Ciocia
umarła na wiosnę.
Była
bardzo wiekowa, lecz godna pozazdroszczenia sprawność fizyczna i
umysłowa nie opuszczała Cioci do samego końca.
Przy
porządkowaniu mieszkania znalazłem Jej „bloga” - zeszyt
pełen zapisów, sentencji.
Oto jeden urywek:
„Wydarzenia
religijne były zawsze związane ze specyficzną historią pewnego
stosunkowo małego obszaru.
Wynikały
z przemyśleń i reakcji najczęściej małej grupy ludzi.
Bywała
to sztucznie zawężona historia.
Zwykle
ta zawężona historia ignorowała istnienie innych kultur i wyznań.
Subiektywny
punkt widzenia przedstawiano jako jedynie właściwy, a związany z
nim system wartości jako bezwzględnie prawidłowy.
W
ten sposób zamiast przybliżać nas do źródła prawdy,
przedstawiano nam wymyślone idee.
Poszukiwanie
prawdy nie było dla takich ludzi priorytetem, więcej:
najważniejszym było rządzenie innymi duszami.
W
ten sposób bardzo wcześnie zrodził się we mnie cichy sprzeciw
wobec kościoła”.....
Ten
cichy sprzeciw, z wiekiem przerodził się u Cioci w zdecydowany
antyklerykalizm.
Nie
bała się śmierci, rozmawialiśmy wielokrotnie o życiu po tamtej
stronie, byłem tam przecież jedną nogą....
-
Pół roku przed śmiercią jest sen proroczy. Był taki sen.
-
Dwa dni przed wydarzeniem – zapowiedziała swoje odejście, podając
datę i porę dnia.
Umierając
przypomniała dyspozycję: - „Proszę mnie spalić i żadnego
księdza! Nie życzę sobie obecności księdza!”.
I
tak się stało.
Zmniejszyło
się grono moich przyjaciół.
Niech
nad mym grobem oszust czarny
Nie wznosi w niebo swoich dłoni
Na nic mi jego obrzęd marny
Gdy mnie na wieczność ziemia wchłonie
Nic mi martwej z pustych zwrotów
Obłudnych próśb i modłów płatnych
Faryzeusza, który gotów
Wziąć od biedaka grosz ostatni
Niech mnie nie żegna świątobliwy
Wilk przyodziany owczą skórą
Przejrzałam jego serce chciwe
I myśli podłe pod tonsurą
Nie wskrzeszą mnie nabożne gesty
Ani organów głośne granie
Liść mnie pożegna swym szelestem
I gwiazd odległych migotanie
Szum lasu niech mi towarzyszy
I pieśń srebrzysta górskiej rzeki
Gdy w wiekuistej spocznę ciszy
Śniąc Wysp Szczęśliwych świat daleki.
Nie wznosi w niebo swoich dłoni
Na nic mi jego obrzęd marny
Gdy mnie na wieczność ziemia wchłonie
Nic mi martwej z pustych zwrotów
Obłudnych próśb i modłów płatnych
Faryzeusza, który gotów
Wziąć od biedaka grosz ostatni
Niech mnie nie żegna świątobliwy
Wilk przyodziany owczą skórą
Przejrzałam jego serce chciwe
I myśli podłe pod tonsurą
Nie wskrzeszą mnie nabożne gesty
Ani organów głośne granie
Liść mnie pożegna swym szelestem
I gwiazd odległych migotanie
Szum lasu niech mi towarzyszy
I pieśń srebrzysta górskiej rzeki
Gdy w wiekuistej spocznę ciszy
Śniąc Wysp Szczęśliwych świat daleki.
18:18 wdech i wydech, zycie i smierć
OdpowiedzUsuń