środa, 11 lutego 2015

Reksio odprowadza Zbyszka

A więc doszło do spotkania z wyżłem.
Wyżeł, dużo większy od Reksia wystartował ostro, podbiegł i …. poddał się! Przyjął dominację Reksia.
A Reksio tylko stał, odsłonił zęby, postawił uszy, gulgotało mu w gardle. Wyglądał zupełnie jak nietoperz. Zwierzęta mają swój język, z pewnością to jest mowa ciała.
Skończyło się na obwąchaniu i Reksio pobiegł w przód.
    


Powiedziałem państwu o wilczych śladach na Żebraku i powtórzyłem dokładnie wiadomość o osiemdziesięciu wilkach, usłyszaną wczoraj od robotników leśnych w Smolniku.
Co tam będę w bawełnę owijał, jeszcze dodałem coś od siebie i z satysfakcją zauważyłem niepokój na twarzach obojga. Stwierdzili, że w takim razie dalej nie idą, zawracają do hotelu w Bystrem, bo i tak za daleko poszli. Co też uczynili niezwłocznie.
     I zostałem sam z Reksiem, a właściwie sam, bo Reksio biegł przodem i wyprzedzał mnie znowu o sto, dwieście metrów.
  


Szedłem równo, a że miałem czas to opowiedziałem sobie anegdotę o nietoperzu:
 
Na gałęzi wiszą trzy nietoperze i rozmawiają ze sobą. W pewnej chwili jeden z nich zaniemówił i jak sprężyna stanął głową do góry!
Dwaj pozostali popatrzyli na siebie i jeden z nich powiedział: - Popatrz, on znowu zemdlał.....
    


Przy bezludnej bazie studenckiej Rabe zacząłem się denerwować na Reksia: - biegł w przodzie i ani myślał słuchać moich krzyków żeby zawrócił do domu. A udawałem, że zawracam. Nawet zrobiłem szybki rachunek: wracać – nie wracać? Do Młyna godzina i powrót w to miejsce, gdzie stoję to druga godzina, a jest już po południu. Przełęcz będę wtedy przechodził o zmroku. Ciemność w zimie w Bieszczadach, gdy idzie się zaśnieżoną drogą nie jest ciemnością. Jest wtedy dostatecznie widno. Nieprzyjemnie? A od czego możliwość osłonienia się Światłem?
      Rozważałem tylko tę różnicę: - czy iść osiem godzin, czy dziesięć.

W końcu wziąłem kij, zacząłem wymachiwać nim groźnie i kląłem na czym świat stoi (chyba bez przekonania jednak)
       Reksio podbiegł, patrzył mi w oczy i merdał przyjaźnie.
       Serce topniało.
Uderzyć nieposłusznego Reksia? Nieposłuszeństwo jest przecież cnotą. On nic nie zawinił. Uderzenie nie wchodziło w rachubę.

Żona mówi do męża: dziś dwudziesta rocznica naszego ślubu, może kurę zarżnąć?
A co ona zawiniła? - odrzekł mąż.

Przecież każde zdarzenie niesie ze sobą pozytywy!
I w jednej chwili zdenerwowanie zamieniło się w wesołość!
Myślę sobie: - (Pomyślałem, bo miałem czas, gdybym go nie miał tobym tylko szedł w tej wesołości – zobacz anegdota o góralu)
A więc myślę: no to zarobiłem. Jutro czeka mnie następny ośmiogodzinny spacerek. Tym razem, żeby oddać Reksia.
Odrzuciłem kij, wymiętosiłem Reksia po kłapouchach i z czułości nazwałem go Mordą Świńską.

Trzy świnki jedzą z koryta. Jedna zaczęła rzygać.
Pozostałe mówią: - nie dolewaj, bo będzie za dużo jedzonka i nie damy rady go zjeść.....

Wymiętoszony Reksio dostał herbatnika, nie dolał, i teraz szliśmy już dalej w pełnej komitywie, zrobiło się bardzo miło, oraz niezwykle przyjemnie, a do tego znajdowaliśmy się znowu w malowniczych okolicach.
   
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz