piątek, 11 maja 2012

RAKI W ROGOWIE


Rok 1966. Ośrodek Badawczy Leśnictwa w Rogowie. Przedwojenny budynek bursy studenckiej. Wielki, solidny. Obok arboretum i alpinarium. Stuletnie tuje. Kwitnące rododendrony niespotykanej wielkości, wyspa, mostek, w płytkiej przezroczystej wodzie liny...i młodość kipiąca w żyłach u osiemdziesięciu studentów Leśnictwa z Warszawy. Koleżanek było tylko kilka, miały więc powodzenie. Ale też było kilku wyjątkowych chłopaków, którzy przyjechali na motocyklach. Ci też mieli powodzenie.... Przyjechaliśmy na miesięczną praktykę. Odkrywki z gleboznawstwa, obrączkowanie nietoperzy, liczenie lat sosen za pomocą świderka wkręcanego w pierśnicę......i obserwacja spadających gwiazd w czasie wieczorów przy ognisku, w chwilach, kiedy w dłoni nie było dziewczęcego cycka.          W niedzielę, gdy nie było zajęć, padł pomysł, by pojechać łowić raki. Zabraliśmy wielki wiklinowy kosz, koleżanka na siodełko za kierowcą, mocno objąć, miło w człowieku od razu się zrobiło i wio koniku stalowy! Pęd powietrza na twarzy i wywijanie po leśnych ścieżkach.........Zajechaliśmy nad rzeczkę wśród łąk. Rzeczka może trzy metry szeroka, czyściutka woda do piersi. Nie za ciepła była ta woda, ptaszki zrobiły sie malutkie, ale zaczynamy łowić. Łowiłem wtedy raki pierwszy raz. W brzegach rzeczki, poniżej linii wody były otwory, akurat takiej wielkości, że wchodziła ręka. Trzeba było tam sięgnąć. Głęboko sięgnąć nieraz z całym ramieniem. Tam było nieprzyjemnie zimno w tej norze i trzeba było ostrożnie wsuwać dłoń, żeby nie nadziać się na kolec raka na jego nosie. Bo podobno to powodowało opuchliznę i niezłe bolenie. Jakiś kolec jadowy? No nie wiem, bo to mi się nie przytrafiło. Jak rak chwycił szczypcami za palec, to wyciągało się rękę z rakiem wiszącym na palcu. Albo za plecy go! Uważać natomiast należało, gdy nora podnosiła się do góry ponad linię wody. Tam mógł siedzieć szczur wodny! Jedno kłapnięcie i odgryziony palec!. Jakoś nikt nie trafił na szczura. Po  godzinie wielki kosz wiklinowy był pełen złowionych raków! Powrót do bursy, raki do olbrzymiego garnka, że można było w nim ukucnąć. Wielkie raki, po ugotowaniu zmieniają kolor pancerza na czerwony. Jeden zajmował cały talerz. Teraz dobrać się do szczypiec, bo z szyjki łatwo. Mniam – rarytas. Ale wszystko w nadmiarze może się znudzić, więc po kilku wyprawach, daliśmy spokój rakom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz