niedziela, 1 lipca 2012

Pelorus Jack


. –Rok 1888. Nowa Zelandia. Wellington. Do portu Wellington droga morska prowadzi przez Morze Francuskie. Było ono pełne raf. Należało ostrożnie manewrować przy wpływaniu, a pogoda była nieraz bardzo burzowa. Tonęły okręty i topili się ludzie……..Któregoś burzowego poranka w 1888 roku, przed okrętem, który zamierzał płynąć do Wellington przez cieśninę Cooka, pojawił się delfin. Marynarze od wieków uważali delfiny za przyjaciół. Chętnie opowiadali sobie legendy o tych niezwykle mądrych ssakach. Delfin z cieśniny Cooka wyskakiwał z wody przed okrętem, jakby dawał znaki : - „Płyńcie za mną, poprowadzę”…….----------------------------------------------------------------------------------- Załoga okrętu tak właśnie odczytała zachowanie delfina i śmiało pokierowała okręt za manewrującym ssakiem. Zawinęli do portu bezpiecznie i bardzo szybko. Opowiadano potem w mieście o tym zdarzeniu. Sytuacja zaczęła się powtarzać. W cieśninie Cooka pojawiał się delfin i przeprowadzał przez rafy pojedyncze statki, a potem całe kawalkady statków. Bo kapitanowie zorientowali się, że musi zebrać się grupa jednostek chętnych do wpłynięcia, wtedy pojawia się delfin. Rozniosła się wieść o tym wydarzeniu. Marynarze nazwali delfina Pelorus Jack. Pilot za darmo. Służba Pelorusa Jacka trwała nieprzerwanie do 1904 roku. W tym właśnie roku rząd Nowej Zelandii ogłosił wzięcie Pelorusa Jacka pod ochronę. I krótko po tym……..--------------------------------------------------------------------------------------------Wpływała do Wellington eskadra statków, pilotowana jak zwykle przez Pelorusa Jacka. Na czele płynął parowiec. I z pokładu tego parowca pijany pasażer strzelił do delfina……W załogę parowca strzelił piorun. Rzucili się do pijaka, zaczęli go tłuc i pewnie by zatłukli, gdyby nie interwencja kapitana. Niemniej delfin dostał kulę. Zniknął w oceanie…..Jednak okazało się, że przeżył. Pojawił się znowu po kilku miesiącach. I znowu zaczął darmową służbę. Ale od tej pory był jeden wyjątek: nie wprowadzał statków, wśród których był pechowy parowiec. Parowiec musiał płynąć sam. Kapitan miał coraz większe kłopoty z zamustrowaniem załogi, chociaż więcej płacił. Marynarze są przesądni. Nie chcieli pływać na  parowcu o złej sławie. W końcu, przy którymś samotnym rejsie, parowiec zatonął po uderzeniu w rafę…..A Pelorus Jack pełnił obowiązki pilota aż do roku 1912, kiedy to zniknął na zawsze po 24 latach służby. Miasto Wellington, dla uhonorowania delfina, który ocalił swoją pracą tysiące ludzi, postawiło przy plaży pomnik – Pelorus Jack.

1 komentarz:

  1. Piękna historia..., prawie hollywoodzka. Wzięło Cię z tymi delfinami.:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń