Sanok.
Styczeń 2015.
Poznałem
w Sanoku kilka restauracji: Szwejka, Karczmę, Stary
Kredens i parę innych. Bar Motylek na dworcu PKS nie jest
restauracją, jak sama nazwa wskazuje, lecz można tu zjeść
smacznie, tanio i nie gorzej niż w restauracji. Polecam to miejsce z
czystym sercem.
Jest
tu schludnie, a nawet szykownie i to wcale nie od święta.
To
całkowita zasługa Małgorzaty. Oto
szefowa ponad gwiazdą
betlejemską.
Do
Baru Motylek zawitaliśmy tym razem dwukrotnie w trzech osobach: Henryk
Bieszczadnik, Tadeusz (bard) i autor. Zjedliśmy za pierwszym
razem fasolkę po bretońsku i flaki, a innego dnia pierogi ruskie.
Jedzenie
było pyszne! Do tego wynikła miła pogawędka. Przykładowy zestaw obiadowy w
Barze Motylek.
Małgosia
pomaga także uzyskiwać całkiem pokaźne świadczenia materialne
dla poszkodowanych w wypadkach komunikacyjnych. Wszystko odbywa się
prawnie poprzez adwokatów. O takiej możliwości ludzie najczęściej
nie wiedzą.
PS. Odpowiadam
Lenie na pytanie-komentarz pod postem „Odludne miejsce”.
Prawie
wszystkie zamieszczane zdjęcia z Bieszczadów i innych okolic
zrobiłem sam. Jeśli zdjęcie nie jest moje, zwykle podaję autora,
albo sygnalizuję że autor nieznany.
Tak
jest na przykład ze zdjęciami – zbliżeniami zwierząt. Dostałem
ich całkiem sporo od przygodnie spotkanych na szlaku ludzi.
Przysyłane są na adres bloga, czasami jako Anonimy. Zdarzyło się
także (utrata części danych w komputerze) że zginęły imiona i
nazwiska osób przypisanych do zdjęć, dlatego piszę wtedy –
autor nieznany.
Korzystając
z okazji informuję, że zamieszczę każde ciekawe zdjęcie, które
dostanę od Czytelników.
Jestem
wędrowcem, więc każdy kilogram bagażu się liczy. Nie noszę
teleobiektywu. Czuję się łowcą chmur. Canon z szerokim
obiektywem, który wiernie mi służy, waży półtora kilo. To jedna
dziesiąta maksymalnego bagażu. Także coraz lepsze są aparaty w
telefonach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz