Któregoś
wieczoru postanowiłem odwiedzić tereny dzieciństwa na warszawskim Mokotowie. Była godz.
22.00 kiedy znalazłem się przy ul. Rakowieckiej.
Oto
budynek „mojej” uczelni, wtedy SGPiS.
Ciekawy
budynek na rogu Narbutta i Niepodległości.
Pusta
o tej porze ulica Puławska. Baszta Mauretańska, którą pamiętam
jako ruinę po Powstaniu Warszawskim. To w niej, w jej gruzach
odkryłem mój pierwszy skarb - rozsypaną amunicję karabinową.
Przyniesioną do domu, ukryłem pracowicie pod tapczanem.
I
magiczna sesja zdjęciowa z księżycem w pełni i Pałacem
Schustra w tle.
Na
pierwszym zdjęciu widać oświetlone okno na przyziemu.
Kiedy
pałac był malowniczą ruiną, a ja miałem pewnie 5 – 6 lat
wchodziłem przez to zrujnowane okno do środka. Wszędzie leżał
ceglany gruz. Tu były przed wojną obszerne pomieszczenia kuchenne.
Pamiętam, że na ścianie wisiała jeszcze zardzewiała patelnia
monstrualnych rozmiarów, patrzyłem na nią z nabożnym podziwem,
zastanawiając się, czy to właśnie na niej zła wiedźma chciała
usmażyć Jasia i Małgosię.
Potem,
kiedy już chodziłem do szkoły na Grottgera, wchodziliśmy z
kolegami z podwórka do przepastnych lochów pod pałacem.
Ruina
była centralnym, niezapomnianym, fantastycznym terenem zabaw dla
okolicznej dzieciarni, która wychowywała się "na podwórku".
Najczęściej
bawiliśmy się w wojnę.
Podział był na dwie grupy: Powstańców i
Niemców.
Tu początkowo powstawały konflikty: - nikt
nie chciał być Niemcem. Niemcem zostawało się najpierw za karę, a potem życie podpowiedziało zasadę zmienności: - Niemcy zamieniali się w Powstańców, a Powstańcy w Niemców.
Rano
i w ciągu dnia buszowała w ruinach dzieciarnia, wieczorami teren
obejmowali w posiadanie pijacy, oraz element, czyli luje.
Pałac
odbudowano dopiero w 1967 roku.
Krążę
po terenie, szukam ciekawych ujęć, jest już po północy. Odżywają wspomnienia. Tylko księżyc i
cisza. Czas wracać z tej nocnej wyprawy w dzieciństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz