czwartek, 8 listopada 2018

Beczka

Wykuśtykuję z Siekierezady.
Zaciskam zęby z bólu przy każdym kroku.
Aby tylko dojść te kilkadziesiąt metrów do szosy.....
Właściwie ogarnia mnie w tym momencie rozpacz i natychmiast pojawia się myśl - Intencja: - Aniołku!! Podwózkę proszę!

Doszedłem i stałem tylko kilka minut, gdy zobaczyłem nadjeżdżający samochód bez świateł.
Macham – samochód staje - przedstawiam się : - Zbyszek 55.
W głowie tylko jedna myśl - do domu!
I tak poznałem Elę, szefową stadniny hucułów z Czystogarbu.

Ela rusza, włącza światła i pyta dokąd chcę jechać.
- Do Woli Michowej – odpowiadam.
- A to tam, gdzie stadninę koni ma Maria! – zauważa Ela.
I zaczynamy rozmowę o Marii – naszej wspólnej znajomej.                        - Dzwoni telefon Eli.

Oto do Czystogarbu przybył weterynarz i pyta szefowej któremu koniowi jaki zastrzyk ma zrobić. Ela instruuje weterynarza. Telefon wykonany – możemy wrócić do rozmowy o koniach Marii.                         
 - Dzwoni telefon Eli: - jakaś inna sprawa z Czystogarbu zostaje zwięźle załatwiona.

Możemy wrócić do przerwanej rozmowy.....                                                
 - Znowu dzwoni telefon Eli – tak mają pewnie wszystkie bizneswomeny.
 
Ta ostatania rozmowa wygląda następująco: - Już dobrze się czujesz? Wypisują cię? Ok! Jadę po ciebie do szpitala!

Ela rozłączyła się i pyta mnie: - Czy do Leska to mam wrócić do Cisnej (Już jesteśmy na zjeździe w stronę Komańczy) czy lepiej jechać przez Komańczę?                                                                          - Ani tak, ani tak – odpowiadam. - Zostawisz mnie w Woli Michowej, a sama skręcisz na przełęcz Żebrak, to ta sama droga, którą jedzie się do Marii. Z Żebraka zjedziesz prosto do Baligrodu a stamtąd już rzut beretem do Leska. 

 - Ale tam na górze jest przecież szlaban? - zauważa Ela.                 
 - On jest teraz otwarty bo wiosną uszkodził go spadający świerk i jeszcze nie naprawili – odpowiadam.                                                  
 - Chyba Anioł ciebie zesłał! - stwierdza Ela. 
Ja – być może tak.

Minęliśmy Szczerbanówkę i Ela opowiada: - Ze szpitala mam odebrać chłopaka, który spadł z mojego konia i stracił przytomność. Martwiłam się, ale jak widać wszystko dobrze się skończyło.

Tyle się dzieje w skrócie na odcinku 15 km. od Cisnej do Woli.

Dojechaliśmy przed dom Staszka Firsta, gdzie wysiadłem. Dzięki rozmowie całkiem zapomniałem o bólu w nodze, ale wystarczyło stanąć, aby sobie o nim przypomnieć.
Boli!!!
Znowu mi się w głowie zakręciło!
Lecz co tam! - już jestem prawie w domu. Jeszcze tylko trzeba przejść te marne 400 metrów do Kołyby......
 
Przekuśtykanie przez łąkę zajęło mi pół godziny i wreszcie staję przed chałupą. Zdjęty plecak położyłem na trawie - czuję że rosnę!
Otworzyłem drzwi i w tym momencie zadzwoniła znajoma.
Zdążyliśmy zamienić tylko kilka słów, gdy chałupa się zatrzęsła i usłyszałem huk.
Przerywam rozmowę i wychodzę sprawdzić co się stało. Oto widok na drugi fikołek.


Deszcz rozmiękczył ziemię i słup podtrzymujący na dachu bekę z wodą obsunął się. Beczka spadła najpierw na krawędź daszku nad drzwiami, potem na plecak i w końcu zległa.
       No tak, wytłumaczenie jest, azaliż przypadków nie ma - dlaczego beczka spadła akurat teraz, choć tu ciągle pada?
Ona miała trafić we mnie! 
Przecież minutę wcześniej stałem dokładnie w tym miejscu!  

Znaki odbieram prawidłowo - tego mnie Jan nauczył, po wypadku pod Ciechocinkiem, gdy wracaliśmy od kamiennych kręgów w Odrach. (był wpis)
Sprawa staje się jasna: - oto złe życzenia od czarnych z Fereczatej zadziałały po raz drugi.

Już ja ich załatwię!
Najpierw oczyszczenie.
Potem odczyniam rzucony na mnie urok (nauczyła mnie tego moja babcia - Szeptucha). 
Rzecz polega na odesłaniu złych życzeń do nadawców. Wiem, jak to działa - nie chciałbym być na ich miejscu.
Od razu czuję się lżejszy i poprawia mi się nastrój - widomy znak, że siedziało na mnie Złe.  

Teraz czas na uprzątnięcie miejsca – wysikuję zardzewiałą wodę z beczki i rozpinam uderzony plecak.
Szkody: - małe rozdarcie w plecaku – zaszyje się.
- pęknięta torebka z płatkami owsianymi – wytrząchnąć dla ptaków.
- przygięty druciak ogniskowy (był przywiązany na spodzie) – wyprostuje się.
- nadgięta osłona obiektywu Canona, choć aparat był owinięty swetrem.
Robię próbne zdjęcie – jest ok.
A więc straty okazały się zerowe.


Zdaję telefoniczną relację z wypadku znajomej, która radzi mi, abym na nogę przyłożył sobie kompres z octu, co wykonuję niezwłocznie: - nasączyć gałganek octem i owinąć nim kostkę. Wykonuję to za pomocą zalewy octowej z pieprzem do marynowania grzybów – bo tylko taki ocet mam.

Jeszcze tylko napić się i spać, spać!
Jest już szaro kiedy z tym kompresem nożnym usypiam natychmiast – rano przecież odjeżdżam do Sanoka. Budzę się w nocy – noga pali – zrzucam kompres, głowa gorąca - mam gorączkę.

I w ten oto sposób skończył się dzień czwarty wycieczki w góry, w którym „się działo”.
Rano budzę się z pogodą ducha, chociaż boli sakramencko i z ciekawością oglądam pęcherze, które wywaliło przez noc. Jak się okazało dopiero wzbierały.


 
Potem nastąpiło mozolne schodzenie do autobusu Cisna – Sanok. Po południu, w Sanoku, przed przesiadką w Neobus do Warszawy, pęcherze nabrały rumieńców.


Po dwóch dniach siedziałem przed Domowym Konsylium Lekarskim na Wyspie Sobieszewskiej. Owe ciało zawyrokowało: 
1 - pęcherze wezbrały dlatego, że zamiast octu zastosowałem octową marynatę do grzybów. Czyli według Konsylium przypaliłem skórę.
2 - Mam natychmiast udać się do lekarza.

Azaliż nie mogłem zgodzić się z tą diagnozą z dwóch powodów: - po pierwsze primo: - zaprawa do marynowania grzybów miała ocet rozcieńczony jeden do pięciu, a jakoś ten logiczny argument nie trafiał do Konsylium. - Po drugie primo: - po ogłoszeniu wyroku jedna osoba ze składu Konsylium spadła z ławki będąc w stanie wskazującym, co wzbudziło moje podejrzenia co do do stanu upojenia pozostałego składu Konsylium.

Podsumowanie: - Każdy jest dla siebie najlepszym lekarzem. Po tygodniu pokonałem te marne siedemset metrów dzielące mnie od morza i zastosowałem leczenie piaskiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz