niedziela, 4 grudnia 2016

Grzybowe szaleństwo

Początek czerwca 2016.
Najpierw objeżdżam na rowerze wszystkie możliwe kierunki na odległość 20 km od Woli Michowej.

Już w czasie inauguracyjnej wycieczki, niedaleko Roztok Górnych natykam się na pierwsze tegoroczne grzyby: - borowik ceglastopory i kozak czerwona główka.




Po trzech dniach rowerowania zdecydowałem, że nadszedł czas na porządne grzybobranie.
Miejscowi narzekają na suszę i twierdzą zgodnie, że grzybów nie ma.
A więc sprawdzę na przykładzie grzybów jak to jest: - czy należy mieć własne zdanie na dany temat, czy też warto opierać się na poglądach innych ludzi.
     Wio do lasu!
Ostry zjazd do szosy, potem za Nalewkarnią do góry, aż do rozwidlenia dróg leśnych. Rower odstawiam w krzaki, idę kilometr pod górę. Miejscami w dołkach rozpaćkane przez ciągniki błoto do kolan, trzeba te miejsca omijać.
    Las pachnie igliwiem, potok szumi, a na mojej drodze staje pierwszy  prawdziwek!


Po godzinie plecak ( 5 kg ) pełen.
Wniosek?

Nie bierzemy pod uwagę tego, co mówią inni. Dbajmy o własne doświadczenia.

Przez trzy dni jem grzyby w postaciach różnych. Po tych  trzech dniach mam już dość grzybów, teraz będzie tylko suszenie.
  

A grzyby są dorodne! Nie zdążyły się zestarzeć, więc nie są jeszcze robaczywe.



I tak wpadam w grzybowe szaleństwo!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz