{..........} Przez
ilesz to lat szukali Jedynego?
Przed
Planem Menghu było zapewne kilka epok, przenikniętych żalem
do starych bóstw.
Popadli
w nienawiść i zabijali nosorożce.
Niepojęci,
zdaniem kapłanów, wcielili się w brzuchate jednorogie krowy o
trującej żółci, w nieczyste potwory, których widok omraczał
gorączką lubieżności. W owych latach przetrwały jeszcze ślady
erotycznych powiązań z bogami.
Kapłani
wznosili modły o przywrócenie wspólnej płci.
W
okresach pełni księżyca odprawiano płaczliwe nabożeństwa,
kwiląc i biadając nad zwodniczym przekleństwem pożądania.
Mężczyźni
osobo i kobiety osobno, na przemian unosząc twarze ku gwiazdom i
zanurzając je w piasku.
Mimo
to Menghu prawdopodobnie został spłodzony w czasie jednego z
tych nabożeństw.
Istniało
jakoby wiele danych, przede wszystkim ta jego noga rzekomo odgryziona
przez rekina: - czy to nie kapłani kazali go napiętnować w
niemowlęctwie na znak popełnionego grzechu?
Kapłani,
trzeba przyznać, znaleźli się w trudnej sytuacji.
Nie
było już starych bogów, a oni zmuszali ludzi do modłów w stronę
pustego i milczącego nieba, przypuszczalnie licząc na to, że
rytmicznym wznoszeniem i pochylaniem głów, plemię w końcu
rozrusza jakieś nowe siły.
Później
doszło jeszcze wyciąganie i kurczenie ramion, oraz krótkie,
gardłowe okrzyki wydawane w takt bębnów.
Niebo
wciąż było milczące.
Niebo
było milczące, ale narodził się Menghu.
Słowa
Puargów
Były
to słowa wyznaczające obowiązki wspólnoty i słowa dotyczące
podstaw losu.
Słowem
było peiku. Określali nim polowanie.
Słowem
było g'huru, placki wypiekane przez kobiety plemienia.
Słowami oznaczano łuki i oszczepy oraz starość. Ale śmierć
opiewali tym samym wyrazem co narodzenie, a samobójstwo czcili
słowem ahari.
Tak
samo nazywali wolność.
Natomiast
w sferze prywatnej słowa jako słowa nie istniały, nie ogarniały
wspólnoty i nie były przekazywane następcom. Powstawały w
związkach rodzinnych, czy między parą narzeczonych, wymyślano je
na użytek domowy lub miłosny, lecz ginęły one wraz z ludźmi,
którzy je stworzyli. Były zapewne nie tylko dźwiękami.
Dla
Puargów mimika i gesty miały szczególne znaczenie.
Osiągnęli perfekcję w nieuchwytnym porozumiewaniu się między
sobą. Niedostrzegalność, ulotność miny, czy skinięcia była
traktowana jako najwyższy stopień wytworności.
Kto chciałby zrozumieć, czym były rozmowy Puargów,
musiałby sobie wyobrazić niebywałą zdolność improwizacji prawie
niewidzialnej, polegającej niekiedy na drgnieniu rzęs lub odgięciu
małego palca stopy.
Ważną
rolę grał również oddech, jego wstrzymania i rytmy. Co innego
znaczyło wypuścić powietrze nosem, a co innego ustami. Przy tym
należało patrzeć na ruchy skrzydełek nozdrzy u partnera.
To
Menghu wyzwolił Puargów od słów. Menghu
uczył milczenia. Pierwsze milczenie Menghu trwało rok.
Rozpoczął je w czasie wędrówki, a kiedy dotarł do środka
dżungli, szły już za nim zwierzęta.
Zaczęto
wielbić Menghu.
W
tym czasie w wioskach szaleli kapłani opluwając go brudnym deszczem
przekleństw, i zmuszali Puargów do powtarzania oskarżeń i
gróźb. Używali przy tym pustych rogów bawolich, które wzmacniały
głos.
Zazwyczaj
siedmiu kapłanów z rogami przytkniętymi do ust przemawiało ze
skał, a plemię skandując ćwiczyło się w powtarzaniu formuł.
Wynalazek kapłanów polegał na kojarzeniu dżungli z prawami
ludzkimi i tkwiło w nim coś nieznanego. Wiadomo, że w dżungli są
bagna. Ale bagno dotychczas było tylko bagnem, czarnym, śmierdzącym
błotem omijanym przez myśliwych, niczym więcej.
I
oto teraz kapłani wołali, że Menghu pogrążył się w
bagnie i ma to bagno także w sercu.
Z
początku nikt nie rozumiał o co chodzi.
Ludzie
mówili: - niemożliwe, Menghu nie wszedłby w bagno,
rozpoznałby je z daleka. A co do serca.... jakim sposobem bagno może
wejść do serca?
Lecz
wkrótce nowo wyuczone pojęcia zaczęły krążyć w wioskach,
wtargnęły do chat i obrzucano się nimi w kłótniach.
Puargowie nie byli skłonni do podejrzeń, ale teraz same
słowa tworzyły podejrzenia.
Nazwane
zaczynało istnieć.
Rodził
się lęk przed słowami, a jednocześnie namiętność do słów,
czemu sprzyjali kapłani, wywołując codziennie ze skał nowe
epitety i twierdząc, że one zostały im przekazane przez dawnych
bogów.
Wszystko
szło po myśli kapłanów, język się wzbogacał, mali chłopcy
naśladując kapłanów wywrzaskiwali przemówienia do klęczących
na piasku rówieśników.
Aż
pewnego dnia rozeszła się wieść, że Menghu zmarł w
dżungli.
Nazajutrz
kapłani urządzili świąteczne zgromadzenie, rycząc ze skał przez
rogi: - Hiena sczezła! Hiena sczezła!
Obrzęd
dobiegał już końca, kiedy raptem oniemnieli z rogami przy ustach,
bo tłum zamiast powtórzyć: - „sczezła, sczezła”, zerwał się
z klęczek, a w grupie kobiet rozległy się piski i histeryczne
okrzyki.
Wówczas
kapłani odjęli rogi od ust i odwrócili się, by spojrzeć za
siebie.
Za
nimi, na skraju dżungli stała młoda antylopa.
Czy była to zwyczajna antylopa, wysmukła i ciemnoskóra
ikibi, ta, co trafiona strzałą płacze ludzkim głosem, a
konając roni łzę?
Ależ
tak! To była antylopa ikibi, a jej łza wypita przez
myśliwego powiększa rozkosz jego żony!
Jeżeli
więc była to zwykła antylopa ikibi, cóż niezwykłego
mogli ujrzeć kapłani i czemu rogi wypadły im z rąk?
Bo
tak się właśnie stało, kapłani upuścili rogi i zaczęli uciekać
mimo że to była zwyczajna antylopa. Przy boku zwyczajnej antylopy
ikibi
pojawił się bowiem tygrys.
Tygrys,
tygrys! Krzyczeli uciekający kapłani.
Jednak
nie to jest najdziwniejsze, że tygrys wyszedł z dżungli i stanął
obok antylopy, niepojęte było to, że oboje mieli na szyjach wieńce
z kwiatów. Tak, naszyjniki ze wszystkich kwiatów dżungli,
uplecione ludzką ręką....
Puargowie
wiedzieli: - To Menghu dał znak!
Od
tego dnia z wiosek rozpoczęły się wędrówki do dżungli. Wymykano
się nocą w kilkunastoosobowych grupach złożonych z chłopców i
dziewcząt.
Kapłani
dwoili się i troili, wykrzykując ze skał wciąż nowe, dziwne i
straszne przymiotniki, ale nic nie pomagało, każdej nocy ktoś
ubywał, a przed porą deszczową zaczęli wracać ci, którzy wyszli
wcześniej.
Na
tych nie było już rady: - oni uśmiechali się milcząc, kiedy ich
oskarżano, uśmiechali się milcząc, gdy ich zabijano.
Milczenie
wżerało się w plemię jak trąd, na skrwawiony piasek spływały
następne i następne ciepłe strugi.
W
końcu kapłani zawiesili krwawe obrzędy.
Papuga
przyleciała w trzecim suchym tygodniu i usiadła na czapce głównego
kapłana, w chwili, gdy miał on otworzyć pierwsze zgromadzenie po
przerwie. Mimo iż przewielebni wymachiwali rogami i laskami, ptak
nie dał się odpędzić.
Krążył
zataczając trzepoczące spirale wokół ich głów, na co tłum
patrzył z głodną ciekawością, bo to niewątpliwie musiało coś
oznaczać. I oznaczało, oznaczało....
Kiedy
kapłani dali w końcu za wygraną i szybkim krokiem podążyli na
naradę do wioski, papuga nagle wzbiła się w powietrze i zniknęła
w przestrzeni.
Po
godzinie zdenerwowani kapłani, zmęczeni szybkim marszem,
przestępowali próg chaty głównego kapłana, gdzie miała zacząć
się narada, i wtedy ujrzeli papugę siedzącą na oparciu
najwyższego krzesła. Papuga przemówiła.
Konferencja
przewielebnych z ptakiem ciągnęła się przez całą noc. Papuga
powtarzała z uporem żądania Menghu, a kapłani skakali
sobie do oczu.
O
świcie tłum, który obsiadł w nocy świętą chatę, ujrzał
następujący widok: - siedmiu przewielebnych, bardzo bladych, z
głowami zwróconymi ku niebu, stanęło w progu chaty unosząc
święte laski gestem naznaczonym obawą.
Daleko
w błękicie widać było jeszcze kropkę – ruchomy niknący
punkcik.
Odlatywało
wcielenie Menghu
Od
tej pory, kapłani Puargów przestali manipulować ludźmi, a
zaczęli im służyć. Taką przemianę wymusił na kapłanach
Menghu. I dokonał tego za pomocą miłości. To rozwiązanie
wymagało wiele trudu, ale właśnie tę drogę wybrał.
Kapłani
ogłosili podstawę nowej religii – Plan Menghu. Były to
dwa punkty:
1.
Ahari jest świętym rodzajem śmierci, czyli samobójstwo
jest najwyższym aktem ludzkiej wolności.
2. Uznajemy milczenie za podstawowy język szczepu, czyli
usuwamy słowa, których wymawianie nie jest prawdziwie konieczne.
Oto
legenda Puargów z Wysp Słonecznych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz