Wzrasta
zachmurzenie, znikły błękity, lecz przełęcz nawet w szarości ma wielki urok.
Zaraz
za Żebrakiem potwierdziło się, że jest to wilczy teren.
Reksio zaprzestał wybiegania w przód. Mało tego, nie tylko
szedł przy nodze, ale szedł przy samym bucie, wręcz ocierał się
o but. Zrobił się czujny, spięty, uważnie rozglądał się na
boki. Próbowałem zmienić koleinę, bowiem przejechał tędy jakiś
samochód. Reksio zmienił koleinę razem ze mną i ponownie
był przy bucie. Dałem więc spokój i tak szliśmy razem spokojnie
i czujnie te półtora kilometra. Dwóch obserwatorów.
Potem
Reksio nadrobił psim szaleństwem. Gdy uznał, że
niebezpieczeństwo minęło, wyrywał do przodu i na boki na sto -
dwieście metrów w las na lewo, a potem na prawo. Podziwiałem jego
energię.
Dzień gaśnie. Jesteśmy
jeszcze przed Pomnikiem Żubra, a już jest mroczno.
Tu
zamieszczam zimowo - wieczorno - nocne zdjęcie puszczyka, przysłane
przez Rafała.
I już Kołyba. Na
stole pojawiła się zupa grochowa. Henryk sprawdził łyżką jej gęstość.
Tadeusz
koncertował ( tu kliknij aby usłyszeć…. ufajmy, że z pomocą Bożą kiedyś tu otworzy się śpiewanie Tadeusza)
Języki
ognia falowały w kominku.
Zapalone
świece tworzyły klimat pełen uroku. Da
się z powodzeniem
mieszkać w Bieszczadach w domu bez elektryczności. W domyśle: -
bez telewizora, głównego dostarczyciela sieczki informacyjnej.
W
Kołybie było tak
ciepło, znaczy atmosfera była tak ciepła, że rozpuszczał się
śnieg na dachu, a ponieważ na zewnątrz był mróz sople rosły.
Ich długość można było ocenić o poranku..
Reksio
dostał kiełbasy i myślicie że padł ze zmęczenia?
Ani
ani!
Nie
mógł usiedzieć na miejscu, pchał się na łóżko obok mnie,
lizał po twarzy dziękując, ja to rozumiem i potrafię znieść,
lecz średnio lubię. Spychany na podłogę pchał się znowu. Nie
było wyjścia, na zewnątrz koło zera, więc pies bieszczadzki pod
tytułem Reksio został wyproszony za drzwi.
Po
chwili słychać było jego ujadanie. To od strony lasu, to z drugiej
strony domu. Wyczuwał zwierzynę, która podchodzi przecież pod sam
dom Henryka, bo tu nie ma psa na stałe.
Po
godzinie, gdy ucichło szczekanie, Henryk ulitował się nad
nim i wpuścił do chałupy. Tym razem Reksio miał dość,
napił się wody i pogłaskany grzecznie zległ przy łóżku.
PS.
Zdjęcia zrobione przez Henryka Bieszczadnika: - kominek,
zupa, sople, Zbyszek.
(Napisałem
i od razu ogarnia mnie wesołość, bo mam skojarzenie: - ząb, zupa,
dąb)
Ha ha ha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz