Po
wylądowaniu w Sanoku i obiedzie u Małgosi w Barze
Motylek, poszliśmy do góry do rynku.
Potem
powrót na dworzec PKS. Połączeń z Bieszczadami
niewiele. Jest dopiero ten nieśmiertelny kurs do Cisnej przez
Komańczę o 17:50.
A
teraz jest dopiero 13:00.
Przed
dworcem stoi jedna taksówka. Druga stoi na rynku. To w zimie wszystko. Nie ma klientów.
Kupił - nie kupił, potargować warto.
Tym bardziej, że mamy czas.
(Bo
gdybyśmy czasu nie mieli, moglibyśmy się nie targować).
Rozmowa:
- Do Woli Michowej chcielibyśmy.....,
-
Taksówkarz: - Ile to będzie?
-
66 km.
-
Dwa złote za kilometr biorę, czyli dla prostszego rachunku 240
zł. bo wrócić muszę......
…..............
Cisza.
-
Taksówkarz: - To ile pan daje?
-
50 zł.
-
Co pan!?
-
Nie mamy za dużo..... ( bo kto ma za dużo?)
-
Taksówkarz: - To opuszczę do 150.
-
Poczekamy w takim razie na autobus.....
-
Czekaj pan! 120?
-
Wie pan, jest nas trzech, wypilibyśmy coś, a to coś to
dwadzieścia kosztuje. Urwij pan jeszcze 20.
-
I chcecie beze mnie wypić za moje pieniądze?
-
Zostawimy panu łyka, wypije pan już po powrocie w domu...
-
….........
-
Wsiadajcie!
Jedziemy
więc. Do końca nie wiadomo, czy za sto, czy 120, ale jedziemy.
Henryk
Bieszczadnik siedzi obok kierowcy. Gadają przeważnie we dwóch.
Tadeusz i ja z tyłu, przeważnie milczymy. Mnie się nawet spać
zachciało. Ale ta rozmowa taksówkarz – Henryk zaczyna
nabierać rumieńców.
Taksówkarz
coraz bardziej drąży temat: - Czemu tak wam zależy na jeździe
taksówką, skoro już (tylko) za pięć godzin macie autobus? W
Bieszczadach jest (bowiem jest) inna miara czasu. Pięć
godzin to pestka – nic. Pieniądze się liczą, czas się nie
liczy. Czasu ci w Bieszczadach jest boski nadmiar!
-
Za autobus zapłacilibyście 36, a za taksówkę jest przecież
dużo więcej.
-
….........Cisza.
-
Czemu tak wam zależy na czasie?
Henryk
zbywa te pytania żartami. W pewnym momencie daje kierowcy swoją
wizytówkę z Woli Michowej. Taksówkarz się ucieszył: - już
coś konkretnego wie, ale dalej naciska takim tekstem:
-
Panowie! Przecież taksówka jest jak konfesjonał, tu ludzie się
spowiadają, tyle drogi za nami (Przejechaliśmy właśnie Komańczę)
a ja nic o was nie wiem!
-
Nie wiem gdzie pracujecie, ani ile zarabiacie.....
-
Henryk: - Panie! Gdybym panu powiedział gdzie pracujemy,
musielibyśmy pana zabić! (stary dowcip Henryka, w tym
wypadku niezwykle celny strzał w dziesiątkę)
Taksówkarz
na dłuższą chwilę umilkł, lecz nie obraził się, tylko wyraźnie
sfolgował i już w pełnej komitywie zajechaliśmy na miejsce.
Tu
wyciągnąłem stówę i wysiadłem, nie zważając na delikatne tym
razem protesty kierowcy.
Staliśmy
na wjeździe do Kiry (pensjonat), bo taki adres dostał
taksówkarz. Stoimy, taksówka nie odjeżdża. Idziemy więc niby
kościółek odwiedzić.
-
Co on tak stoi? - pytam.
-
Stoi, bo szuka mojej wizytówki, a ja ją zabrałem i mam w
kieszeni. Doszedłem do wniosku (bowiem) że niepotrzebnie ją dałem
– Henryk.
Po
długich poszukiwaniach ( dziesięć minut?) Taksówka odjechała.
I
tym sposobem, za sto, przyjechaliśmy do Woli Michowej. Takie
znajome tu wszystko wokół...... Teraz jest białośnieżne.
Nastąpiło
napalenie w chałupie. Na szybie kominka widać odbicie z okien.
Oto
Henryk Bieszczadnik - stwarzający światło.
Kolacja,
było bardzo miło oraz niezwykle przyjemnie.
Tadeusz – bard,
zafundował nam koncert, zagrał i zaśpiewał kilka
uroczych kawałków ze szlaków, rozglądaliśmy się już za
leżakowaniem i dopiero wtedy Wolę Michową mijał autobus Sanok –
Cisna.
Gdy
wracaliśmy z Bieszczadów i czekaliśmy w Sanoku na
Neobus do Warszawy, podjechał nasz znajomy taksówkarz
i podał cenę trzysta zł. za jazdę do Warszawy.
Kto
chce może skorzystać, lecz bilet na Neobus, kupowany przez
internet z wyprzedzeniem, kosztuje 10 – 20 zł. A jak się
wstrzelisz to i za złotówkę.
Także
jechaliśmy już taksówką w środku nocy, o drugiej, z Sanoka
do Woli Michowej za 150 zł.
Jest
również jeden pociąg Sanok – Warszawa, jedzie jedenaście
godzin. Neobus jedzie sześć i pół. Nie pytaliśmy o cenę
biletu kolejowego, bo jechać tyle godzin to bezsens. Takie
wiadomości mogą się przydać.
Witam
OdpowiedzUsuńPanie Zbyszku czy w Nowym Łupkowie obok stacji wąskotorówki, obok drzewa z kapliczką jest jeszcze studnia z drewnianym żurawiem? W
latach osiemdziesiątych nieraz piłem z niej pyszna wodę. Może ma Pan jakieś jej zdjęcie?
Pozdrawiam