Przyszedł moment w działalności gospodarczej, gdy musiałem
zwolnić wszystkich pracowników. Zostałem sam. Robiłem wtedy grzebienie. Krótkie
grzebyki męskie do włosów. Były monotonnie popielate. Znudziło mnie to i
zacząłem dosypywać kolorowych barwników do tworzywa. Wychodziły z kolorowymi
smużkami. Każdy był inny. Nawet przy wtryskarce można poczuć się
artystą...........Zostało mi po trzeciej plajcie ( po trzecim oszustwie – brak
zapłaty za towar ) kilka ton
polipropylenu wysokociśnieniowego. Kupiłem za grosze formę na grzebienie. Wokół
padały firmy – plan Balcerowicza. Jeden
mały wtrysk = 12 sztuk. Mogłem natrzaskać!. Zrobiłem 1200 na początek,
zapakowałem je w walizkę biznesową i w Polskę. Opole, Wrocław, Łódź.....zdobyć
zamówienie. RSW Prasa Książka Ruch. Kioski uliczne. Przez kilka dni odwiedzin
central wojewódzkich dostałem zamówienia na 100 tysięcy grzebieni. Jestem w
Łodzi, siedzę na przystanku tramwajowym, już jadę na dworzec PKP – powrót do Warszawy.
Mam zamówienia, jestem zadowolony, czekam na tramwaj. Obok mnie starzec siedzi.
Nie ma tramwaju. Starzec pyta: -„ Panie, co pan ma w takiej pięknej walizce?” –
Grzebienie – odpowiadam. OOOOO! Starzec na to. –„Czy może pan pokazać?” -"Jasne" –
mówię, podaję mu 50 szt ( po tyle były pakowane ) proszę to sobie wziąć,
dodaję. Starzec pyta.....-„Ile sztuk pan robi dziennie? Odpowiadam : - „Czternaście takich walizek, a
tu się mieści 1200 sztuk, czyli 17.280 przez osiem godzin”. Starzec powiedział:
- „Ja cztery, pan prawie dwadzieścia tysięcy”........ I zaczął płakać. Co
jest?.......Po chwili popłynęła opowieść.....-”W czasie okupacji tu w Litzmannstadt
(ŁÓDŹ) pracowałem u volksdeutscha, który był ludzki. Wiedział, że mam rodzinę
na utrzymaniu, a żywności z kartek wojennych jest za mało. W warsztacie
mieliśmy płytki z widii ( czerwona widia na uszczelki hydrauliczne ) Wycinałem
za pozwoleniem volksdeutscha z tej płytki cztery prostokąciki. Gdy ktoś
wchodził do firmy, volksdeutsch dawał mi sygnał dzwonkiem, a ja wrzucałem wszystko
do szuflady. Gdyby mnie złapano, groziła kara śmierci. Kiedy niebezpieczeństwo mijało,
wkładałem ten kawałek widii do imadła i żmudnie wypiłowywałem piłką do metalu –
kolejne ząbki. Na końcu wygładzić. Powstawały w ten sposób ręcznie robione
grzebienie. Zwykle udawało mi się zrobić cztery dziennie. Dzięki tym
grzebieniom, moja rodzina przeżyła. Przypomniało mi się to teraz, gdy jestem już sam, dlatego
płaczę”. --------------- – Nadjechał tramwaj i skończył się ten krótki epizod obrazujący
postęp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz