poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Dziury w Czasie - część druga

Chicago, rok bodajże 1968. Lato. Niedzielny poranek. Dzielnica polska. Do małżeństwa emerytów polskich ma przyjechać syn z żoną i wnukami na niedzielny obiad. Mama zaczyna przygotowania, robi ciasto na kluski do rosołu. Tata, jeszcze nie ogolony, w szlafroku i kapciach, postanawia pójść na róg ulicy do kiosku, po papierosy. Chwilowa wymiana zdań z żoną. – „ Nie wychodź nieubrany, bo to wstyd itd. Tata na to – jest 8 rano ulica pusta”. Wyszedł. Mija 15 minut, normalka, gada z kumplem, Polakiem. Pół godziny. Nie ma. Po godzinie mama niewytrzymuje, zdenerwowana idzie te 50 metrów do kioskarza Wacka. Zdziwiony wzrok sprzedawcy, kiosk pusty. A gdzie mój mąż ? pyta. Kioskarz niemniej zdziwiony pytaniem. Okazuje się, że tata do kiosku nie dotarł. Znikł. Jak kamień w wodę. Wszyscy szukali, ogłoszenia, policja, komunikaty w prasie i telewizji. Amen. Po paru miesiącach sprawa ucichła. Minął rok od zaginięcia taty. Lato, niedzielny poranek godz.8.00. Do kiosku na rogu ulicy wchodzi tata, jakby nigdy nic. W szlafroku, kapciach, jeszcze nic nie powiedział, patrzy, a kioskarz Wacek blady jak ściana. Co ty, Wacek, mówi tata, ducha zobaczyłeś ? Wackowi odebrało mowę. Wreszcie wykrztusił : Gdzie byłeś przez rok ? Teraz tata się zdziwił. A co ty pieprzysz, przez jaki rok? Wczoraj, w sobotę przecież u ciebie byłem. - Człowieku, Wacek na to, rok ciebie nie było, zaginąłeś, wszyscy cię szukali. Tata zaczyna się denerwować, nie podoba mu się ten kawał ( Wacek to znany kawalarz), przestępuje z nogi na nogę. Wacek, nie chrzań, nie nabierzesz mnie na te głupoty. Wacek ochłonął, sięgnął po gazetę, pokazuje datę. Tata patrzy z niedowierzaniem na daty w innych gazetach też. Teraz on zbladł. Wacek dzwoni na policję - tam pracuje syn Taty. Za chwilę przyjeżdża policja, dziennikarze, straż pożarna i robi się gęsto od mieszkańców ulicy, bo lotem błyskawicy roznosi się wiadomość, że tata się znalazł. A gdzie był przez rok ? Nie wiadomo. W kiosku znalazł się w stanie idealnym, tak, jakby kilka minut wcześniej wyszedł z domu. Opowiadał potem, kiedy wszystko się uspokoiło, a mama przestała szaleć z radości, że jak wyszedł z domu, potknął się jakby i odniósł wrażenie, że jest wewnątrz szklanej kuli, ale to było mgnienie i zaraz wszystko ustąpiło. Znowu był na chodniku przed domem, obejrzał się nawet za siebie, szukając nierówności w chodniku, ale nic nie zobaczył, więc wszedł do kiosku Wacka....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz