Dość dobrze znam moje rodzinne miasto, a jeszcze lepiej
dzielnicę w której „zabłądziłam’. Przez kilka lat mieszkałam w tym rejonie.
Bardzo często przemierzałam drogę, którą, jak sądziłam, znam bardzo dobrze.
Moje przekonania w tej kwestii zmieniły doświadczenia pewnej marcowej nocy. Koleżanka
zaprosiła mnie do siebie, do domu. Aśka mieszka w kamienicy nieco na uboczu, z
dala od głównej ulicy. Na miejsce spotkania dotarłam na czas, tzn. o godz.
20.00, środkami komunikacji miejskiej. Dawno się nie widziałyśmy, więc kilka
godzin posiedziałyśmy sobie przy ciastkach i herbacie. Zaznaczam, że nie piłyśmy
alkoholu, po prostu plotkowałyśmy, jak to kobiety. Czas płynął szybko na
rozmowie i ani się spostrzegłyśmy, jak wybiła północ. Pół godziny później
pożegnałam czule Aśkę i wybrałam się w drogę powrotną.... Wiedziałam, że nie mogę pojechać ani
metrem, ani tramwajem, pozostał tylko autobus nocny. Najbliższy przystanek
autobusowy był w odległości 200 metrów od domu koleżanki. Prowadzi do niego
dobrze oświetlony chodnik ciągnący się wzdłuż torów tramwajowych. Minęłam dwóch
przechodniów i knajpkę. Może 10 metrów za knajpką dostrzegłam
mgłę.......Unosiła się między jedną kamienicą, a drugą ( budynki stoją w ciągu
po obu stronach ulicy) i spowijała ulicę z torami i chodnik. Widok mgły mnie
zaskoczył, bo było wprawdzie wilgotno, ale też ciepło. Nie miałam jednak żadnej
obawy, że we mgle zabłądzę, więc śmiało weszłam w mlecznobiałą zawiesinę. Idąc
w niej ledwo co widziałam tory, chodnik i kamienice po bokach. Starałam się
trzymać torów, wiedząc, że doprowadzą mnie do celu. Jakież było moje
zdziwienie, gdy po przejściu kilku metrów zorientowałam się, że jestem
dokładnie w tym samym miejscu, w którym weszłam
we mgłę. Nie wierzyłam własnym oczom. Zatrzymałam się, zaczęłam bacznie
obserwować kamienice. Wszystkie okna były ciemne, zupełnie jakby ludzie na raz,
dwa, trzy poszli spać. Szybko więc ruszyłam do przodu wzdłuż torów. Miałam
wrażenie, że kręcę się w kółko. Mijałam znane mi budynki i.......znowu
dostrzegałam kamienice z samego początku drogi. Ze strachu omal mi serce nie
wyskoczyło, czym prędzej postanowiłam zawrócić............Moje przerażenie
osiągnęło apogeum, gdy w drodze powrotnej towarzyszyły mi te same kamienice, a
przecież powinnam przejść obok knajpki. Czując się bezsilna i skołowana,
postanowiłam zadzwonić po taksówkę. Okazało się jednak, że nie mam zasięgu.
Zegar wskazywał 2.05....Będąc u kresu wytrzymałości zaczęłam krzyczeć: -„Ludzie, ratunku! Czy ktoś mógłby mi pomóc?!”.
Spanikowana biegłam w kierunku
tego nieszczęsnego przystanku, do którego nie mogłam trafić i w pewnym momencie
wybiegłam z mgły i zobaczyłam znajomą część drogi. Pędem dotarłam do
przystanku. Byłam tak roztrzęsiona, że telefon wypadł mi z rąk, kiedy chciałam
sprawdzić, czy mam zasięg ( miałam! ). Moje zachowanie zwróciło
uwagę stojącego na przystanku mężczyzny. Nieznajomy zapytał, czy coś mi się
stało. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo przecież nie mogłam się przyznać, że
przez ponad półtorej godziny biegałam w kółko. Po
tym przerażającym doświadczeniu wiem na pewno, że nigdy nie wejdę we mgłę,
nawet jeśli wiązałoby się to z koniecznością nadłożenia kilku kilometrów drogi.
hehe, miałem dokładnie to samo w angielskiej miejscowości Brighton. Na północ od Brighton są wzgórza zwane Devil's Dyke (Diabelska Zapora). Kiedyś postanowiłem przejechać tam rowerem i wpadłem w dziwną, gęstą mgłę. Diabeł (?) zwodził mnie ponad godzinę, mimo że droga wydawała się prosta.
OdpowiedzUsuń