poniedziałek, 9 lutego 2015

Młyn Kamieni

I jest Młyn. Radość powitania. Darek i Ciapek. Oczywiście Reksio, jako pierwszy już dostał swoje.
  




Psy głodne, bo dopiero co przeszły post wymuszony bieszczadzką zimową rzeczywistością. Darek Karaluch przez tydzień miał jeden chleb, którym dzielił się sprawiedliwie z psami. Czyli dla każdego stworzenia przypadała jedna trzecia chleba na siedem dni.
       

Nic dziwnego, że nastąpiło łyk-łyk i kaszanki znikły. Spadłem Darkowi i psom jakby z nieba, to była kulminacja głodu, bo już następnego dnia miał ktoś przyjechać. Darek Karaluch jest zdany na ludzi. Nie chodzi prawie, jak pisałem. Jedynie sto metrów jest w stanie przejść, a do pierwszego sklepu w Baligrodzie będzie stąd jakieś 8 km. Młyn zimą nieczynny, robotnicy i maszyny zapadają w zimowy letarg.
    
   


Reksio spuszczony z łańcucha biega swobodnie. Miał ostatnio kilka przygód z wilkami. Trzy razy uciekał przed nimi do Młyna. Ostatnim razem, gdy były dwa dni mrozu, minus 26 i 27, wilcza wataha goniła sarnę. I dogoniła. Sarna zakończyła życie zaraz za potokiem, który płynie przy Młynie. Reksio znalazł się na drodze goniącej watahy.
      Kiedy pogoń za sarną przemykała w pobliżu Reksia, jeden wilk odłączył się od pogoni i szurnął za uciekającym Reksiem. Reksio uciekał prosto do budy, ale tuż przed nią zrobił zmyłkę i ostro zakręcił pod Kamaza, który stoi blisko drzwi do Darkowej kanciapki. Pod Kamazem przemieścił się szybko w kierunku swego pana, bo Darek słysząc zamieszanie na podwórzu zdążył otworzyć drzwi i stanąć w nich. Reksio natychmiast wpadł do pomieszczenia.       
      Wilk zahamował przed psią budą nieco zbity z tropu i z warkotem pokazywał Darkowi zęby. Wilk wcale się Darka nie bał, chociaż Darek stojąc przed drzwiami wywijał laską. Wreszcie po bardzo długiej chwili, wilk pomalutku i z wilczą godnością odszedł.
Cały czas pokazywał kły i gotowało mu się w gardle. Mogło być niewesoło, jednak Reksio chociaż młody okazał się cwaniakiem.
Zdjęcie wilka – Biliński.
   


Po połknięciu kaszanek Reksio zaczął się pchać do mnie, zostałem polizany po rękach, ugłaskałem Reksia, łasił się bardzo.
Pogadaliśmy z Darkiem o tym i o tamtym. Darek przy pożegnaniu powiedział: - Po tych kaszankach Reksio pewnie ciebie teraz odprowadzi.
     Nie spodziewałem się jednak takiego odprowadzania, jakie nastąpiło.
     Życie jest tajemnicą.
W stronę przełęczy przeszła para turystów z wyżłem. Poczekaliśmy kilkanaście minut i ruszyłem do Woli Michowej. Reksio pełen radości oczywiście biegł ze mną na tych swoich króciutkich łapkach.
    


Przeszliśmy tak wspólnie jeden, drugi i trzeci kilometr. Ta kropka daleko na drodze to Reksio
   

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz