poniedziałek, 5 listopada 2018

Upadek

Czwarty, ostatni dzień wycieczki na Fereczatą.
Wtorek 6 września 2016


Nad ranem deszcz ustaje. Może będzie ładny dzień?
Pierwsi odchodzą Słowacy. Idą na połoniny.



Pożegnanie - poszli. Znowu jestem sam. Na mnie kolej - zwijam biwak.



Ruszam. Jestem bardzo zadowolony.
Jeszcze spojrzenie na godzinę: - jest 09.09.
Do Cisnej powinienem dojść po czterech godzinach. Autobus mam o 15.00, czyli wszystko ok.



Zapewne o tej samej porze do Wetliny przyjechała Ela z Czystogarbu – właścicielka stadniny 60 hucułów.
Nie wiedziałem, że nasze drogi tego dnia się skrzyżują....

Wesolutki i pełen animuszu idę raźno, a nawet podbiegam – „i trala la i hopsa sa, idziemy przez życie w podskokach” i naraz ŁUP!!!
Przewracam się na pierwszym zejściu.
Oto daje o sobie znać sławna bieszczadzka glina – wszak padało dzień i noc - noga mi się podwinęła, a do tego w upadku rozległ się nieprzyjemny dźwięk, jakby kość w kostce chrupnęła....
A to ci dopiero!

Głowę przeszywa natychmiast błyskawiczna myśl - to czarni rzucili na mnie urok, bo im się nie spodobała anegdota o bieszczadzkim niedźwiedziu!
I stało się to w zgodzie z moją prośbą do Anioła, żeby „działo się”.
Jakbym usłyszał Jego głos: - Chciałeś przygód? To masz fikołka!

Siedzę i myślę.... Zrobiło mi się gorąco.

Po chwili ochłonąłem i..... przypomina mi się dowcip pasujący do sytuacji. 

Szosa biegnie ze wzgórza w dół do doliny. Z pola wolno wjeżdża na szosę chłop z furą siana. Nagle na szczycie pojawił się bardzo szybko jadący samochód. Fura wjechała akurat na środek szosy, kiedy auto full-wypas z napędem na cztery walnęło w furę!
        Fura leży, chłop leży, koń leży i ma połamane nogi.
Chłop leży, ale patrzy na drogi samochód i szybko liczy, ile to wydusi kasy od bogatego gościa.
       Drzwi samochodu otwierają się i wysiada młody, łysy mięśniak, z grubym złotym łańcuchem na szyi i pistoletem w dłoni.
Podchodzi do konia i trach! 
Potem zbliża się do chłopa i pyta: - a ty jak się czujesz?
Chłopu przypomina się sentencja: - "Zdania nie zmienia tylko martwy lub głupi" i szybciutko odpowiada: - Ja proszę pana czuję się znacznie lepiej niż przed wypadkiem!

A mnie nie do śmiechu.....

Stało się - teraz spróbuję się podnieść, aby sprawdzić, co z nogą. 
Ubłocony wstaję z trudem....

Całą uważność koncentruję w lewej stopie.
Czyli wpadam w receptywność miejscową....
Z Kołyby wyruszałem z receptywnością ogólną, a teraz będę wracał z uważnością tylko w stopie.
       Stoję jakoś ... stopa nieobecna, drętwa, ale stoję. 
A więc chyba nie jest to złamanie?
Teraz trzeba iść do przodu szybko, dopóki jeszcze nie boli.
Nastąpiła diametralna zmiana nastroju – już nie jestem zadowolony.

Czyli: - „Śmiej się dziadku z czyjegoś wypadku, bo jak sam upadniesz, do śmiechu ci nie będzie”.

Okrąglik osiągam o czasie, chociaż ból się odezwał – zaczynam 
 utykać.
    Przy kolejnym drogowskazie mam już pół godziny opóźnienia.
Po kolejnej godzinie kuśtykania mijam pierwszego turystę idącego z Cisnej - dzień dobry. Próbuję się uśmiechnąć.

Ból narasta, idę coraz wolniej.
Mgła gęstnieje.
Oj! Wesoło nie jest..... 
Ale co to znaczy dusza fotografa - dalej cykam zdjęcia.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz