wtorek, 19 kwietnia 2016

Nocna wyprawa w dzieciństwo

Któregoś wieczoru postanowiłem odwiedzić tereny dzieciństwa na warszawskim Mokotowie. Była godz. 22.00 kiedy znalazłem się przy ul. Rakowieckiej.
       Oto budynek „mojej” uczelni, wtedy SGPiS.

Ciekawy budynek na rogu Narbutta i Niepodległości.


Pusta o tej porze ulica Puławska. Baszta Mauretańska, którą pamiętam jako ruinę po Powstaniu Warszawskim. To w niej, w jej gruzach odkryłem mój pierwszy skarb - rozsypaną amunicję karabinową. Przyniesioną do domu, ukryłem pracowicie pod tapczanem.
    


I magiczna sesja zdjęciowa z księżycem w pełni i Pałacem Schustra w tle.
Na pierwszym zdjęciu widać oświetlone okno na przyziemu.

Kiedy pałac był malowniczą ruiną, a ja miałem pewnie 5 – 6 lat wchodziłem przez to zrujnowane okno do środka. Wszędzie leżał ceglany gruz. Tu były przed wojną obszerne pomieszczenia kuchenne. Pamiętam, że na ścianie wisiała jeszcze zardzewiała patelnia monstrualnych rozmiarów, patrzyłem na nią z nabożnym podziwem, zastanawiając się, czy to właśnie na niej zła wiedźma chciała usmażyć Jasia i Małgosię.







Potem, kiedy już chodziłem do szkoły na Grottgera, wchodziliśmy z kolegami z podwórka do przepastnych lochów pod pałacem.
Ruina była centralnym, niezapomnianym, fantastycznym terenem zabaw dla okolicznej dzieciarni, która wychowywała się "na podwórku".
Najczęściej bawiliśmy się w wojnę. 
     Podział był na dwie grupy: Powstańców i Niemców.
Tu początkowo powstawały konflikty: - nikt nie chciał być Niemcem. Niemcem zostawało się najpierw za karę, a potem życie podpowiedziało zasadę zmienności: - Niemcy zamieniali się w Powstańców, a Powstańcy w Niemców.
Rano i w ciągu dnia buszowała w ruinach dzieciarnia, wieczorami teren obejmowali w posiadanie pijacy, oraz element, czyli luje.
Pałac odbudowano dopiero w 1967 roku.

Krążę po terenie, szukam ciekawych ujęć, jest już po północy. Odżywają wspomnienia. Tylko księżyc i cisza. Czas wracać z tej nocnej wyprawy w dzieciństwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz