wtorek, 26 kwietnia 2016

Co dalej z człowiekiem?



Retrotranspozony.

Dziś streszczenie szalenie ciekawego artykułu doktora Colma A. Kellehera, biochemika i niestrudzonego poszukiwacza naukowych anomalii.

Od dawna wiemy, że ludzie mają znacznie więcej inteligencji niż jej wykorzystują.
Eksperci oceniają, że nawet tacy intelektualni giganci jak Albert Einstein, czy Nicola Tesla wykorzystywali zaledwie 5% swojego potencjału umysłowego.
     Sytuacja staje się jeszcze bardziej ekstremalna, gdy dochodzimy do trzech milionów par bazowych ludzkiego genomu.
Tylko 3% ludzkiego DNA zawiera kod fizycznego ciała!
Innymi słowy 97% par bazowych pozornie nie służy do niczego.
Kelleher sądzi, że one oczekują na aktywację przez retrotranspozony – struktury genetyczne, które w uproszczeniu można sobie wyobrazić jako skaczące DNA.
      Swój osąd Kelleher popiera udokumentowanym przypadkiem takiej aktywacji.
Dalej naukowiec sądzi, że podobna aktywacja może leżeć u podstaw wielu obserwowanych zjawisk metafizycznych i religijnych, takich jak:
- cofnięcie wieku
- lewitacja
- transfiguracja
- a być może także wniebowstąpienie.

Postawienie sprawy w ten sposób przez wybitnego w końcu naukowca, oraz fakt niepełnego wykorzystania ludzkiego genomu, którego „oficjalna nauka” - czytaj: naukowi ortodoksi, nie potrafi wyjaśnić, doprowadza wielu naukowców do szaleństwa....
Kelleher odpowiada na to: - spokojnie panowie, podyskutujmy.
Lecz najpierw zapoznajcie się z tym, co mam do powiedzenia.

Rzeczywiście natura nie jest rozrzutna i nigdy nie daje organizmowi więcej, niż jest mu potrzebne do funkcjonowania w danym środowisku.
Co więc z tą nadwyżką potencjału?
Świeccy humaniści i racjonalni materialiści traktują nasz gatunek jako rzecz. Jako biomechaniczną maszynę o niezwykle skomplikowanej budowie.
        A jeżeli się mylą?
Jeśli ludzkość jest nie tyle stopniowo udoskonalającym się wariantem starego projektu, lecz także rodzajem nieuświadomionego, od dawna celowo tłumionego wyższego potencjału?
       Czy to może być prawdą?
Jak się okazuje, może to być prawdą, bo nauka dysponuje zastanawiającym zbiorem dowodów poszlakowych potwierdzających słuszność takiego wniosku.

                                             Człowiek w niewoli

Czyli wiadomości z glinianych tabliczek starożytnego Sumeru.
Jeśli wierzyć badaczowi i znawcy starożytnych języków Zecharii Sitchinowi, ludzie stworzeni zostali jako rasa niewolników. Stwórcami byli Annunaki (kosmici).
     Powstaliśmy w wyniku połączenia ich spreparowanego DNA z DNA najbardziej zaawansowanej formy ówczesnego życia na Ziemi – protohominidów.
Uzyskana w ten sposób istota miała podlegać różnorodnym ograniczeniom, aby nie mogła rozwinąć w pełni swego potencjału.
Ten plan został udaremniony, kiedy jeden z Annunaki doszedł do wniosku, że nowa forma życia zasługuje na lepszy los i ingerował w oryginalny projekt genetyczny.
      Wiadomości z Sumeru są dużo wcześniejsze od zapisów biblijnych, a przecież dostateczną wiarygodność mają jedynie pierwowzory - najstarsze teksty. W każdej następnej wersji, prawda jest rozmydlana według radosnego widzimisię twórców nowszej wersji historii.

Po ingerencji jednego z Annunakich w oryginalny projekt genetyczny, istoty ludzkie nie okazały się posłuszne ani uległe, i były dla Annunakich niekończącym się powodem do zmartwień.

Po naradzie Annunaki postanowili więc zgładzić ów krnąbrny gatunek w powodzi o skali globalnej. Do tego celu wykorzystano zbliżanie się do Ziemi planety Nibiru – ojczystej planety Annunakich.
       Również ten złowieszczy plan został udaremniony, kiedy jeden z Annunakich, ten sam, który obdarował istoty ludzkie wolną wolą, ostrzega wybranego człowieka i poleca mu zbudować łódź, w której będzie w stanie przeżyć potop.

Następuje podwójna niesubordynacja: - najpierw sprzeciw wobec dowódcy - ingerencja w oryginalny projekt genetyczny, potem szansa ratunku dla wybranego.
    Buntowniczy Annunaki nazwany zostaje przez twórców chrześcijańskiej religii Archaniołem Lucyferem.
Jeszcze raz podkreślę, iż według zapisów sumeryjskich, ludzika ostrzega ten sam Annunaki, który ingerował genetycznie w „boski” projekt. 
Chrześcijańska wersja ustawia w tym miejscu samego Boga, który zabija całą populację a jednocześnie ostrzega jedną rodzinę.

W którejś wersji jest nieścisłość.
Czy pogubili się ci, którzy pisali jedynie słuszną wersję?
Być może, być może, nie mnie osądzać. A kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień.
      Wersja podawana przez chrześcijaństwo podaje, że Archanioł Lucyfer sprzeciwił się Bogu i za to został "strącony w otchłań”. 
W tym miejscu nasuwa się pytanie filozoficzne:
 - Opierając się na tekstach Sumerów, które jako pierwowzór powinny być bardziej wiarygodne, możemy zastanawiać się, czy ten Annunaki - (Archanioł Lucyfer) dobrze zrobił dając człowiekowi prawo do własnego zdania i wolną wolę, czy niedobrze zrobił? 
      Teraz pytanie godne śledczego: 
- Dlaczego pomimo otrzymanej wolnej woli, wielkie grupy ludzi nie myślą i nie działają samodzielnie, pozwalając innym sobą kierować?. 
Tu warto ponownie przytoczyć myśl Kellehera, że jesteśmy celowo tłumieni w swym potencjale.
W każdym razie ojciec naszej wolnej woli – zbuntowany Annunaki należał według Sumerów do grupy bogów.
Wróćmy do tego ostrzeżonego ludzika.
Nie jest to Noe niestety.

A więc następna nieścisłość.
Najstarsza wersja jest zawsze pierwowzorem. Ten ostrzeżony, to Gilgamesz, ze starożytnego Eposu o Gilgameszu.
Nieścisłość, zapożyczenie, a może po prostu plagiat?

         Śmierć z kosą w dłoni.

Prokurator Wiliam Bramley (pseudonim) w swojej rzetelnie napisanej i rzeczowo udokumentowanej książce The Gods of Eden, stara się udowodnić, że populacja ludzka była wielokrotnie zmniejszana na skutek „zewnętrznych ingerencji”.
       Jednym z jego najbardziej kontrowersyjnych argumentów jest opis powstania dobrze wszystkim znanej postaci Śmierci z Kosą w dłoni.
Otóż Bramley sugeruje, że postać ta pojawiła się na Ziemi w czasach epidemii Czarnej Śmierci, jako skutku interwencji z zewnątrz. Na ludzi działano bronią biologiczną.
       Bramley zwraca uwagę na liczne stare drzeworyty i opisy latających po niebie obiektów w miejscach epidemii.
Łączy ze sobą te dwa fakty: - tam, gdzie widziano takie obiekty, wybuchała zaraza.
I tego nie należy lekceważyć, bo Czarna Śmierć spustoszyła Europę bardziej niż Czarna Inkwizycja. Zmarło około 50% populacji!

Niektóre z ówczesnych relacji mówią, że na polach widziano jakieś postacie, od których dobiegał dźwięk porównywany do szumu kosy ścinającej trawę.
Idąca niezgrabnie, dziwnie ubrana postać (ubranie ochronne?), jakieś urządzenie trzymane w rękach i masowe umieranie.
No nie wiem.

Bramley twierdzi, że to żołnierze kosmitów dokonywali oprysków biologicznych.
W każdym razie od tych starodawnych bliskich spotkań czwartego stopnia, wziął się według Bramleya, wizerunek Śmierci z Kosą.

Niemożliwe? Nie ma rzeczy niemożliwych...
Zanim odrzucimy jakąś koncepcję, należy zebrać nieco w miarę obiektywnych informacji.

No właśnie, a skąd je wziąć?  - Przecież trudno ustalić, czy dana informacja jest w miarę obiektywna, i tu już jest pole do popisu dla osobistego rozumowania.

                                  Piętno Kaina

W tym miejscu napiszę ostrożnie: - ciekawie przedstawia swoje kontakty z istotami pozaziemskimi Laura Knight-Jadczyk.
Wspomina ona o brutalnej interwencji jaszczuropodobnej rasy kosmitów (Przypominających istoty Valdemara Valeriana w Matrix II) w ludzką genetykę.
Według tego scenariusza ludzie wciąż noszą ślady takiej interwencji w formie dwóch wypukłości u podstawy czaszki.
Knight-Jadczyk nazywa te wypukłości Piętnem Kaina.

Manipulacje na ludzkim DNA nie były najwyraźniej na tyle skuteczne, aby zapewnić im odpowiedni poziom kontroli, a jednak wszędzie, gdzie spojrzymy, natrafiamy na nowe restrykcje i mechanizmy podglądu.
Równocześnie jesteśmy systematycznie pozbawiani prawdziwych informacji, prawdziwej wiedzy i władzy nad swoim przeznaczeniem.
Dotyczy to szczególnie przekonania, że mamy jakiś rodzaj egzystencji poza trójwymiarową przestrzenią, lub możemy się wyrwać z precyzyjnie skonstruowanej i bezwzględnie kierowanej sztucznej rzeczywistości – takiej, jak w filmie Matrix.
       Na pozór wszechogarniająca kontrola, jaką ma mityczna „Grupa Trzymająca Władzę” nad każdym i nad wszystkim, jest dostatecznie niepokojąca, by się nad tym zastanawiać.
Lecz to według niektórych jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Kontrola ta jest sprawowana na setki sposobów, niezauważalnych dla większości ludzi, umacniana i zacieśniana.
       Valdemar Valerian z Leading Edge Research w Matrix III poświęca ponad tysiąc stron na omówienie niezliczonych sposobów, dzięki którym jesteśmy kontrolowani, począwszy od substancji dodawanych do wody, pożywienia i powietrza, po wyrafinowane urządzenia elektroniczne służące do precyzyjnej, jednostkowej kontroli umysłu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz