czwartek, 19 lipca 2012

SŁOWA I CISZA


Jeśli dwoje zakochanych nigdy nie milczy, ukazuje to fakt, że miłość umarła. Teraz tę dziurę zapełniają słowami. Gdy miłość żyje, nie ma słów, bo samo istnienie miłości jest takie napełniające, takie przenikające, że pokonana jest bariera języka i słów. I zwykle pokonywana jest ona tylko w miłości.

Medytacja jest kulminacją miłości, miłości nie do jednej osoby, ale do egzystencji w jej totalności. Dla mnie medytacja jest żywą relacją z totalnością otaczającej cię egzystencji. Jeżeli w każdej sytuacji możesz być w miłości, jesteś w medytacji.

I nie jest to sztuczka umysłu. Nie jest to metoda na uciszenie umysłu. Potrzeba raczej głębokiego zrozumienia mechanizmu umysłu. Gdy zrozumiesz swój mechaniczny nawyk werbalizowania, zamieniania egzystencji w słowa, tworzy się pewna przestrzeń. Przychodzi spontanicznie. Przychodzi w ślad za zrozumieniem, jak cień. Rzeczywistym problemem nie jest to, jak być w medytacji, ale poznanie dlaczego nie jesteś w medytacji. Sam proces medytacji jest negatywny. Nie jest dodaniem czegoś do ciebie - jest negacją czegoś, co już zostało do ciebie dodane.

Społeczeństwo nie może istnieć bez języka, potrzebuje języka. A egzystencja go nie potrzebuje. Nie mówię, byś istniał bez języka. Będziesz musiał go używać. Ale musisz umieć włączać i wyłączać mechanizm werbalizowania. Kiedy jesteś elementem społeczeństwa, mechanizm języka jest potrzebny, a kiedy jesteś sam z egzystencją, musisz umieć go wyłączyć. Jeżeli nie potrafisz go wyłączyć, trwa i trwa i nie potrafisz go zatrzymać – stajesz się jego niewolnikiem. Umysł ma być narzędziem, nie panem.

Gdy umysł jest panem, istnieje stan nie-medytacji. Gdy to ty jesteś panem, gdy twoja świadomość jest panem, jest stan medytacji. Medytacja oznacza więc stawanie się panem mechanizmu umysłu.

Umysł i językowe funkcjonowanie umysłu nie są kulminacją. Ty jesteś ponad tym, egzystencja jest ponad tym. Ponad lingwistyką jest świadomość, ponad lingwistyką jest egzystencja. Gdy świadomość i egzystencja są jednością, są w komunii. Ta komunia to medytacja.

Język trzeba porzucić. Nie mówię, że masz go tłumić czy eliminować. Mam na myśli to tylko, że nie może to być dla ciebie nawyk dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdy spacerujesz, potrzebujesz poruszać nogami. Ale gdy poruszają się one wtedy, gdy siedzisz, jesteś szalony. Musisz umieć je wyłączyć. Tak samo gdy z nikim nie rozmawiasz, nie może być języka. Jest on techniką służącą porozumieniu. Gdy nikomu nic nie przekazujesz, nie powinno go być.

Jeśli zdołasz tego dokonać, możesz wzrastać w medytacji. Medytacja to proces wzrastania, a nie technika. technika jest zawsze martwa, można ją więc do ciebie dodać ale proces jest zawsze żywy. Wzrasta, rozwija się.

Język jest potrzebny, ale nie wolno ciągle w nim pozostawać. Muszą być chwile, kiedy nie ma werbalizowania, kiedy po prostu istniejesz. Nie chodzi o wegetowanie. Jest świadomość. I jest ona ostrzejsza, żywsza, bo język ją stępia. Język musi być powtarzalny, dlatego tworzy znudzenie. Im ważniejszy jest dla ciebie język, tym bardziej będziesz znudzony.

Egzystencja nigdy się nie powtarza. Każda róża jest nową różą, całkowicie nową. Nigdy dotąd jej nie było i nigdy już jej nie będzie. A gdy nazywamy ją różą, słowo róża jest powtórzeniem. Zawsze było, zawsze będzie. To co nowe, zabiłeś starym słowem.

Egzystencja zawsze jest młoda, a język zawsze jest stary. Poprzez język uciekasz egzystencji, uciekasz życiu, gdyż język jest martwy. Im jesteś bardziej zaangażowany w język, tym bardziej cię on umartwia. Człowiek wyuczony jest zupełnie martwy, gdyż jest tylko językiem, słowami.

Sartre nazwał swoją autobiografię “Słowa". Żyjemy w słowach. To znaczy – nie żyjemy. W końcu jest tylko seria nagromadzonych słów i nic więcej. Słowa są jak zdjęcia. Widzisz coś żywego i robisz temu zdjęcie. Zdjęcie jest martwe. I potem robisz album z martwych zdjęć. Człowiek, który nie żył w medytacji, jest jak martwy album. Są w nim tylko obrazy słowne, tylko wspomnienia. Nic nie zostało przeżyte – wszystko zostało jedynie zwerbalizowane.

Medytacja oznacza życie totalnie, a żyć totalnie można tylko wtedy, gdy jesteś w ciszy. Przez bycie w ciszy nie rozumiem nieświadomości. Możesz być w ciszy i być nieświadomy, ale to nie jest żywa cisza. Umysł znowu przegapił.

Mantrami możesz sam siebie hipnotyzować. Samym powtarzaniem jakiegoś słowa możesz stworzyć w umyśle tyle znudzenia, że umysł zaśnie. Zapadasz w sen, zapadasz w nieświadomość. Jeżeli stale będziesz nucił Ram Ram Ram, umysł zaśnie. Wtedy nie będzie bariery języka, ale ty jesteś nieświadomy.

Medytacja oznacza, że języka nie może być, a ty musisz być świadomy. Inaczej nie ma połączenia z egzystencją, z wszystkim, co jest. Żadna mantra nie pomoże, żadne śpiewanie nie pomoże. Autohipnoza nie jest medytacją. Wręcz przeciwnie, bycie w stanie autohipnozy to regresja. Nie jest to wyjście ponad język, jest to spadnięcie poniżej języka.

Porzuć więc wszystkie mantry, porzuć wszystkie te techniki. Pozwól istnieć chwilom, gdy nie ma słów. Przez mantrę nie zdołasz pozbyć się słów, bo sam ten proces wykorzystuje słowa. Nie można wyeliminować języka słowami, jest to niemożliwe.

Co więc można zrobić? Właściwie w ogóle nic nie można zrobić, prócz zrozumienia. Wszystko, co możesz zrobić, może przyjść tylko z tego, czym jesteś. Jesteś w zamieszaniu, nie jesteś w medytacji, twój umysł nie jest w ciszy, więc wszystko, co z ciebie wyjdzie, stworzy tylko więcej zamieszania. Jedyne, co można teraz uczynić, to zacząć być świadomym działania umysłu. Tylko tyle: po prostu bądź uważny. Uważność nie ma nic wspólnego ze słowami. Jest to akt egzystencjalny, nie akt mentalny.

Pierwszą rzeczą jest więc bycie w uważności. Bądź uważny swych procesów mentalnych, funkcjonowania swego umysłu. Gdy stajesz się świadomy funkcjonowania umysłu, nie jesteś umysłem. Sama uważność znaczy, że jesteś poza – z dala, świadek. A im jesteś uważniejszy, tym łatwiej możesz dostrzec przestrzenie między doznaniem i słowami. Te przestrzenie istnieją, ale ty jesteś tak nieświadomy, że ich nie widzisz.

Między dwoma słowami zawsze jest pewna przestrzeń – jakkolwiek niezauważalna, jakkolwiek mała. Gdyby było inaczej, te dwa słowa nie mogłyby być dwoma słowami, stałyby się jednym. W muzyce między dwoma nutami zawsze jest pewna przestrzeń, cisza. Dwa słowa, albo dwie nuty, nie mogą być dwoma jeśli nie ma między nimi przerwy. Zawsze jest tam cisza, ale trzeba być naprawdę uważnym, naprawdę pełnym uwagi, aby to odczuć.
            Dlatego mówię, byś był świadomy procesu językowego, procesu słów, i szukał świadomości przerw, pauz. Będą chwile, gdy z twej strony nie będzie żadnego świadomego starania i staniesz się świadomy tych przerw. Jest to spotkanie z tym, co boskie, spotkanie z tym, co egzystencjalne. Zawsze, gdy jest to spotkanie, nie uciekaj od niego. Bądź z nim. Początkowo wywołuje to lęk, musi tak być. Zawsze, gdy jest spotkanie z nieznanym, powstaje lęk, bo dla nas to, co nieznane, jest śmiercią. Zawsze, gdy jest przerwa, poczujesz, że zbliża się śmierć. Bądź wtedy martwy! Po prostu bądź w tym – w tej przerwie umrzyj zupełnie. I nastąpi zmartwychwstanie. Umierając śmiercią w ciszy, życie zmartwychwstaje. Po raz pierwszy jesteś żywy, naprawdę żywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz