niedziela, 7 sierpnia 2011

Dziury w Czasie - część pierwsza

No to jedziemy z koksem! Są sprawy na niebie i ziemi, o których filozofom się nie śniło......Jest rok 1938. Ze stacji Londyn wyrusza express do Edynburga. Zmierzcha się już. Pociąg jedzie narazie wolno, stukają koła na zwrotnicach.W wagonie tylko kilkunastu podróżnych, oraz dwóch konduktorów - stewardów, w białych rekawiczkach. W jednym z przedziałów, w którym rozegra się akcja, jedzie dwoje nieznających się przed zdarzeniem osób : on, to arystokrata z rodziny spokrewnionej z królową, ona jest pielęgniarką, wracającą do Edynburga, do pracy w szpitalu, po odwiedzinach u siostry w Londynie. Spokój, miarowy stukot kół. Drzwi do przedziału są zasunięte. Nagle, wewnątrz przedziału pojawia się mężczyzna w średnim wieku, w kapeluszu skórzanym, z batem w jednym ręku, z kawałkiem czarnego chleba w drugim. Na nogach ma skórzane buty do połowy uda, z klamrami, cały ubiór wskazuje na epokę Cromwella, (jakieś 150 lat wcześniej). Mężczyzna jest przerażony, zaczyna krzyczeć. Para jadąca w przedziale jest niemniej przerażona, drzwi bowiem były cały czas zamknięte, ale starają się człowieka uspokoić. Pytają skąd się wziął w pociągu? On wyrażnie nie wie o czym oni mówią, wypowiada się językiem staroangielskim, pewne zwroty są niezrozumiałe. Mówi, że nazywa się Pimp Drake, mieszka w pod Londynem w miejscowości Champ. Jechał bryczką ciągnietą przez konia, gdy błysnęło i huknęło, a diabeł go porwał do góry i cisnął do pojazdu diabelskiego (miał na myśli pociąg). Pielęgniarka z arystokratą spojrzeli po sobie i usiłują przekonać człowieka, że to nie pojazd diabelski, tylko pociąg. Pimp Drake wie lepiej – to pojazd diabelski. Pociąg tymczasem jest na zakręcie, jest już prawie ciemno, okna w wagonach oświetlone, widać prawie wszystkie wagony, a maszynista sypnął do pieca, bo z komina buchnął w niebo snop iskier. Mężczyzna w kapeluszu zobaczył to i rozkrzyczał się na nowo: - diabeł, diabeł! Nie można go uspokoić. Arystokrata wypada z przedziału, biegnie po pomoc do przedziału konduktorów. Za moment wraca z nimi. Zanim dobiegli spowrotem, słyszą krzyk kobiety. To krzyczy dla odmiany pielęgniarka. Mężczyzny w kapeluszu już nie ma. Na podłodze leży bat i kapelusz. Pielęgniarka mdleje. Po ocuceniu opowiada : - „w pewnym momencie mężczyzna przestał krzyczeć, bo zniknęła jego połowa od pasa w górę. Pozostała połowa biegała przez chwilę po przedziale. Było to tak przerażające, że zaczęłam wzywać pomocy. Po krótkim czasie i ta połówka zniknęła, a na podłogę upadł bat i kapelusz. Dwójka pasażerów do samego Edynburga nie mogła ochłonąć. Szok. Zdołali się jednak umówić, że spotkają się za jakiś czas. Byli tak przejęci wypadkami, że spotkali się już następnego dnia i ustalili, że mając garść informacji, spróbują udowodnić sobie, że nie zwariowali. Zaczęli szukać miejscowości Champ. Okazało się, że nie ma już tej miejscowości, bo została wchłonięta przez fabrykę chemiczną. Odwiedzali kolejno parafię po parafii szukając w księgach nazwiska Pimp Drake. Wydawało się to bezowocne. Nic. Ostatnia parafia. Pastor poinformowany o celu poszukiwań zbładł. Drżącymi rękami wydobył z półki księgę sprzed 150 lat i wskazał stronę, którą zainteresował się już wiele lat wcześniej. Na stronie tej, pastor zapisujący 150 lat temu nazwiska parafian, obok daty narodzin i daty śmierci, uważał za stosowne, zrobić wyjątek i opisać dziwny przypadek choroby psychicznej na jaką zapadł jeden z parafian. Był to, żyjący bardzo przykładnie, chojny dla kościoła, ojciec 12 dzieci, niejaki Pimp Drake. Jechał kiedyś bryczką jedząc kawałek chleba.W pewnym momencie, nagle, został porwany przez diabła i przeniesiony do pojazdu diabelskiego. Były to żelazne jakby karety, połączone ze sobą. W pierwszej karecie, która miała komin, siedział diabeł i palił w piecu, aż buchały snopy iskier. Karety dudniły głosem z piekieł. Pimp znalazł się w jednej z nich. Była tam kobieta diabeł i mężczyzna diabeł. Coś od niego chcieli, ale nie wiadomo dokładnie co. W pewnej chwili błysnęło i huknęło i Pimp Drake znalazł się w rowie, 7 mil od swego konia, ze złamaną nogą. Zgubił bat i kapelusz. To, co mu się rzekomo przytrafiło, tak nim wstrząsnęło, że nie mógł już normalnie egzystować. Nie potrafił rozmawiać o niczym innym. Umarł w przytułku dla biednych. Pastor zapisał zdarzenie z komentarzem : - „Przyczyną tej odmiany choroby psychicznej musi być z pewnością pijaństwo, które powoduje silne halucynacje. Przy każdej okazji ostrzegać parafian przed opilstwem”. Szczęśliwe zakończenie tej niesamowitej historii : Pielęgniarka przypadła do gustu arystokracie. Zakochał się. Tak bardzo, że zdecydował się na oświadczyny. A potem na ślub. Rada Starszych orzekła jednogłośnie wydziedziczenie, bo nastapił mezalians. (Trędowata ?) Arystokrata nie wycofał się, poszedł za głosem serca i żyli długo i szczęśliwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz