piątek, 2 listopada 2018

Niedźwiedź chrześcijaninem

Obudziłem się – bo ileż można spać?
      Krople deszczu miarowo pukają w płachtę namiotu – leżę z zamkniętymi oczami, bo cóż innego mam robić?
Działa tylko słuch – oto wspaniała chwila na receptywność!
        A receptywność – uważność to przecież są drzwi do boskości.
Drzwi uchylają się, myśli gasną, nie ma rozumu – jest tylko szum deszczu.
Dla osiągnięcia uważności, przygaszenie rozumu jest niezbędne, ponieważ rozum od bycia dzieli wielka odległość.

Na chwilę znika cały świat. Jestem tylko ja i szum deszczu.

To jest właśnie receptywność – egzystencjalny stan ciszy. Nie ma ruchu, a ty jesteś w uważności.

A tam, gdzie spotykają się cisza i uwaga, tam, gdzie się łączą i stają się jednym, tam rodzi się receptywność.
Receptywność to najważniejsza religijna wartość.
Trwam w tym półśnie - jawie i wydaje się, że dotykam sacrum. Coś jakby odlot.

Więc wierszyk Ewy Szczawińskiej.

Każdy aniołek ma dwa skrzydełka
I leci na nich prosto do raju
Inaczej było w życiu Pawełka
On miał odloty tylko na haju

Deszcz nieco zelżał – teraz tylko siąpi – wygramolę się więc z namiotu, aby przyrządzić coś gorącego do jedzenia.
 
Deszcz zagasił poranny żar - nie ma jednak problemu z rozpaleniem ognia: - co prawda brak w pobliżu brzozowej kory, która jest w takim czasie niezastąpiona, ale są za to uschnięte gałązki z krzaków jagodowych – w tych patyczkach i listkach są eteryczne olejki - pali się to wyśmienicie przy dowolnej mokrości zewnętrznej.
         Podpalone, rozpalone, ugotowane, zjedzone.

Słowacka para dalej nie wychyla nosa, a jest koło południa. Już mam ponownie wciskać się do namiotu, kiedy widzę kogoś nadchodzącego od strony Okrąglika. Ten ktoś okazuje się zawiniętą w pelerynę kobietą!
A to ci dopiero.....

Rozmawiamy radośnie, bo pani jest uśmiechnięta szeroko..... 
Pod peleryną zauważam strój zakonnicy. Pojawia się druga zakonnica, a potem nadchodzi ksiądz.
A to ci dopiero.....

Następuje schemat zwykłych pytań: - to pan się nie boi?
- Czego mam się bać?
- No wilków, niedźwiedzi.....
Do ataku Zbyszku! - pomyślałem i już serwuję ulubioną anegdotę na temat.

Po bieszczadzkim bezdrożu idzie misjonarz chrześcijański. Nagle widzi zbliżającego się niedźwiedzia.
W pierwszej chwili struchlał ci on (ten misjonarz ma się rozumieć). azaliż zaraz ochłonął i zwraca się do Boga: - Panie! Spowoduj, żeby ten zwierz miał wobec mnie chrześcijańskie zamiary!
 
A tymczasem niedźwiedź także zwrócił się do Boga, bo również był chrześcijaninem. Jego modlitwa brzmiała tak: - Panie! Pobłogosław ten dar, który za chwilę będę spożywał!”

Opowiedziałem kwestię z animuszem i obserwuję reakcję towarzystwa: - zakonnice dosłownie zamurowało, stoją bez ruchu w zadziwieniu, natomiast ksiądz zaczął przestępować z nogi na nogę, z nogi na nogę, powtarzając : - no tak, no tak..... po czym szybko odszedł.
      Za nim z niejakim wahaniem podążyły zakonnice i za moment cała trójka zniknęła w ociekającym wodą lesie na zejściu do Smereka.

A to ci dopiero.....

Potem był już tylko deszcz, deszcz i deszcz.
W nocy kilkakrotnie budziłem się - padało nieustannie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz