Powtarzam ten post. Jest tak piękny..............Droga serca i wu-wei. To jest całość. To ta sama rzecz. Oznacza działanie bez działania. Dopuszczenie do tego, co ma się wydarzyć. To droga miłości. Czy możesz robić miłość? Nie jest to moźliwe. Możesz być zakochany, ale nie możesz czynić miłości. Lecz ciągle używamy określenia: „make love” – jest to głupie. Miłość się przytrafia. Jest prezentem. Przytrafia się nagle, niespodziewanie. Jest prezentem, tak jak życie. A twoje życie musi być jak strumień nieznanego. Nie płyń pod prąd i nie walcz z rzeką – płyń razem z nią. Rzeka zmierza do oceanu. Bądź z nią jednością, nawet nie musisz płynąć, ona sama ciebie poniesie. Pozwól tylko się unieść, a wtedy Bóg tobą zawładnie. Istnieją tylko trzy podstawowe sprawy: narodziny, miłość i śmierć. Wszystkie się przytrafiają. Ale narodziny już się przytrafiły, a śmierć dopiero się przytrafi – nie możesz być jej świadomy już teraz. Tylko miłość zdarza się właśnie teraz. Jak to się dzieje? Z twojej strony nie ma nic. Nic nie robisz. I nagle, pewnego dnia czujesz jasność, nagle czujesz pojawiającą się energię. W obliczu nieznanego.....nagle Bóg miłości zapukał do twoich drzwi. Nagle znika bezbarwność, nagle znika ospałość, nagle pojawia się świeżość.....Nagle zaczynasz śpiewać i kipieć z radości. Nagle nie jesteś już taki, jaki byłeś. Jesteś szczytem, zapomniałeś o mrocznych dolinach.... teraz tylko światło słońca i szczyt. Miłość jest progiem u wrót świątyni boga. Jeśli potrafisz świętować ten moment, poznasz swój własny, ukryty skarb. Jesteś nim ty sam. A gdy się uradujesz a potem wyciszysz.....usłyszysz bicie własnego serca. W jego uderzeniach ukryty jest odgłos bosych stóp Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz