Wieczór
i noc ulicach Warszawy. Do Świąt jeszcze trochę, ale ich atmosferę czuje się coraz mocniej. Okolice Ronda ONZ.
Plac
Na Rozdrożu.
Ul.Piękna,
naprzeciwko ambasady amerykańskiej.
Niedługo północ. Ustają
wpisy na kilka najbliższych dni, a ja składam Czytelnikom życzenia
zdrowych i spokojnych Świąt.
Zamieszczam
także dedykację dla Was.
Jest
nią jeden z moich ulubionych wierszy. Ten
wiersz jest całkiem „kościółkowy”, a jednocześnie tak wzruszający, że kiedy czytałem go po raz pierwszy,
miałem mokre oczy.
I pomyśleć, że za ten piękny wiersz,
katoliccy ortodoksi zmieszali Jana
Sztaudyngera
z błotem.
Matka
Boska na nartach.
Matka
Boska na nartach
Zjechała z gór Beskidu
(A dobrze jeździć umie,
Nie zrobi narciarzom wstydu).
W
sukience do samej ziemiZjechała z gór Beskidu
(A dobrze jeździć umie,
Nie zrobi narciarzom wstydu).
I dwoma świecami w dłoni
Zjechała, jak miesiąc śliczna,
Z wysokich śląskich groni.
(…)
Pytali, kto to jedzie
Z wysokich śląskich groni,
Co zamiast trzymać kijki
Dwie świeczki dzierży w dłoni.
Dwa wilki jak baranki
Biegły przy świętych nartach,
Dla Przenajświętszej Panny
Jako przyboczna warta.
Dwie sarny poklękały
Pod starą, śnieżystą jodłą
I las się oddał cały
Cichym poszumom, modłom.
Tak
szybko przejechała,
Tylko mignęła w bieli,
Że już im w dali znikła,
Nim, kto jest, odgadnęli.
Biegli
więc za nią spiesznie,Tylko mignęła w bieli,
Że już im w dali znikła,
Nim, kto jest, odgadnęli.
Ale nie dali rady,
Więc tylko poklękali
Całując nartów ślady.
A z łaski przenajświętszej,
Gdzie padły ich całusy,
Tam wiosną rozkwitały
Śnieżyczki i krokusy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz