Było kiedyś rancho w Ameryce.
Żył w nim ojciec z synem. Któregoś dnia syn był w mieście i wpadł pod dyliżans.
Połamało mu obie nogi. Został inwalidą. Jeździł na wózku. Sąsiedzi użalali się
nad synem i ojcem – taka tragedia! Ojciec odpowiadał: - „Nie wiem, czy to dla
nas dobre, czy niedobre”. Za jakiś czas wybuchła wojna. Młodych z okolicy
wzięto do wojska. Wszyscy zginęli. Młody inwalida ożenił się z córką sąsiadki i
urodziły się dzieci. Kilka lat suszy doprowadziło ranczo do biedy. Już
głodowali. Ojciec miał piękną klacz. Mógł ją sprzedać, ale nie chciał. Mówił,
że ta klacz jest jego wielką radością. W nocy koniokrady uprowadzili klacz.
Sąsiedzi wytykali ojcu: - „Rodzina głoduje, nie chciałeś sprzedać klaczy, teraz
nie masz ani konia, ani pieniędzy. Tragedia”. Ojciec odpowiedział: - „Nie wiem,
czy to dla mnie dobre, czy niedobre”. Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia
zjawiła się na ranchu uprowadzona klacz. Uciekła koniokradom. I przyprowadziła
ze sobą siedem innych koni.
Twoje opowiadania Zbyszku są niesamowite.
OdpowiedzUsuńpzdr.Andrzej