brak jedynie Mc Donalda.
Mam
cichą nadzieję, że zrobiono tak nie dlatego, żeby mogli tu
wygodnie przyjeżdżać Panowie, lecz dla zwózki drewna.
A
najbardziej przykro, że maszyna przejechała po rabiańskim
krzyżu.
Rozjechany
krzyż.
W
każdym razie spojrzałem na leżący krzyż i zabrzmiały mi w
głowie zdania piosenki:
Idźcie
do domu, skończona walka.
Za chleb i wolność i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział!
Za chleb i wolność i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział!
A
potem jeszcze odebrałem niezwykle wyraźnie: - Hic
transit gloria mundi. (Tak
przemija chwała świata).
W
Kołybie czytałem
przed wymarszem książkę wydaną przez nadleśnictwo Komańcza.
(Edward Orłowski: - „Z dziejów lasów nad górną
Osławą i Wisłokiem”). Jest
w tej książce taki akapit:
Do
pracy w lesie zatrudniali się kiedyś poszukiwacze przygód,
kryminaliści, opozycjoniści, cwaniacy, pospolici oberwańcy,
życiowi rozbitkowie, urodzeni nieudacznicy, spokojni dziwacy, ludzie
z artystyczną duszą szukający na łonie natury komfortu
psychicznego, wyróżniający się zachowaniem, sposobem bycia i
pogodą ducha.
I
dwie uwagi: Ktoś prywatny kupił łąki ponad Rabe.
Za koszenie idą teraz do niego pieniądze z Unii. Tak jest chyba ze
wszystkimi łąkami w Bieszczadach.
Nie mam nic do prywatnej własności, tylko do ludzi, którzy tu
pracowali „wyrównując”
teren. Być może byli to „urodzeni nieudacznicy”.
W końcu nie wszyscy nieudacznicy mogą się załapać do polityki.
I
druga uwaga: Od przełęczy Żebrak jesteśmy na terenie
nadleśnictwa Baligród.
Zostawiam
686 za sobą, schodzę.
Jestem
coraz bliżej Młyna, niebo się rozjaśnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz