Wchodzę
i kto mnie wita? Stachura Edward!
No
nie sam osobiście, bo przecież on dawno już jest na niebieskich
połoninach i wędruje po nich w swej straszliwej i cudownej
samotności.
W
każdym razie ten plakat ze Stachurą jest tu bardzo sympatycznym
akcentem.
Piję
z lubością. Sala prawie pusta.
Mała
rysuje, mama pije piwo i patrzy w okno. Wygląda na to, że mama
myśli. Lecz także mogę się mylić: - mama może tylko patrzy.
Może medytuje?
W
każdym razie jest nieobecna i ma zero kontaktu z dzieckiem.
A
ja lubię dzieci. A już szczególnie małe dziewczynki.
Jakie
dobre to piwo!
A
świat jaki piękny!
Z
każdym kolejnym łykiem zimnego piwa nalanego z kija, w Wilczej
Jamie, wzbiera we mnie coraz większa miłość do świata.....
Najpierw
(albo najsamprzód – to bardzo staropolskie) odzywam się do małej
dziewczynki:
-
Ja także lubię rysować, chociaż jestem już duży.
Mała
spojrzała na mnie z ciekawością.
Pokażę
ci – mówię, wyciągając zeszyt ( komputer bieszczadzki),
-
pokażę ci ducha z bosymi stopami, którego narysowałem dziś rano.
I
pokazuję tego ducha dziewczynce.
-
Fajny! Skomentowała.
-
Zobacz mamo!
Mama
raczyła spojrzeć.
Odwracam
teraz zeszyt na czystą kartkę i
mówię:
-
a tu narysowałem osiołka, który je trawę.
Mała
zdziwiona pyta:
-
A gdzie tu trawa? Tu nic nie ma...
Ja:
- osiołek zjadł.
-
A gdzie osiołek?
-
Jak zjadł to poszedł sobie, bo co ma jeść, jeśli trawy już nie
ma?
Mała
wydaje się nieprzekonana.
W
każdym razie myśli.
Mała
myśli, mama z zaciekawieniem słucha.
-
A ty pewnie coś ładnego rysujesz – mówię.
-
Ptaszka na drzewie – odpowiada, wyraźnie ujęta moim
zainteresowaniem.
Pokazuje.
Fakt - jest ptaszek z nogami.
-
On nie ma rozpostartych skrzydeł – mówię.
-
Bo on siedzi, tylko jeszcze nie zdążyłam dorysować drzewa.
-
To dorysuj. To jest ważne.
Mała
rysuje drzewo, mama myśli, ja małymi łyczkami dopijam do dna.
Drzewo już narysowane.
Ptak z długimi nogami na drzewie.
Podziwiam....
Pytam:
- ten ptak, według ciebie, to on siedzi na drzewie, czy stoi na
drzewie? - Siedzi – mówi zdecydowanie mała.
-
No jak to? Przecież jakby siedział to by mu nóżki zwisały....
Mała myśli i po
chwili mówi: - no tak, on chyba jednak stoi na drzewie! A w stronę
mamy kieruje zdanie zaskakujące - tego pana lubię!
Mama
słucha, przygląda mi się intensywnie i po dłuższej chwili
rzecze:
-
Zaskakująco skutecznie zainteresował pan moją córkę, proszę
opowiedzieć nam coś o sobie, bo my tu same i się trochę
nudzimy.... Nudzimy się trochę więc..... Się nudzimy.
A
córka się rozświergotała: - tata miał przyjechać, ale nie może,
bo pracuje bardzo!
W
tej samej chwili mój wzrok pada na leżący na stole klucz. Pewnie
do pokoju moich rozmówczyń. Na breloku numer 23.
I
to się właśnie nazywa „czytaj znaki na poboczu drogi życia”.
Czytelnicy
bloga wiedzą jaki przekaz niesie autorowi liczba 23.
(Znikaj,
albo sobie naplączesz) To jest także „przerwane połączenie”
w kodzie telegraficznym Mors'ea.
Pisałem
kiedyś, i to nie raz, o znaczeniu liczby 23 w moich doświadczeniach.
W
głowie rytmicznie pulsuje czerwony neon: Ewakuacja, ewakuacja!
- Bez urazy, ale to może już innym razem - powiedziałem wstając.
- Bez urazy, ale to może już innym razem - powiedziałem wstając.
Upał
wydaje się nieco mniejszy.
Widzę
nadciągającą znad Lutowisk potężną poduchę cumulusa.
Odzywa się pasja łowcy chmur – i już posuwam do góry, w stronę
cerkwii, skąd pstryknę tę chmurę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz