Początek
czerwca 2016.
Najpierw
objeżdżam na rowerze wszystkie możliwe kierunki na odległość 20
km od Woli Michowej.
Już
w czasie inauguracyjnej wycieczki, niedaleko Roztok Górnych natykam
się na pierwsze tegoroczne grzyby: - borowik ceglastopory i kozak
czerwona główka.
Po
trzech dniach rowerowania zdecydowałem, że nadszedł czas na
porządne grzybobranie.
Miejscowi
narzekają na suszę i twierdzą zgodnie, że grzybów nie ma.
A
więc sprawdzę na przykładzie grzybów jak to jest: - czy należy
mieć własne zdanie na dany temat, czy też warto opierać się na
poglądach innych ludzi.
Wio
do lasu!
Ostry
zjazd do szosy, potem za Nalewkarnią do góry, aż do
rozwidlenia dróg leśnych. Rower odstawiam w krzaki, idę kilometr
pod górę. Miejscami w dołkach rozpaćkane przez ciągniki błoto
do kolan, trzeba te miejsca omijać.
Las
pachnie igliwiem, potok szumi, a na mojej drodze staje pierwszy prawdziwek!
Po
godzinie plecak ( 5 kg ) pełen.
Wniosek?
Nie
bierzemy pod uwagę tego, co mówią inni. Dbajmy o własne
doświadczenia.
Przez
trzy dni jem grzyby w postaciach różnych. Po tych trzech dniach mam już
dość grzybów, teraz będzie tylko suszenie.
A
grzyby są dorodne! Nie zdążyły się zestarzeć, więc nie są
jeszcze robaczywe.
I
tak wpadam w grzybowe szaleństwo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz