Retrotranspozony.
Dziś streszczenie szalenie ciekawego artykułu doktora Colma A. Kellehera, biochemika i
niestrudzonego poszukiwacza naukowych anomalii.
Od
dawna wiemy, że ludzie mają znacznie więcej inteligencji niż jej
wykorzystują.
Eksperci
oceniają, że nawet tacy intelektualni giganci jak Albert
Einstein, czy Nicola Tesla wykorzystywali zaledwie 5%
swojego potencjału umysłowego.
Sytuacja
staje się jeszcze bardziej ekstremalna, gdy dochodzimy do trzech
milionów par bazowych ludzkiego genomu.
Tylko
3% ludzkiego DNA zawiera kod fizycznego ciała!
Innymi
słowy 97% par bazowych pozornie nie służy do niczego.
Kelleher
sądzi, że one oczekują na aktywację przez retrotranspozony
– struktury genetyczne, które w uproszczeniu można sobie
wyobrazić jako skaczące DNA.
Swój
osąd Kelleher popiera udokumentowanym przypadkiem takiej
aktywacji.
Dalej
naukowiec sądzi, że podobna aktywacja może leżeć u podstaw wielu
obserwowanych zjawisk metafizycznych i religijnych, takich jak:
-
cofnięcie wieku
-
lewitacja
-
transfiguracja
-
a być może także wniebowstąpienie.
Postawienie
sprawy w ten sposób przez wybitnego w końcu naukowca, oraz fakt
niepełnego wykorzystania ludzkiego genomu, którego „oficjalna
nauka” - czytaj: naukowi ortodoksi, nie potrafi wyjaśnić,
doprowadza wielu naukowców do szaleństwa....
Kelleher
odpowiada na to: - spokojnie panowie, podyskutujmy.
Lecz
najpierw zapoznajcie się z tym, co mam do powiedzenia.
Rzeczywiście
natura nie jest rozrzutna i nigdy nie daje organizmowi więcej, niż
jest mu potrzebne do funkcjonowania w danym środowisku.
Co
więc z tą nadwyżką potencjału?
Świeccy
humaniści i racjonalni materialiści traktują nasz gatunek jako
rzecz. Jako biomechaniczną maszynę o niezwykle skomplikowanej
budowie.
A
jeżeli się mylą?
Jeśli
ludzkość jest nie tyle stopniowo udoskonalającym się wariantem
starego projektu, lecz także rodzajem nieuświadomionego, od dawna
celowo tłumionego wyższego potencjału?
Czy
to może być prawdą?
Jak
się okazuje, może to być prawdą, bo nauka dysponuje
zastanawiającym zbiorem dowodów poszlakowych potwierdzających
słuszność takiego wniosku.
Człowiek
w niewoli
Czyli wiadomości z glinianych tabliczek starożytnego Sumeru.
Jeśli
wierzyć badaczowi i znawcy starożytnych języków Zecharii
Sitchinowi, ludzie stworzeni zostali jako rasa niewolników.
Stwórcami byli Annunaki (kosmici).
Powstaliśmy
w wyniku połączenia ich spreparowanego DNA z DNA najbardziej
zaawansowanej formy ówczesnego życia na Ziemi – protohominidów.
Uzyskana
w ten sposób istota miała podlegać różnorodnym ograniczeniom,
aby nie mogła rozwinąć w pełni swego potencjału.
Ten
plan został udaremniony, kiedy jeden z Annunaki doszedł do
wniosku, że nowa forma życia zasługuje na lepszy los i ingerował
w oryginalny projekt genetyczny.
Wiadomości
z Sumeru są dużo wcześniejsze od zapisów biblijnych, a
przecież dostateczną wiarygodność mają jedynie pierwowzory -
najstarsze teksty. W każdej następnej wersji, prawda jest
rozmydlana według radosnego widzimisię twórców nowszej wersji
historii.
Po
ingerencji jednego z Annunakich w oryginalny projekt genetyczny,
istoty ludzkie nie okazały się posłuszne ani uległe, i były dla
Annunakich niekończącym się powodem do zmartwień.
Po
naradzie Annunaki postanowili więc zgładzić ów krnąbrny
gatunek w powodzi o skali globalnej. Do tego celu wykorzystano
zbliżanie się do Ziemi planety Nibiru – ojczystej planety
Annunakich.
Również
ten złowieszczy plan został udaremniony, kiedy jeden z Annunakich,
ten sam, który obdarował istoty ludzkie wolną wolą, ostrzega wybranego człowieka i poleca mu zbudować łódź, w której
będzie w stanie przeżyć potop.
Następuje
podwójna niesubordynacja: - najpierw sprzeciw wobec dowódcy -
ingerencja w oryginalny projekt genetyczny, potem szansa ratunku dla
wybranego.
Buntowniczy Annunaki nazwany zostaje przez twórców
chrześcijańskiej religii Archaniołem Lucyferem.
Jeszcze raz podkreślę, iż według
zapisów sumeryjskich, ludzika ostrzega ten sam Annunaki,
który ingerował genetycznie w „boski” projekt.
Chrześcijańska wersja ustawia w tym miejscu samego Boga, który zabija całą populację a jednocześnie ostrzega jedną rodzinę.
Chrześcijańska wersja ustawia w tym miejscu samego Boga, który zabija całą populację a jednocześnie ostrzega jedną rodzinę.
W
którejś wersji jest nieścisłość.
Czy pogubili
się ci, którzy pisali jedynie słuszną wersję?
Być
może, być może, nie mnie osądzać. A kto jest bez winy niech
pierwszy rzuci kamień.
Wersja
podawana przez chrześcijaństwo podaje, że Archanioł
Lucyfer sprzeciwił się Bogu i za to został "strącony w
otchłań”.
W tym miejscu nasuwa się pytanie filozoficzne:
- Opierając
się na tekstach Sumerów, które jako pierwowzór powinny być bardziej wiarygodne, możemy zastanawiać się, czy
ten Annunaki - (Archanioł Lucyfer) dobrze zrobił dając
człowiekowi prawo do własnego zdania i wolną wolę, czy niedobrze
zrobił? W tym miejscu nasuwa się pytanie filozoficzne:
Teraz pytanie godne śledczego:
- Dlaczego pomimo otrzymanej wolnej woli, wielkie grupy ludzi nie myślą i nie działają samodzielnie, pozwalając innym sobą kierować?.
Tu warto ponownie przytoczyć myśl Kellehera, że jesteśmy celowo tłumieni w swym potencjale.
W
każdym razie ojciec naszej wolnej woli – zbuntowany Annunaki
należał według Sumerów do grupy bogów.
Wróćmy do tego ostrzeżonego ludzika.
Nie
jest to Noe niestety.
A
więc następna nieścisłość.
Najstarsza
wersja jest zawsze pierwowzorem. Ten ostrzeżony, to Gilgamesz,
ze starożytnego Eposu o Gilgameszu.
Nieścisłość, zapożyczenie, a może po prostu plagiat?
Śmierć
z kosą w dłoni.
Prokurator
Wiliam Bramley (pseudonim) w swojej rzetelnie napisanej i rzeczowo
udokumentowanej książce The Gods of Eden, stara się
udowodnić, że populacja ludzka była wielokrotnie zmniejszana na
skutek „zewnętrznych ingerencji”.
Jednym
z jego najbardziej kontrowersyjnych argumentów jest opis powstania
dobrze wszystkim znanej postaci Śmierci z Kosą w
dłoni.
Otóż
Bramley sugeruje, że postać ta pojawiła się na Ziemi w
czasach epidemii Czarnej Śmierci, jako
skutku interwencji z zewnątrz. Na ludzi działano bronią biologiczną.
Bramley
zwraca uwagę na liczne stare drzeworyty i opisy latających po
niebie obiektów w miejscach epidemii.
Łączy ze sobą te dwa fakty: - tam, gdzie widziano takie obiekty, wybuchała zaraza.
I
tego nie należy lekceważyć, bo Czarna Śmierć spustoszyła
Europę bardziej niż Czarna Inkwizycja. Zmarło około 50%
populacji!
Niektóre
z ówczesnych relacji mówią, że na polach widziano jakieś
postacie, od których dobiegał dźwięk porównywany do szumu kosy
ścinającej trawę.
Idąca
niezgrabnie, dziwnie ubrana postać (ubranie ochronne?), jakieś urządzenie trzymane w rękach i masowe
umieranie.
No
nie wiem.
Bramley
twierdzi, że to żołnierze kosmitów dokonywali oprysków
biologicznych.
W
każdym razie od tych starodawnych bliskich spotkań czwartego
stopnia, wziął się według Bramleya, wizerunek Śmierci
z Kosą.
Niemożliwe?
Nie ma rzeczy niemożliwych...
Zanim
odrzucimy jakąś koncepcję, należy zebrać nieco w miarę
obiektywnych informacji.
No właśnie, a skąd je wziąć? - Przecież trudno ustalić, czy dana informacja jest w miarę
obiektywna, i tu już jest pole do popisu dla osobistego rozumowania.
Piętno
Kaina
W tym miejscu napiszę ostrożnie: - ciekawie przedstawia swoje kontakty z istotami
pozaziemskimi Laura Knight-Jadczyk.
Wspomina
ona o brutalnej interwencji jaszczuropodobnej rasy kosmitów
(Przypominających istoty Valdemara Valeriana w Matrix II)
w ludzką genetykę.
Według
tego scenariusza ludzie wciąż noszą ślady takiej interwencji w
formie dwóch wypukłości u podstawy czaszki.
Knight-Jadczyk
nazywa te wypukłości Piętnem Kaina.
Manipulacje
na ludzkim DNA nie były najwyraźniej na tyle skuteczne, aby
zapewnić im odpowiedni poziom kontroli, a jednak wszędzie, gdzie
spojrzymy, natrafiamy na nowe restrykcje i mechanizmy podglądu.
Równocześnie
jesteśmy systematycznie pozbawiani prawdziwych informacji,
prawdziwej wiedzy i władzy nad swoim przeznaczeniem.
Dotyczy
to szczególnie przekonania, że mamy jakiś rodzaj egzystencji poza
trójwymiarową przestrzenią, lub możemy się wyrwać z precyzyjnie
skonstruowanej i bezwzględnie kierowanej sztucznej rzeczywistości –
takiej, jak w filmie Matrix.
Na
pozór wszechogarniająca kontrola, jaką ma mityczna „Grupa
Trzymająca Władzę” nad każdym i nad wszystkim, jest
dostatecznie niepokojąca, by się nad tym zastanawiać.
Lecz
to według niektórych jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej.
Kontrola ta jest sprawowana na setki sposobów, niezauważalnych dla
większości ludzi, umacniana i zacieśniana.
Valdemar
Valerian z Leading Edge Research w Matrix III
poświęca ponad tysiąc stron na omówienie niezliczonych sposobów,
dzięki którym jesteśmy kontrolowani, począwszy od substancji
dodawanych do wody, pożywienia i powietrza, po wyrafinowane
urządzenia elektroniczne służące do precyzyjnej, jednostkowej
kontroli umysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz